Apostołowie przeżyli wielki szok. Zbawiciel czyni spektakularny cud uzdrowienia. Ożywia uschłą od urodzenia rękę! Dla Apostołów to swoista fotografia-błysk-flesz bóstwa Jezusa i nauka miłości. Tę sytuację opisuje dzisiejsze Słowo z Ewangelii św. Marka w rozdziale 2. Bo tylko Bóg potrafi tak kochać, stwarzać, wskrzeszać, zmartwychwstawać, zbawiać i leczyć w sekundzie. Bóg potrafi z miłości stworzyć z gliny ziemi ciało, i tchnąć weń duszę. Co więcej, potrafi z miłości do człowieka uzdrowić jednym znakiem oschłą duszę, co dzieje się w czasie czynienia sakramentów. Na przykład podczas Mszy św. czy w konfesjonale…
Człowiek stworzony na obraz Boży także potrafi kochać. Ale nie potrafi stwarzać, ani uzdrawiać w jednej chwili. Człowiek nie stwarza, ale tworzy. Zużywa elementy już uprzednio dane, używa otrzymanych z Góry talentów — daru miłości Boga. Bazuje również na swoim wykształceniu. „Wytwarza” w ten sposób wiele dobra. Jedna uwaga: człowiek potrafi również swoje talenty zaprzepaścić i używać ich „bez trzymanki”, a nawet siebie degradować, kochać w sposób wadliwy. Człowiek co prawda z natury poszukuje wyższego porządku, miłości z Góry, często jednak kończy się to na tzw. staraniu się i dobrych intencjach. A tymi ostatnimi wg starego polskiego przysłowia piekło jest wybrukowane.
Człowiek to nawet zakochać się w sobie potrafi. Przecież zostać egoistą to rzecz całkiem prosta. Potrzeba patrzeć długo w lustro, nie w Niebo i rozumieć epikurejskie hasło carpe diem (pl. chwytaj, skub dzień) jako hulaj dusza piekła nie ma. Człowiek hołdujący zasadzie carpe diem konsumuje swoje życie, żeby zapomnieć o tym, że ono się skończy. Człowiek wierzący w zmartwychwstanie nie ma takiej potrzeby. Szuka głębi szerokiej miłości. Owszem, cieszy się swoim życiem na ziemi jako wielkim darem, ale nie zalicza możliwie największej ilości przyjemności w możliwie najkrótszym czasie, aby jak najwięcej się „nachapać”. Wie, że na przeżycie swojego życia w pełni ma całą wieczność.
Człowiek to nawet zakochać się w drugim potrafi bez pamięci i naskórkowo. To nietrudne. Lecz kochać stabilnie i być za drugiego odpowiedzialnym z miłości, kiedy uczucia wiosenne przeminą, to już zadanie dla wielu anachroniczne, zbyt poukładane, jakby ze świata antyków. Świat i seriale wskazują co robić, kiedy przemija romantyzm: najlepiej po paru latach wymienić tzw. partnera na nowszy model i porzucić. Czy wolno i w imię czego wolno tak czynić: mamić siebie i innych mirażami płytkich miłości?
Człowiek żyjący zmartwychwstaniem uczy się kochać Boga i uczy się kochać od Boga. Im głębiej Boga kochamy tym lepiej też umiemy kochać. Dzieje się to na różne sposoby przez całe życie. Modlitwą i milczeniem, śmiechem i czasami płaczem, radosnym życiem i kawałkami cierpienia, odkrywaniem mądrości i demaskowaniem głupoty, rozumem i wiarą. Znakomity kaznodzieja polski kiedyś na kanwie Ewangelii o uschłej ręce wieszczył tak: „Kto jest zakochany w pięknie swojego ciała, przeżyje dramat, gdy owo piękno rozsypie się jak zamek zbudowany ze śniegu. Kto jest zakochany w dobrach tego świata, przeżyje gorycz ich utraty w bystrych nurtach upływającego czasu. Jedynie ten, kto jest zakochany w dobrach wiecznych, przeżyje radość, gdy gliniane jego serce pęknie i przed światem rozbłyśnie jego Boska zawartość” (Ks. Edward Staniek).
Na gliniane życie człowieka czeka ostatecznie takie finalne selfie — rozliczenie z Panem Bogiem. Prawdziwa fotografia życia. Wtedy rozbłyśnie cały prawdziwy skarb-spichlerz człowieka, nasza Boska zawartość. Ona daje życiu prawdziwy sens. Chodzi bowiem o wartości najwyższe, których nie porzucamy, a dla których żyjemy, i dla których poruszamy się i jesteśmy.
Jeszcze jedno: uschła ręka nie może pracować. Nie można jej też wyciągnąć na powitanie. Uschłe serce to jednak wiele gorzej, bo nie umie kochać. Jeśli takie serce w końcu otworzyć, to w środku tylko cień i pustka. Żadnego ziarna i światła Bożego. Posiadacz takiego serca kończy na zmysłowych doznaniach, wydumanych intencjach, czczych pragnieniach. Nie nauczy się prawdziwie kochać ani Boga, ani ludzi, ani siebie. Jeśli jednak ktoś o swoje serce zadba, żyje „wysoko”, czyni serce wg serca Stwórcy. Gromadzi w nie światło i życie.
Dlatego prośmy Jezusa w tym czerwcu, kiedy to często odmawiamy litanie do Jego Serca, aby zabłysnął w naszych wnętrzach tak, jak w życiu człowieka z uschłą ręką. A wtedy przechowamy na dzień przejścia na drugi świat ten skarb w naczyniach glinianych, aby z Boga była owa przeogromna moc, a nie z nas (2 Kor 4, 7). Amen.
/ks. inf. Dariusz Raś/