0:00/ 0:00

Zeskanuj, aby wesprzeć Bazylikę

spark-qr mobile
POKAŻ MNIEJ

Przekaż ofiarę dla Bazyliki Mariackiej
w Krakowie z użyciem aplikacji Spark

Nie masz aplikacji? Wejdź na spark.pl
ZAMKNIJ

Przekaż ofiarę dla Bazyliki Mariackiej
w Krakowie z użyciem aplikacji Spark

Przejdź

lub na 70 1240 1431 1111 0000 1045 5360 (numer konta parafii)

Aplikacja dostępna dla platformy

Wydarzenia

Władysław Ślazyk. Postać z ołtarza

Władysław Ślazyk. Postać z ołtarza

Wła­dy­sław Śla­zyk (1907−1985) – przez 25 lat opro­wa­dzał zwie­dza­ją­cych po koście­le Mariac­kim. W swo­jej kami­zel­ce i pele­ry­nie ozdo­bio­nej tar­cza­mi szkol­ny­mi był barw­ną wizy­tów­ką nie tyl­ko bazy­li­ki, ale rów­nież całe­go Kra­ko­wa. „Był dla nasze­go śro­do­wi­ska cha­rak­te­ry­stycz­ną posta­cią, któ­ra jak­by zeszła z ołta­rza Mariac­kie­go i obja­śnia­ła jego poszcze­gól­ne sce­ny. Uśmiech­nię­ty, spo­koj­ny, star­szy czło­wiek z dłu­gi­mi, siwy­mi wło­sa­mi wspa­nia­le współ­grał ze stwo­szo­wy­mi figu­ra­mi” – mówi o nim ks. inf. Bro­ni­sław Fidelus. 

Pra­gnie­my zacho­wać od zapo­mnie­nia pamięć jego oso­by. Dość obszer­ne infor­ma­cje doty­czą­ce Wła­dy­sła­wa Śla­zy­ka pocho­dzą z nastę­pu­ją­cych źró­deł: archi­wum rodzin­ne, opo­wie­ści ks. Józe­fa Kazi­mie­rza Śla­zy­ka, pani Gra­ży­ny Łapy-Śla­zyk, archi­wum bazy­li­ki Mariac­kiej, rela­cji mariac­kich księ­ży: ks. inf. Bro­ni­sła­wa Fide­lu­sa i ks. Jana Pasierb­ka, oraz z arty­ku­łów prasowych.

SŁOPNICZANIN

Wła­dy­sław Śla­zyk uro­dził się 6 kwiet­nia 1907 roku we wsi Słop­ni­ce koło Lima­no­wej, na tak zwa­nej „Pachu­tów­ce” w rodzi­nie zamoż­nych zie­mian Macie­ja i Marii Śla­zy­ków. Rodzi­ce swo­je dzie­ci wycho­wy­wa­li w duchu patrio­ty­zmu i wia­ry. Wła­dy­sław ukoń­czył przed­wo­jen­ną szko­łę dla nauczy­cie­li w Sta­rym Sączu, a następ­nie wyje­chał do Kra­ko­wa, gdzie duże wspar­cie otrzy­mał od swo­jej ciot­ki. Był dzia­ła­czem Akcji Kato­lic­kiej i przez pewien czas pisy­wał do tygo­dni­ka kato­lic­kie­go „Dzwon Nie­dziel­ny”. W 1929 roku wyje­chał do Lwo­wa i tam wraz z ks. Micha­łem Ręka­sem pro­wa­dził Apo­stol­stwo Cho­rych i Radio dla Cho­rych. Był rów­nież człon­kiem Cywil­nej Obro­ny Naro­do­wej i pra­co­wał w szpi­ta­lu polo­wym na Poli­tech­ni­ce Lwowskiej.

Tuż po wybu­chu II woj­ny świa­to­wej posta­no­wił wró­cić do Słop­nic. Od począt­ku zaan­ga­żo­wał się w pomoc potrze­bu­ją­cym: ubo­gim, samot­nym i ofia­rom dzia­łań hitle­row­skich. Brał udział w pra­cach Rady Głów­nej Opie­kuń­czej i Pol­skie­go Czer­wo­ne­go Krzy­ża. Orga­ni­zo­wał m.in. pomoc dla lud­no­ści wysie­dlo­nej z woje­wódz­twa poznań­skie­go i uchodź­ców ze wschod­niej czę­ści Pol­ski. Dzię­ki pra­cy na kolei unik­nął wywóz­ki na przy­mu­so­we robo­ty do III Rze­szy, a tak­że poma­gał w prze­wo­zie dzie­ci. Ura­to­wał ich ponad 40. Po klę­sce powsta­nia war­szaw­skie­go opie­ko­wał się oso­ba­mi cho­ry­mi na tyfus. 21 kwiet­nia 1945 został powo­ła­ny w skład Gmin­ne­go Komi­te­tu Opie­ki Spo­łecz­nej w Tym­bar­ku. Za swo­ją dzia­łal­ność był ści­ga­ny przez gesta­po, i nawet po woj­nie do 1947 roku ukry­wał się w lasach.

Pod koniec lat 40. pra­co­wał w Powia­to­wym Komi­te­cie Opie­ki Spo­łecz­nej w Nowym Sączu, a następ­nie został nauczy­cie­lem w miej­sco­wo­ści Czyr­na koło Kry­ni­cy, gdzie uczył łem­kow­skie dzie­ci. W mię­dzy­cza­sie był wie­lo­krot­nie nacho­dzo­ny przez UPA. Potem objął posa­dę w szko­le pod­sta­wo­wej w Kamie­ni­cy. Był tam opie­ku­nem har­cer­stwa i Koła PCK, pro­wa­dził świe­tli­cę, biblio­te­kę i czy­tel­nię. W rodzin­nej miej­sco­wo­ści został powo­ła­ny na prze­wod­ni­czą­ce­go miej­sco­we­go zarzą­du PCK i dopro­wa­dził do powsta­nia Ośrod­ka Zdro­wia. Po powro­cie do Kra­ko­wa pra­co­wał w Zakła­dzie dla Nie­ule­czal­nie Cho­rych im. Bra­ta Alber­ta, a następ­nie w Biblio­te­ce Jagiel­loń­skiej przy opra­co­wa­niu zbio­rów zabezpieczonych.

SAMARYTANINWERNYHORA

Na począt­ku lat 60. został powo­ła­ny przez ks. inf. Fer­dy­nan­da Machaya do pra­cy w koście­le Mariac­kim jako kustosz świą­ty­ni i ołta­rza Wita Stwo­sza. Był kawa­le­rem, ale przez więk­szość życia wycho­wy­wał i kształ­cił dzie­ci swo­ich sióstr. Mimo że nie miał swo­ich dzie­ci to jed­nak miał ich całą gro­mad­kę. Ota­czał je miło­ścią i opie­ką, co było bar­dzo widocz­ne, nawet tutaj w koście­le Mariac­kim, gdy przy­pro­wa­dzał je ze sobą  – wspo­mi­na ks. Jan Pasier­bek. O odwie­dzi­nach w tym miej­scu pamię­ta Gra­ży­na Łapa-Śla­zyk – sio­strze­ni­ca: Spę­dza­łam z wuj­kiem naj­wię­cej cza­su, gra­li­śmy razem nawet w fil­mach. Bar­dzo czę­sto zabie­rał mnie ze sobą do kościo­ła Mariac­kie­go i poka­zy­wał jego pięk­no. Wła­dy­sław Śla­zyk był tak­że ini­cja­to­rem i fun­da­to­rem pomni­ka poświę­co­ne­go 32 ofia­rom hitle­row­skich repre­sji zamor­do­wa­nym 17 lip­ca 1944 w Słop­ni­cach. Wie­lo­krot­nie wystę­po­wał w fil­mach jako sta­ty­sta. Zagrał m.in. w „Histo­rii żół­tej ciżem­ki” Syl­we­stra Chę­ciń­skie­go, „Z dale­kie­go kra­ju” Krzysz­to­fa Zanus­sie­go czy w „Wese­lu” Andrze­ja Waj­dy. Jak mówi sio­strze­niec ks. Józef Śla­zyk: Wujek Wła­dek był zna­ny i lubia­ny w Kra­ko­wie i całej Mało­pol­sce, bo był praw­dzi­wym patrio­tą i szla­chet­nym czło­wie­kiem, świę­tym i nie­tu­zin­ko­wym kra­ko­wia­ni­nem i słop­ni­cza­ni­nem, nazy­wa­nym w Kra­ko­wie „Wer­ny­ho­rą”, a w Słop­ni­cach „Sama­ry­ta­ni­nem”, bo niko­mu nie odma­wiał pomo­cy i wie­lu ludziom poma­gał. Zmarł 30 kwiet­nia 1985 roku i spo­czął w ufun­do­wa­nej przez sie­bie kapli­cy cmen­tar­nej w Słop­ni­cach.  

 KUSTOSZ

Po II woj­nie świa­to­wej, po wie­lu latach sta­rań ks. Machaya w 1957 roku ołtarz Wnie­bo­wzię­cia NMP powró­cił do kościo­ła Mariac­kie­go. Obiekt zna­ny na całym świe­cie przy­cią­gał oso­by, któ­re nie tyl­ko trak­to­wa­ły go jako sym­bol sakral­ny, ale tak­że jako uni­kal­ny, naj­wyż­szej kla­sy świa­to­wej zaby­tek. Ruch tury­stycz­ny wów­czas w bazy­li­ce nie był wpro­wa­dzo­ny, nie było też prze­wod­ni­ków. Cały­mi dnia­mi kościół był otwar­ty, przy­cho­dzi­li wier­ni na modli­twę, ale poja­wia­ły się tak­że gru­py szkol­ne ze swo­imi nauczy­cie­la­mi, żeby zoba­czyć wnę­trze, ale przede wszyst­kim ołtarz. Ks. Machay posta­no­wił wów­czas popro­sić o pil­no­wa­nie porząd­ku i zaj­mo­wa­nie się ołta­rzem Wła­dy­sła­wa Śla­zy­ka. To zada­nie z wiel­ką pasją wyko­ny­wał przez 25 lat.

Wła­dy­sław Śla­zyk przez te wszyst­kie lata gor­li­wie dbał o dzie­ło Wita Stwo­sza i inne wspa­nia­ło­ści mariac­kie. Jak wspo­mi­na ks. infu­łat Bro­ni­sław Fide­lus – Wła­dy­sław był bar­dzo przy­wią­za­ny do ołta­rza i zda­wał sobie spra­wę z jego wiel­ko­ści i tę wiel­kość prze­ka­zy­wał innym. Nie był histo­ry­kiem, ale we wspa­nia­ły spo­sób obja­śniał naj­waż­niej­sze fak­ty zwią­za­ne z ołta­rzem. Mówił z uczu­ciem, uzmy­sła­wiał spo­łe­czeń­stwu jaką to dzie­ło jest bez­cen­ną war­to­ścią dla nasze­go naro­du. Ale przede wszyst­kim prze­ka­zy­wał pew­ne pod­sta­wo­we praw­dy wia­ry, któ­re tury­ści mogli odczy­tać z poszcze­gól­nych scen jako dowód naszej wia­ry i wia­ry naszych ojców. A dodat­ko­wo mówił, że tego ołta­rza niko­mu nie odda­my. Każ­dej gru­pie powta­rzał, że Ame­ry­ka­nie chcie­li kupić ten ołtarz i dawa­li tyle zło­ta za nie­go ile waży, jed­nak spo­tka­li się z odmową.

Był tak­że swo­iste­go rodza­ju prze­wod­ni­kiem mariac­kim. Sta­rał się o to, aby każ­dy gość czuł się w bazy­li­ce jak naj­le­piej. Do cudzo­ziem­ców mówił choć­by kil­ka słów w ich ojczy­stym języ­ku. Naj­czę­ściej było to dzień dobry czy witam, ale już przez to na samym począt­ku stwa­rzał przy­ja­zną atmos­fe­rę. Zbie­rał tak­że pod­pi­sy wszyst­kich waż­nych oso­bi­sto­ści przy­by­łych do bazy­li­ki. W jego notat­ni­ku znaj­du­ją się „auto­gra­fy” m.in. kard.  Wyszyń­skie­go, kard. Woj­ty­ły, Ola­fa Pal­me, Andrze­ja Waj­dy, czy innych do któ­rych nawią­zy­wał pod­czas powi­tań grup szkol­nych: Był tu szach Ira­nu, był tu cesarz Heile Selas­sie, kró­lo­wa bel­gij­ska, Robert i Edward Ken­ne­dy, był tu gene­rał de Gaul­le, pre­zy­dent Fran­cji Pom­pi­dou, pre­mier Jacqu­es Cha­ban-Del­mas, mini­ster Robert Schu­man, 40 gene­ra­łów fran­cu­skich i 30 mini­strów ze wszyst­kich państw świa­ta. Dzi­siaj wy tu jeste­ście. Dzię­ki temu ostat­nie­mu zda­niu, wszy­scy odwie­dza­ją­cy bazy­li­kę czu­li się wyjątkowo.

 EDUKATOR

Jed­nak to wizy­ty dzie­ci i mło­dzie­ży były dla nie­go nie­zwy­kle waż­ne, cie­szył się ich obec­no­ścią i cie­ka­wo­ścią świa­ta. Pro­sił, aby zosta­wia­li mu szkol­ne tar­cze, któ­re póź­niej przy­pi­nał na swo­im ubra­niu. Przez te 25 lat zapeł­nił nimi kami­zel­kę i dwie pele­ry­ny. W bazy­li­ce cho­dził w kami­zel­ce, nato­miast pele­ry­nę zakła­dał na duże uro­czy­sto­ści. Pamię­tam jak na pro­ce­sji św. Sta­ni­sła­wa z Wawe­lu na Skał­kę szedł tuż za krzy­żem i wszy­scy patrzy­li na Nie­go ze zdzi­wie­niem. Jed­nak mimo że zwra­cał na sie­bie uwa­gę i ludzie mogli go uwa­żać za dzi­wa­ka to na pew­no nie był waria­tem. Był bar­dzo uprzej­my, kul­tu­ral­ny, zawsze uśmiech­nię­ty, kła­niał się pięk­nie. Był posta­cią mile wspo­mi­na­ną przez tych, któ­rzy przy­szli zwie­dzać kościół Mariac­ki – mówi ks. Fide­lus. Taki sam obraz posta­ci nie­zwy­kle barw­nej i sym­pa­tycz­nej kreu­je ks. Pasier­bek: był czło­wie­kiem inte­re­su­ją­cym, rzu­ca­ją­cym się w oczy. Sza­no­wa­nym przez wszyst­kich, nie tyl­ko przez mło­dzież i dzie­ci, cho­ciaż to od nich pamiąt­ki tak chęt­nie zbie­rał i póź­niej przy­pi­nał na ubra­niach. Trze­ba o takich oso­bach pamiętać. 

Wła­dy­sław Śla­zyk – „kustosz” ołta­rza Wita Stwo­sza i całe­go dzie­dzic­twa fary kra­kow­skiej przez 25 lat swo­jej dzia­łal­no­ści zyskał wiel­ką sym­pa­tię wśród osób odwie­dza­ją­cych bazy­li­kę Mariac­ką. Był pre­kur­so­rem funk­cji prze­wod­ni­ka po tej kra­kow­skiej farze. Sym­bo­lem tego są dwie pele­ry­ny i kami­zel­ka tak licz­nie ozdo­bio­ne szkol­ny­mi tar­cza­mi – pre­zen­ta­mi od dzie­ci i mło­dzie­ży. Moż­na powie­dzieć, że tym, kim był Świę­to­sław Mil­czą­cy, zwa­ny Bło­go­sła­wio­nym w dobie rene­san­su, tym dla wie­lu był wła­śnie pan Władysław.