Ludzkość po okresie szkolnym weszła w progi uniwersytetu. Okres szkolny reprezentują prorocy, nauczyciele ludu, mędrcy, królowie, którzy przeczuwali, że przyjdzie kiedyś wyraźne, rozstrzygające objawienie się Boga. Po stworzeniu świata i człowieka, po grzechu pierworodnym Adama i Ewy i po potopie, ludzkość oczekiwała z nadzieją na znaki. Bóg nie przestał kochać. Posyłał ludziom wielu powołanych nauczycieli.
Nehemiasz, namiestnik, oraz kapłan-pisarz Ezdrasz, jak i lewici, pouczali wybrany lud, uczyli świętowania dnia świętego, chronili ubogich, przywracali godziwe życie zagubionym. Słyszymy tego echo w tekście z księgi Nehemiasza: „Idźcie, spożywajcie potrawy świąteczne i pijcie słodkie napoje, poślijcie też porcje temu, który nic gotowego nie ma: albowiem poświęcony jest ten dzień Bogu naszemu. A nie bądźcie przygnębieni, gdyż radość w Panu jest waszą ostoją” (Ne 8, 8–10). Te wskazania budowały struktury społeczne, nadawały porządek i były szkołą życia żydów jako narodu wiernego Bogu i Ojczyźnie na przełomie V i IV wieku przed Chrystusem.
Miała jednak nadejść pełnia czasu i pełnia nauki dla ludzkości. I nadeszła. Stało się to w Jezusie Chrystusie. Dopiero Jego Dobra Wiadomość, życie, nauczanie, śmierć i zmartwychwstanie stanowią metę Bożej nauki i rehabilitację ludzkości. Potwierdzenie dają dzisiejsze słowa Pana ze Św. Łukasza: „Duch Pański spoczywa na Mnie, ponieważ Mnie namaścił i posłał Mnie, abym ubogim niósł dobrą nowinę, więźniom głosił wolność, a niewidomym przejrzenie; abym uciśnionych odsyłał wolnymi, abym obwoływał rok łaski Pana” (Łk 4, 18–19). Zauważmy również jak wielki jest poligon nauczania Mesjasza: ubodzy, więźniowie, niewidomi, uciśnieni. Nie chodzi nawet tylko o te zewnętrzne cechy ubóstwa i niewoli, choroby i ucisku, lecz przede wszystkim o te wewnętrzne słabości. Cudownie jest wiedzieć jak je zaopiekował Pan. Nie tylko wśród Żydów, lecz i Greków, czyli Europejczyków i wśród reszty świata. On leczy słabość i niewiedzę ducha do końca, uczy największych mądrości i pewnie prowadzi ludzi, którzy Mu ufają. Tak i my weszliśmy za naszym Nauczycielem na uniwersytet wolności i bogactwa ducha.
Czy jednak w ten sposób traktujemy naszą wiarę? Czy ją podejmujemy jako najwyższą naukę i jako uniwersytet mądrego życia? Żyjemy na ziemi, mamy możliwość zaspokojenia wielu potrzeb – od wody, jedzenia, powietrza i słońca poczynając… Bóg znakomicie zgrał wpisane w nas pragnienia ze słowami więcej, wyżej, dalej. Maksima możemy jednak osiągać tylko przy Jezusie. Przez Jego program. I niespokojne jest serce człowieka jeśli nie przejdzie przez uniwersytet wartości przyniesionych przez Syna Bożego. Niespokojne jest serce człowieka jeśli nie spocznie w Panu. Jeśli nie uwierzy.
W głębi serca pragniemy uczestniczyć w wielkim projekcie, który nas przekracza, a zarazem nadaje kierunek i znaczenie naszym wysiłkom. Któż z nas nie odczuł radości, zauważając pewnego dnia, że swoją pracą dołożył choćby malutką cegiełkę do dzieła Jezusa? Niekiedy wystarczą po prostu odwiedziny chorego, samotnego, rozmowa z sąsiadem, uśmiech do obcego, napotkanego na ulicy. Ludzie, którzy wiarę traktują jako siłę serca są w społeczeństwie na wagę złota. Wizjonerzy wiary zawsze widzą dalej, sięgają głębiej, zbierają na bogato. Do tego wzywa nas Jezus.
Eucharystia jest jak uniwersytecki wykład żywej wiary. Przybywamy na godzinę, ale orientujemy się wg nauki Chrystusa na wiele dni następnego tygodnia. To bezcenny czas zbierania sprawności wiary, nadziei i miłości. Aby je w pełni wykształcone zanieść światu. Rozdać je po prostu ludziom. Jak prezent i zaproszenie od samego Jezusa. Amen.
/ks. inf. Dariusz Raś/