Zakończył się w ubiegłym tygodniu XVIII Konkurs Chopinowski. Pewnie to najważniejsze wydarzenie tego roku w Polsce. Wygrał Kanadyjczyk Bruce Liu, który wzruszał grą. Mówiono: „To, co dzisiaj pokazał laureat w koncercie było ekspresją wielkiej maestrii, niezwykłej wrażliwości, znakomitej pianistyki, nadzwyczajnego panowania nad całym materiałem”. Grał niezwykle energicznie, poruszał się nad klawiaturą, zdecydowanie panował nad dźwiękiem. Nie można było posądzić go o anemiczność. Nie wiało nudą, lecz przeciwnie, ekspresją muzyki Fryderyka Chopina, która wznosi serce słuchaczy do nieba w każdym pokoleniu, w każdym regionie globu.
Podobnie jest z dzisiejszymi słowami liturgii słowa. Są pozbawione wszelkiej duchowej anemii, nudy, tej znanej choroby świata. Słowa, które odczytaliśmy emanują aktywnością. Wzmagają myślenie i powodują działanie. Przecież Jezus Chrystus nie spotka i nie uleczy ludzi-leniwców, tych biernych, tych bez życia. Odczytujemy tę zasadę z Ewangelii. Nagromadzono w niej tyle aktywności w historii niewidomego żebraka, Bartymeusza, syna Tymeusza. Zaobserwujmy „energię” słów-czasowników: siedzieć, słyszeć, wołać, litować się, umilknąć, przystanąć, rzec, zawołać, przywołać, mówić, być, wstać, zrzucić, zerwać się, przyjść, przemówić, chcieć, uczynić, przejrzeć, iść, uzdrowić, pójść (za Nim). W tak krótkim tekście gramatyka aż huczy od czasowników. Wiele z nich potrafi nami poruszyć nawet po tysiącach lat, opowiadając piękno spotkania Bartymeusza ze Zbawicielem. Jakiego Jezusa Chrystusa znajdujemy w tym fragmencie? Pełnego ekspresji. Aktywnego w zbawianiu, uzdrawianiu ludzi i świata. Akordy ewangelicznego przesłania nas poruszają. Taka jest nie narracja, ale prawda: nasz Zbawiciel, Jezus Chrystus, śmierć zwyciężył, a na życie rzucił światło przez Ewangelię. Nie przyszedł, aby Jemu służono, ale aby nam rzucić światło i nas przygarnąć.
Znamy dobrze z dzieciństwa wiersz o lenistwie. Może przypomnijmy sobie choćby jego krótki fragment, który w kontekście świadectwa chrześcijańskiego, naszych obowiązków modlitwy, postu i jałmużny nabiera nowego sensu. Bo cóż to za zbitka słów: wierzący leń. Bez ewangelicznej aktywności świat przecież przygaśnie:
Na tapczanie siedzi leń,
Nic nie robi cały dzień.
„O, wypraszam to sobie!
Jak to? Ja nic nie robię?
A kto siedzi na tapczanie?
A kto zjadł pierwsze śniadanie?
A kto dzisiaj pluł i łapał?
A kto się w głowę podrapał?
A kto dziś zgubił kalosze?
O — o! Proszę!”
Poeta Jan Brzechwa, adept szkół jezuickich dobrze wiedział i dziś jakby nam przypomina: nie warto być katolikiem-anemikiem na kanapie życia.
Przypomnijmy sobie dlatego nawzajem prawdę: Największym Kompozytorem świata jest sam Pan Bóg. Uczynił wielkie rzeczy dla nas. Doceniajmy tę stwórczą i zbawczą aktywność Wszechmogącego Boga, który podtrzymuje nasz świat w istnieniu. Tę aktywność naśladujmy. O niej to brzmiał psalm 126: Pan uczynił nam wielkie rzeczy i ogarnęła nas radość. I prosił: Odmień znowu nasz los, Panie, jak odmieniasz strumienie na Południu. Oczywiście nie chodzi o ludzką nadaktywność, gorączkę działania, siłowanie się z rzeczywistością, jakąś siłaczkę, ale o realizację, odmianę, finalizację, spełnienie i szczęście w tej panoramie Bożego zamiaru jaką jest następny tydzień. Niech ta Eucharystia zaszczepi nas na wszelkie objawy anemii ducha i zapali do solidnego działania. Bądźmy naśladowcami Jezusa, który dokonuje wielkich rzeczy. Amen.
/ks. inf. Dariusz Raś/