Eucharystia to cud, a nie manifestacja. Jej rzeczywistość nie jest do końca do opisania, nie jest do zrozumienia. Z poziomu rozumu mówimy o kawałku chleba, białej hostii, o odrobinie wina, w których po konsekracji obecny jest Chrystus Zbawiciel. On tak nam się zostawił: na sposób ofiary i uczty, na sposób prosty i tajemniczy zarazem. A nam potrzeba dużej pokory, by Go przyjąć, odróżnić od jakichś magicznych czynności czy zabobonów. Słowa Jezusa „czyńcie to na moją pamiątkę” wypełniają się na ołtarzach kościołów i ołtarzykach kaplic całego świata, nieprzerwanie od wieków. Używamy tych prostych środków, które Pan Bóg nam daje: Pismo Święte oraz sakramenty święte. Nawet jeżeli nie wszystko będzie w nich do końca zrozumiałe, z czasem odkryjemy, że to święte łączy się w jedną całość z niebem, to wszystko się spina i ma głęboki sens, bo prowadzi nas do Pana Boga (Dominik Jurczak OP).
Taki sens wszechobejmujący tajemnicy, ludzie odkrywali w Eucharystii również tam gdzie Msza św. była absolutnie zakazana. Ks. Konrad Szweda, numer Oświęcimia 7669, numer Dachau 30312, opowiada tak: Ludzie w obozach koncentracyjnych szukali Boga i drogi do Niego. (…) Jako kapłan zastanawiałem się, jak to pragnienie zaspokoić, skąd zdobyć hostie i wino, gdzie w takich warunkach odprawić Mszę świętą. Nadarzyła się stosowna okazja. Jesienią 1941 roku pracowałem w zewnętrznym komandzie Buna-Werke. Ksiądz proboszcz Skarbek z Oświęcimia przez cywilów dostarczał hostie, wino; przesłał także maleńki kielich z trzech części. Przenosiłem hostie za podszewką rękawa, wino w płaskiej buteleczce w bucie. Ileż westchnień do Boga, aby w bramie nie było rewizji. (…) W obozie przechowywałem hostie w sienniku, w przemyślanych skrytkach pod deskami prycz.
Przejmujący jest jego opis Eucharystii obozowej w jedną z niedziel: Na sali kłębi się wir pracy. Więźniowie czyszczą menażki, przyszywają trójkąty, odnawiają numery. W wąskim, ciemnym przesmyku między dwupiętrowymi łóżkami ustawiono taboret, na nim prosty krzyż – to ołtarz. Kapłan bez stuły i ornatu, w łachmanach więźnia, przykucnięty, w pozycji siedzącej, rozpoczyna Najświętszą Ofiarę. Wtajemniczeni zasłaniają widok, by jakiś obcy nie spostrzegł, co się tam dzieje. Myśli odrywają się od koszmaru życia obozowego, serca napełniają się otuchą, całą duszę przenika wzruszenie. Na małej patenie kapłan podnosi Hostię świętą, razem z nią ofiarę cierpień, łez i krwi tysięcy więźniów. W promiennej wizji na miejscu mąk jawi się Zbawiciel świata. Jakby chciał powiedzieć: – Wy teraz ucisk macie i strapienie, ale smutek wasz w radość się przemieni. (…) Z duszy wyrywa się okrzyk: – Panie, dobrze nam tu być. Spraw, aby w tej gehennie, nad tyranią zatriumfowało dobro. (…) Żywy Chrystus w sercach wzgardzonych niewolników staje się Źródłem tryskającym ku życiu wiecznemu, jedynym oparciem w mękach obozowej egzystencji. Msza święta skończona. (…) Konsekrowane komunikanty kapłan zawija w białą chusteczkę, kładzie na piersi. W największym ukryciu zanosi oczekującym za stertą kamieni, za węgłem baraku.
Moi Drodzy, w czasie gehenny pandemii, zamknięcia domowego przeżywaliśmy niejednokrotnie i na różne sposoby brak Eucharystii. Dla wielu wiernych świeckich doświadczenie długiego „postu eucharystycznego” prowadziło do odnowienia świadomości, że celebracja Eucharystii jest najszczególniejszą formą spotkania z żywym Chrystusem, którą należy cenić bardziej. Również nam kapłanom ten czas wskazuje drogę do wiernych, których zupełnie nam brakowało. Naszą wspólną charakterystyką jest przecież piękna celebracja Eucharystii, objawiająca Chrystusa dla ludzi każdego stanu, powołania i zdrowia. Eucharystia jest bowiem Salą na Górze, gdzie przygotowujemy się do procesji do świata. Pójdźmy nią razem dzisiaj. Amen.
/ks. inf. Dariusz Raś/