Św. Paweł może być nam przewodnikiem po niejednym życiorysie. My wierzący, wiemy, że jeśli ktoś się nawróci choćby raz w życiu z własnych marnotrawności to odczuwa ten sam sens. Do szpiku kości odczuwa się wówczas, przy nawróceniu, prawdę o bliskości Pana Jezusa na podobieństwo Pawła. Posłuchajcie jeszcze raz tego słowa: Wszystko uznaję za stratę ze względu na najwyższą wartość poznania Chrystusa Jezusa, Pana mojego. (…) Nie mając sprawiedliwości, pochodzącej z Prawa, lecz Bożą sprawiedliwość, otrzymaną przez wiarę w Chrystusa, sprawiedliwość pochodzącą od Boga, opartą na wierze — przez poznanie Jego: zarówno mocy Jego zmartwychwstania, jak i udziału w Jego cierpieniach — w nadziei, że upodabniając się do Jego śmierci, dojdę jakoś do pełnego powstania z martwych (Flp 3). Dlatego Apostoł opowiada dalej, że biegnie do mety zmartwychwstania. Czy tak samo i my odczuwamy tę nadzieję?
W skrócie rzec można: już nie ja żyję lecz żyje we mnie Chrystus (Ga 2, 20). Bo to On zwyciężył świat, On wypił truciznę grzechu za nas. On odkupił od złego losu i chroni nas płaszczem miłości. Mamy takie przeświadczenie również i my. Żyjemy naprawdę nie własną mądrością, własnym kodeksem etycznym, lecz Ewangelią, Dobrą Wiadomością Jezusa. Uważamy się za naśladowców Jezusa nie w teorii urzędów parafialnych czy opinii ludzkiej, lecz w praktyce. Jesteśmy nawróceni na drogę Jezusa. Jesteśmy chrześcijanami.
Dźwięczą również w naszych uszach echem słowa naszego Pana. Jakże konkretne. Ostre i czyste jak diament. Kto z was jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci na nią kamień (J 8). Nie jest to wezwanie do oceny innych, lecz do osobistego nawrócenia. Bo Bóg jest pełen miłosierdzia, a każdy z nas indywidualnie zmierza ku tej przystani pokoju. O kamieniach rzucanych na innych trzeba zapomnieć. Dlatego nie nawracamy się za innych, ale za siebie, trochę może dla innych, a przede wszystkim do Boga. Nie ma innej piękniejszej drogi, jak ta oświetlona wypełnianiem powołania do osobistego nawrócenia. I na kurs ciągłej metanoi, przemiany słyszymy osobliwe błogosławieństwo podczas tej Eucharystii. Słyszeliście je? Brzmi doprawdy charakterystycznie: idź i nie grzesz więcej, a dokładnie idź, a od tej chwili już nie grzesz (J 8). Nie dziwmy się jednak. To mówi Pan. Przecież jeśli jesteśmy tacy doskonali to dlaczego mówimy na początku Mszy, że bardzo zgrzeszyłem, że moja bardzo wielka wina? Dlatego to życzenie Jezusa nie grzesz więcej jest dla nas Ewangelią, błogosławieństwem. Każdy znak krzyża uczyniony nad nami w imię Boże jest taką zachętą: nie grzesz więcej. Czy to rozumiemy?
Jeszcze jedna obserwacja. Skoro Bóg nas spotyka i ściąga z nas przekleństwo grzechu, jak z jawnogrzesznicy, to nadaje jasności naszym krokom, pisze nam czysty życiorys. Taki cud staje się naszym udziałem podczas każdej Eucharystii. Liturgia stacyjna w kościołach krakowskich na wzór panującej od IV wieku tradycji rzymskiej zbliża nas właśnie do tej prawdy o nawróceniu z Jezusem. Bo ono zasadza się na ciągłej pracy nad sobą, nad własnym sumieniem, na stałej czujności nad własnym grzechem. Nie cudzym. To my sami sprowadzamy czy zgadzamy się na grzech, to my sami możemy gorszyć, nawet lekkimi odstępstwami, ale też to my sami możemy się chlubić z tego, że Jezus nasze słabości zna, i je od nas odkupuje za wielką cenę. Czy jesteśmy tego świadomi i bardzo wdzięczni, że nas posyła mądrzejszymi do świata i zachęca do pracy nad własnym grzechem, aby go nie powtarzać?
Dlatego powtarzajmy sobie częściej tę aklamację, którą słyszeliśmy, ten refren całej wspólnoty Kościoła, tzn. biskupów, prezbiterów, diakonów oraz wszystkich ochrzczonych: Nawróćcie się do Boga waszego, On bowiem jest łaskawy i miłosierny (J 12,13). Bo my wierzmy w Ewangelię nawrócenia. To pozostaje w naszym chrześcijańskim życiorysie niezmienną mądrością wpisaną w życie przez Pana. Nawracajmy się z wielkich i małych grzechów. Bądźmy mądrymi przed szkodą. Amen.
/ks. inf. Dariusz Raś/
Kazanie wygłoszone na Liturgii Stacji w kościele Matki Bożej Pocieszenia w Krakowie