Gdzie współczesny człowiek szuka dziś NPO, czyli najważniejszego punktu odniesienia? Są różne możliwości. Wymieńmy choćby trzy.
Pierwszy popularny sposób szukania najważniejszego punktu odniesienia znajduje w łazience lub przy szafie. Lustro. Człowiek sam dla siebie jest punktem odniesienia. „Modli się” długo do swojego oblicza w lustrze. Oddaje nawet nierzadko cześć sobie i swojemu pięknu. Już od rana robi z siebie bóstwo. A liczba minut spędzonych przed swoim odbiciem wielokrotnie wyprzedza czas codziennej pracy nad swoim charakterem, nie mówiąc już o modlitwie. Pierwszym bohaterem życia staje się ego, ubrane w ciągle bardziej wystylizowane zewnętrze. Ale przecież nie wygląd, nie szata zdobi człowieka. Lecz serce.
Drugi sposób poszukiwania najważniejszego punktu odniesienia w życiu jest też popularny. Ekran. Człowiek na całe godziny zasiada przed swoistego rodzaju „ołtarzem” — ekranem tv, komputera, tabletu, smartfonu. Szuka najważniejszych wzorów za ciekłokrystalicznym ekranem. Przed jego oczami kręci się swoista plejada gwiazd, obrazy z gier przeplatają się z politycznymi newsami. Komunikaty, co prawda wzbudzają naszą ciekawość, ale nie są normalnym życiem, a raczej — „lizaniem życia przez szybkę”. Bo czy gadające głowy polityków i dziennikarzy, sprawni fizycznie sportowcy lub grający swe role aktorzy i piosenkarze, czy oni wszyscy zasługują na nasze godziny zainteresowania? W ten sposób cały wolny czas umyka, ten cenny czas dla nas samych, naszego hobby, relacji z najbliższymi i rozwoju osobistego, duchowości. Ciągłe wpatrywanie się w ekrany czyni nas nieszczęśliwymi. (por. Chris Weller, BusinessInsider.com). Ponadto niektóre tzw. gwiazdy z ekranów, gorszącym trybem życia wprawiają w wielki ból głowy nauczycieli i rodziców.
Trzeci sposób poszukiwania najważniejszego punktu odniesienia jest na wskroś chrześcijański. Przypomina go Uroczystość Bożego Ciała. Poszukiwanie najważniejszego punktu odniesienia chrześcijanie zakończyli już dawno. To Chrystus. Odnaleźliśmy Go już dawno. Nawet na odwrót: On nas odnalazł. Dlatego podążamy za Jego Słowem. Dlatego powtarzamy Jego sakramenty — znaki Jego obecności przy nas, a wśród nich ten najświętszy — Eucharystię. U początków wspólnoty, w czasach apostolskich, z powodu życia w komunii z Eucharystią, czyli bez grzechu, chrześcijanie nazywali się nawet świętymi. Wielokrotnie, m.in. w: Dz. 9, 32, 40.; Rz. 12, 13; Rz. 15, 25; Rz. 16, 15; 1 Kor. 16, 1. Bo hebrajskie święty to qodesz — oznacza oddzielonego od zła, żyjącego ku niebu. Po latach pojęcie święty zawężono do męczenników, wyznawców, heroicznych świadków wiary. Chrześcijanie są zapatrzeni w świętość Chrystusa, Który Jest najważniejszym punktem odniesienia. Za Jego naukę dajemy życie. Żyjemy według Jego Ewangelii, a nie wzorców gustu świata, i dlatego chronimy życie od poczęcia do naturalnej śmierci, wierzymy w śmierć i zmartwychwstanie, naśladujemy bowiem Chrystusa.
To Eucharystia, najważniejszy znak obecności Chrystusa na ziemi, oddziela nas od grzechu. Eucharystia stawia nam święte wymagania. Eucharystia — ten niecały milimetr świętości Bożej skryty w opłatku pszenicznego chleba czyni nas mocniejszymi. Podążajmy za Nią w niedzielę i na co dzień. To nas całkowicie odróżnia od świata. Niech nas pięknie odróżnia! Amen.
/ks. inf. Dariusz Raś/