Jesteśmy w tę niedzielę przywołani przez Jezusa. Bo nasza Wspólnota to Kahal-Kahał. Najważniejsze pismo świata, Biblia, nazywa nas właśnie tak: Zwołanie święte. Lud był w Starym Testamencie zwoływany dźwiękiem rogu (Kpł 25, 9). Gdy przetłumaczono Biblię hebrajską na język grecki — koine, to słowo Kahal zastąpiono słowem Ecclesia (od gr. caleo wołać po imieniu). Polskie słowo kościół nie oddaje więc bogactwa znaczeniowego kahal-ecclesii. Pochodzi od łacińskiego castellum i oznacza zamek. Rzeczywiście, niegdyś świątynie chrześcijan w Czechach i Polsce nie tylko wyglądem przypominały zamki, ale też spełniały funkcje obronne w wypadku napaści czy wojny. Bóg jednak nie przestaje zwoływać ludu, bo wspólnota jest bardziej zwołaniem niż twierdzą-zamkiem. Po co Bóg to robi? Aby nie tylko bronić, ale być pośród nas. Po to tu dziś jesteśmy: Bóg zwołuje, bo chciałby nam popatrzeć w oczy. I dodać sił i mądrości na życie.
„Jezus przywołał ich do siebie i rzekł do nich: »Wiecie, że ci, którzy uchodzą za władców narodów, uciskają je, a ich wielcy dają im odczuć swą władzę«”. (Mk 10, 42). Nierzadko współczesny człowiek doświadczając tylu przepisów prawa, tylu skomplikowanych zarządzeń, odruchowo chciałby się gdzieś schować. Nie chce mu się walczyć o swoje prawo i godność. Dlatego dzieje się niejednokrotnie tak, że wycofuje się i prowadzi życie w „getcie” własnych poglądów, a kiedy wchodzi w konflikt z prawem czy jego interpretacją staje bezradny. Żyje dlatego jakby na marginesie, unika konfliktów z prawem i jest jak żółw chowający się do skorupy. Inną postawą wobec przepisów prawa jest pokusa zrobienia takiej kariery, aby stać się jak ci władcy dający innym odczuć władzę i moc prawa. Nie tak znajomość prawa a pozycja władcza daje mu satysfakcję z uciskania innych, przeprowadzania swoich celów wbrew racjom i logice wspólnoty. Jest taki człowiek w społeczeństwie niebezpieczny jak dziki niedźwiedź w królestwie zwierząt, który z satysfakcją przeprowadza swoje pyszne racje i rani innych.
Na te i podobne wadliwe postawy daje Jezus sam odpowiedź. Jak uniknąć takich pokus? Jezus mówi: nauczyć się słuchać i nauczyć się służyć, a nie sprawiać, żeby cię słuchano, żeby ci służono. Ileż to rodzin, grup, ileż to organizacji, a nawet państw rozpadło się albo ze względu na wybujałe „ego” swoich liderów albo ze względu na emigrację wewnętrzną swoich członków. Przestrzeń duchowa, w której żyjemy, nie znosi pustki, braku miłości. Jak napisał Carlo Carretto nie możemy żyć wycofani jakby na „pustyni, choć w mieście”.
Naszą misją jest patrzenie w oczy ludziom, wskazywanie wadliwych postaw rządzących oraz naprawa prawa i jego interpretacji. Naszą chrześcijańską powinnością jest stała czujność, zachowanie uwagi, aby prawo było prawem, a sprawiedliwość sprawiedliwością oraz, aby pojęcia te nie były zawłaszczane, ani wykoślawiane w interesie każdoczesnej władzy. I potrzeba jeszcze jednego: czynnego miłosierdzia. Już Rzymianie wiedzieli, jak bardzo posługując się rzekomym prawem można je było nadużywać i jak bardzo było nadużywane, co znalazło wyraz w słynnej paremii summum ius, summa iniuria, że najwyższe prawo stanowione bywa najwyższą niesprawiedliwością. Przecież ograniczenie się do samej literalnej analizy przepisów może sprawić, że istotnie – litera prawa zachowana zostanie, co nie znaczy, że zatryumfuje sprawiedliwość. Wręcz na odwrót.
Niegdyś tak właśnie rozumiał rolę Adwokatury - w rodzącej się po 123 latach niewoli Polsce - związany z Krakowem Naczelnik Państwa Polskiego Marszałek Józef Piłsudski, który już w Wigilię 24 grudnia 1918 roku wydał Dekret o Adwokaturze Polskiej. Ten przenikliwy umysł - doktor honoris causa Uniwersytetu Jagiellońskiego z roku 1921 — wiedział, że bez wolnej Adwokatury, niezwiązanej z żadną opcją polityczną, potrafiącej stać u boku człowieka krzywdzonego, często przez władzę, która uważa się za nieomylną i która próbuje sobie podporządkować wszystkich i wszystko – w takich chwilach można liczyć tylko na niezależnego od żadnej władzy adwokata. Piłsudski wydał swój Dekret w czasie, kiedy nie były jeszcze ustalone granice Polski ani na wschodzie, ani na zachodzie i przed podpisaniem Traktatu Wersalskiego w 1919 roku. Jednakże wraz z doradcami wiedział, że samo dura lex nie wystarczy, potrzebna jest zasada sprawiedliwości i miłosierdzia. Potrzebna jest adwokatura-obrona bez granic. Zwołani w tę niedzielę przez głos Boga, powinniśmy pamiętać o tym na co dzień i na zawsze.
I jeszcze to: za tę niezłomną postawę w obronie prawa i demokracji powinniśmy być wdzięczni adwokatom, którzy nawet w najtrudniejszych dla Polski chwilach, takich jak stan wojenny, niezłomnie stali po stronie biednych, krzywdzonych i prześladowanych. Dzisiaj mamy na szczęście czasy wolne od nachalnego autorytaryzmu, ale to tak naprawdę nie znaczy, że człowiek nie wymaga obrony. Zmieniły się tylko formy i sposoby, w jakich władza nadużywa swoich kompetencji usprawiedliwiając to wciąż nowymi szczytnymi hasłami. Tak jest w każdym ustroju politycznym i dlatego miejsce dla Adwokatury w świecie w jakim żyjemy jest niepodważalne i konieczne.
Módlmy się za Polską Adwokaturę życząc wszystkim adwokatom, i młodym aplikantom, aby byli zawsze gotowi do obrony bliźniego i aby pamiętali, że oprócz wewnętrznego przekonania, jakie wyrazili składając adwokacką przysięgę obliguje ich do tego zawołanie znajdujące się na sztandarze Adwokatury - „Polsce Wierność, Praw i Wolności Obrona, Potrzebującym Pomoc”. Od siebie i na zakończenie chciałbym dodać, składając życzenia wszystkiego najlepszego Adwokaturze w jej posłannictwie, a wszystkim nam tu obecnym, fragment modlitwy poety Juliana Tuwima:
Lecz nade wszystko – słowom naszym,
Zmienionym chytrze przez krętaczy,
Jedyność przywróć i prawdziwość:
Niech prawo zawsze prawo znaczy,
A sprawiedliwość – sprawiedliwość… Amen.
/ks. inf. Dariusz Raś/
Kazanie wygłoszone podczas Dni Kultury Adwokatury Polskiej