Amos to jeden z dwunastu proroków mniejszych. Nie oznacza to, że jego proroctwa były liche czy też mniej ważne. Po prostu jego księga nie należy do obszernych. Przed powołaniem go przez Boga na proroka, czyli tego który widzi więcej, zajmował się hodowlą owiec i nacinaniem fig na sykomorach. Jego imię Amos znaczy będący brzemieniem lub niosący brzemię. Był mieszkańcem okolic Jeruzalem. Został powołany, aby prorokował nie tylko ojczystej Judzie, lecz głównie północnemu Królestwu. Przekroczył więc geograficzną granicę królestw żydowskich i rozpoczął ożywioną działalność prorocką. A działo się to w VIII wieku przed Jezusem.
Amos głosi słowo ludziom wierzącym, do nich jest posłany. I jako natchniony sługa Jahwe ma dar jasnego widzenia spraw Bożych, cieszy wglądem w serca ludzkie. I co głosi? Głosi, że Bóg nie jest zadowolony obrazem pobożnego ludu. Domaga się wiary wyznawanej nie wargami jedynie, lecz sercem i życiem! (por. Iz 29, 13). Brzydzę się waszymi świętami. Idź precz ode Mnie ze zgiełkiem twoich pieśni. Niech sprawiedliwość wyleje się jak woda i miłość jak potok nigdy nie wysychający (por. Am 5, 21.23−24). Amos cytuje nieprawe i pełne lichwiarskiego podejścia myśli swoich współziomków: Będziemy kupować biednego za srebro, a ubogiego za parę sandałów i plewy pszenicy będziemy sprzedawać (Am 8,6).
Bóg nakazuje przekroczyć człowiekowi granicę pobożności na pokaz. Od zawsze jednym z głównych duchowych zagrożeń dla człowieka wierzącego jest uleganie złudzeniu, że zewnętrzne, rytualne elementy kultu wystarczą do zbawienia. Jeśli pomiędzy odmawianiem i celebracją modlitw przez wierzącego a sposobem, w jaki traktujemy drugiego człowieka, zionie przepaść – stajemy się przecież hipokrytami! I obserwujący nas śmieją się z takiej wiary, wyczuwają jej pustkę. Bo jeśli motywem naszej religijności jest tylko „nasz święty spokój”, a nie chęć obdarowania ludzi serdeczną opieką nie jesteśmy podobni do Jezusa Chrystusa. Zyskujcie sobie przyjaciół niegodziwą mamoną, aby gdy wszystko się skończy, przyjęto was do wiecznych przybytków. Kto w drobnej rzeczy jest wierny, ten i w wielkiej będzie wierny (Łk 16). Bóg naprawdę jest obdarowującym, jest ciągle aktywny w takim właśnie działaniu i chce człowieka na swoje podobieństwo.
Jeśli więc weszliśmy w schemat strachu przed Jego karą, rutynę przyzwyczajenia modlitewnego czy zabobonne traktowanie prawd wiary – to biada nam. Jesteśmy ludźmi o wykoślawionym sumieniu. A jeśli pomagamy społecznie uchodźcom wojennym, biednym składamy jałmużnę, jeśli zachowujemy równowagę między modlitwą i czynami Ewangelii: np. odwiedzinami chorych, karmieniem głodnych, dzielmy się hojnie groszem to jesteśmy bliscy wypełnienia błogosławieństw Jezusa Chrystusa. Trzeba nam bowiem przekraczać granicę samego siebie i czynić życie roztropne chrześcijaństwem.
Kiedy zatem słowa Amosa powinny nas niepokoić? Zawsze wówczas, gdy dostrzeżemy, że nasza religijność zamyka się tylko w granicach pobożności. Kardynał Ratzinger — Benedykt XVI wypowiedział w 2004 roku myśl iście prorocką i adekwatną: ważne jest, aby polski katolicyzm, tak mocny życiem wiary, miał także tę siłę intelektualną, która podejmuje dialog z wszystkimi nurtami współczesnej myśli. Chciałbym, aby ten polski katolicyzm, nacechowany nie tylko siłą wiary, ale i siłą intelektu, mógł odegrać ważna rolę i poza Polską, w kontekście europejskim (wywiad dla Kai). Pomni na te słowa czytajmy i studiujmy Pismo Święte. Przekraczajmy granice rozumienia słowa ofiarność. Eucharystia dziejąca się dla nas na ołtarzu do tego przynagla. Amen.
/ks. inf. Dariusz Raś/