Dzień Wszystkich Świętych wskazuje na świętość jako główną opcję i sens życia wierzących w Chrystusa. Apostoł Paweł napisał przecież nie na próżno, że jesteśmy wybranym plemieniem, królewskim kapłaństwem, narodem świętym, ludem [Bogu] na własność przeznaczonym… Papież Benedykt XVI dwadzieścia wieków później powtórzył to samo swoimi słowami: Wszystkie istoty ludzkie są dziećmi Bożymi (…). Bóg wzywa wszystkich, by stali się Jego świętym ludem. To przekonanie żyje wśród nas i jest jakby świętą opcją Kościoła, którą chrześcijanie żyją na co dzień.
Bo czy w ciągu roku nie przypada każdego dnia wspomnienie świętych znanych z imienia, znanych z historii? Co więcej, wiele osób doszło do świętości w zupełnym ukryciu: nasze cmentarze są, jak ufamy, miejscem pochówku wielu, wielu świętych ludzi, naszych przodków, których zaprosił do siebie nasz Ojciec niebieski. Może opiekujemy się na cmentarzach grobami wielu mieszkańców nieba, modlimy się i w tajemnicy świętych obcowania, paląc lampki liczymy w sercu na spotkanie z nimi w niebie. Czyż nie tak?
Każdy z nas jest trochę święty. Nie tylko przez czynne uczestnictwo w sakramentach świętych, w spowiedzi czy najświętszej Eucharystii. Nie tylko przez czytanie Pisma Świętego, którego strony są napełnione słowami życia wiecznego. Stajemy się świętymi również przecież przez wiele naszych codziennych dobrych czynów, słów, myśli oraz wierność obowiązkom. To nasza autentyczna ścieżka chrześcijańska prowadzi konsekwentnie do świętości pomimo ludzkiej ułomności. Czy to rozumiemy?
Św. Jan wprost tłumaczy pierwszym wierzącym w Chrystusa i nam kwestię świętości: Umiłowani, obecnie jesteśmy dziećmi Bożymi, ale jeszcze się nie ujawniło, czym będziemy. Wiemy, że gdy się to objawi, będziemy do Niego podobni, bo ujrzymy Go takim, jaki jest. Każdy zaś, kto pokłada w Nim nadzieję, uświęca się, podobnie jak On jest święty (1 J, 3, 2–3). Wg apostoła Jana żyjemy opcją uświęcania się. Innymi słowy mamy nadzieję, że święci to my, tylko cokolwiek później. Nie chodzi o naszą oficjalną kanonizację, czy tym bardziej o „kadzidło” podczas mów pogrzebowych nad nasza trumną, ale o pewne miejsce w domu Ojca niebieskiego i wielkie wesele w wieczności. Choć na drodze ziemskiej wielu z nas się gubi, a niektórym zaczęło się wydawać, że to ktoś inny ma być świętym to jednak dobrze sobie dziś przypominajmy prawdę o powszechnym powołaniu do świętości. Bo ewangeliczni błogosławieni to my, tylko cokolwiek później.
W tym kontekście starożytni mówili jeszcze o tzw. «mysterium lunae». Co to jest «mysterium lunae»? Papież Franciszek przypomniał sens tej tajemnicy: każdy człowiek przypomina księżyc, który nie ma własnego światła. Świeci odbitym światłem słońca. Także my nie mamy własnego światła, światło, które mamy jest odbiciem łaski Boga, światła Boga. Od każdego z nas zależy, w jakim stopniu przyjmie to światło — dar świętości.
Piękny kanon wyśpiewuje prawdę o pochodzeniu naszej świętości: Jesteśmy piękni Twoim pięknem Panie! Ty otwierasz nasze oczy, na piękno Twoje Panie! To ważne, aby pamiętać, że nikt z nas, ani dorośli, ani dzieci, ani nawet siostry zakonne w zakonie kontemplacyjnym, nie świeci własnym światłem, ale korzysta z podobieństwa do Stwórcy. Tę tajemnicę przypomina nam dzisiaj Jezus Chrystus, Syn Boży, który złożył ofiarę za wszystkich ludzi. Aby byli błogosławieni i święci! Amen.
/ks. inf. Dariusz Raś/