Myślę, że będę wyrazicielem opinii ogółu: oczekujemy z wytęsknieniem normalności. Mamy już dość. Jesteśmy przejęci ciągłymi informacjami o zmarłych i chorych z powodu koronawirusa. A ciągle bombardowani złymi informacjami ludzie przestają sobie ufać nawet w środowiskach pracy, w stowarzyszeniach, wspólnotach wiary i w rodzinie. Pogłębiają się podziały. Korzysta na tym zły. Ale dobrze, że tu w kościele jesteśmy. Uczymy się u Jezusa ufać, i od nowa ufać, i ufać jeszcze raz. Bo w każdy tydzień to chrześcijanom przypada zaszczytne zadanie bycia światłem dla tych, którzy ufają mniej. Dlatego słyszymy zawołanie Boga, które usłyszał pierwszy Izajasz: „Pocieszajcie, pocieszajcie mój lud!” oraz „Przemawiajcie do serca Jeruzalem i wołajcie do niego” (Iz 40).
Przebywamy tutaj, w pełnym piękna i historii kościele Mariackim w Krakowie. Obecnie, jak dobrze wiecie, krakowianie i nasi gości przybywają tutaj mniej licznie ze względu na obostrzenia sanitarne, ale ich modlitwy zbieramy od wieków. Są podobne do siebie. Echo tych murów powtarza te ciche i wypowiadane pacierze: o zdrowie, o ustanie choroby, o bezpieczny powrót z podróży, o powodzenie w planach życiowych i rodzinnych, o narodzenie dzieci, o wybawienie od niebezpieczeństwa śmierci w zarazach, o dobrą śmierć na końcu życia, o życie wieczne, za zmarłych. Przemawiamy tutaj w imieniu modlących się i zapewniamy: nie męczymy się tym. Przemawiamy do serca Jeruzalem, czyli do Jezusa Chrystusa, Syna Bożego. On nas słyszy.
Największą tajemnicą Jezusa w której uczestniczymy, jest ostateczne rozwiązanie problemu końca życia. Z tym przychodzimy na Eucharystię i na to mamy być przygotowani. Chodzi nam o zmartwychwstanie. Św. Piotr podpowiada z czytania II: nie zwleka Pan z wypełnieniem obietnicy – jak niektórzy są przekonani, że Pan zwleka – ale on jest cierpliwy w stosunku do was. Nie chce bowiem niektórych zgubić, ale wszystkich chce doprowadzić do nawrócenia. (2 P 3). O tym chrześcijańskim przygotowaniu na rozwiązanie problemu życia i śmierci napisał kiedyś Karol Wojtyła:
Nadzieja dźwiga się w porę ze wszystkich miejsc,
jakie poddane są śmierci – nadzieja jest jej przeciwwagą,
w niej świat, który umiera, na nowo odsłania swe życie.
Ulicami przechodnie w krótkich bluzach, z włosami, które spadają na kark,
przecinają ostrzem swoich kroków przestrzeń wielkiej tajemnicy,
jaka rozciąga się w każdym z nich między śmiercią własną i nadzieją:
przestrzeń biegnącą w górę jak głaz słonecznej plamy odwalony od drzwi grobowych.
(Karol Wojtyła, „Rozważanie o śmierci”, IV. Nadzieja, która sięga poza kres, 1975 w: Karol Wojtyła poezje i dramaty, Wyd. Znak 1998 r., s. 109).
To ta siła nadziei Jezusa i życia w wieczności sprzyja ufności wobec innych ludzi. Po pierwsze rodzi się z tej nadziei przekonanie, że dobry uczynek innego jest bezinteresowny. Ponadto, wynikająca z nadziei ufność wobec drugiego człowieka posiada ozdrowieńcze moce, również w okresie doświadczenia od niego nawet jakiejś krzywdy. Tym bardziej dzisiaj, głos wołającego na pustyni epidemii Jezusa Chrystusa przepełniony jest nadzieją. A nasza modlitwa jest darem tej nadziei i z niej skrzętnie skorzystajmy. Wyrażajmy nasze nadzieje w końcowym miesiącu roku kalendarzowego, a na początku czasu oczekiwania — Adwentu. Bądźmy dobrej myśli, bądźmy dla siebie światłem w cierpliwym powrocie do normalności. Amen.
/ks. inf. Dariusz Raś/