Podania o cudach powodują nierzadko, że ludzie szukają nawet współcześnie uzdrowicieli i wróżek. Tak jest od zarania świata. Nie zawsze jednak rozpoznają w działaniu Boga samego. Myślą, że od ludzkich mocy zależy świat. Stąd Mojżesz – patriarcha Izraela, tłumaczy, że manna dla Izraelitów „to jest chleb, który daje wam Pan” (Wj 16). Oddaje chwałę Bogu. Nie chce być utożsamiany z mocą Bożą, a może z jakimiś czarami, magią, siłami podejrzanymi.
Podobnie w Ewangelii dnia, kiedy „ludzie z tłumu zauważyli, że na brzegu jeziora nie ma Jezusa ani Jego uczniów, wsiedli do łodzi, dotarli do Kafarnaum i tam szukali Jezusa’’ (J 6) i chcieli uzdrowień, łask, znaków. Ich magiczne traktowanie cudów krytykuje Pan Jezus. Ludzie nie rozumieli do końca, że to sam Bóg jest sprawcą nadzwyczajnych wydarzeń. To od Niego płynie przeogromna moc. Cud to bowiem dotknięcie Boga samego.
Z podobną historią ma do czynienia patron dnia dzisiejszego — Jan Vianney z Ars. Ludzie nie rozumieją, że to Bóg przemienia serca, ludzi i całe społeczności. Że to Jego działanie jest najważniejsze i uzdrawiające. Że Bóg jest Bogiem bliskim. I że kapłaństwo jest naprawdę czymś wielkim, a nie magicznym. „Kapłan zrozumie siebie dobrze dopiero w niebie”.
Jan urodził się w Dardilly koło Lyonu 1786 r. w rolniczej rodzinie. Trwała wtedy krwawa Rewolucja Francuska. Szkoły były zamknięte, nauczył się więc czytać i pisać dopiero w wieku 17 lat. Od służby wojskowej św. Jana wybawiła ciężka choroba. Wstąpił do niższego seminarium duchownego w 1812 r. Przy tak słabym przygotowaniu nauka szła mu bardzo ciężko. Przełożeni, litując się nad nim, radzili mu, by opuścił seminarium. Dopuszczono go jednak do święceń kapłańskich ze względu na opinię proboszcza. I tak, w 1815 roku, Jan otrzymał święcenia kapłańskie. Miał wówczas 29 lat. Pierwsze trzy lata spędził jako wikariusz w Ecully. Potem biskup wysłał Jana jako wikariusza-kapelana do Ars-en-Dembes. Młody ksiądz zastał opustoszały kościółek. Obojętność religijna była tam wielka. Na Mszy świętej niedzielnej było kilka osób.
Ks. Jan nie przypuszczał, że przyjdzie mu pozostać w Ars przez 41 lat (1818−1859). Całe godziny modlił się za parafian przed Najświętszym Sakramentem. Sypiał pokutnie na gołych deskach. Kiedy biskup spostrzegł, że ks. Jan daje sobie radę, erygował w 1823 r. parafię w Ars. Dobroć pasterza i surowość jego życia, kazania proste i płynące z serca — powoli nawracały dotąd zaniedbanych i zobojętniałych ludzi. Ks. Jan dyżurował długimi godzinami w konfesjonale. Miał różnych penitentów: od prostych robotników najemnych po elitę Paryża. W dziesiątym roku proboszczowania do spowiedzi przybyło do Ars 20 000 ludzi. W ostatnim roku życia proboszcza Jana przy konfesjonale było ich ok. 80 000. Zmarł 4 sierpnia 1859 r., przeżywszy 73 lata, a Ars przeszło do historii Kościoła jako miejsce pielgrzymek.
Czas letni to okazja do cierpliwego podejmowania chrześcijaństwa na serio. Pośród szumu wokół nas i zamętu w nas prawdziwe są słowa Pana: „Ja jestem chlebem życia. Kto do Mnie przychodzi, nie będzie łaknął; a kto we Mnie wierzy, nigdy pragnąć nie będzie” (J 6). Cud zawsze wydarza się tam, gdzie zapada Słowo Boże. Nie pokładajmy ufności w celebrytach, politykach, nawet w książętach samych, ale żyjmy z realnym zaufaniem Bogu i Jego Słowu. On sam będzie działał! Amen.
/ks. inf. Dariusz Raś/