Greckie słowo baptizo, tłumaczy się „chrzcić”, ale dosłownie znaczy po prostu „zanurzyć”. Kiedy mówimy „chrzczę” oznacza to „zanurzam” w śmierci i zmartwychwstaniu. Tego słowa możemy użyć jako streszczenia sceny Ewangelii. Stajemy się dziś Tomaszami. Zanurzamy rękę w Boku. Dziś to słowo dotyka nas bezpośrednio. Słowo to objawia nam tajemnicę „zanurzania się” w Ciało Chrystusa, „zanurzenie” w śmierć i zmartwychwstanie Jezusa — Chrystusa — Mesjasza — Zbawiciela. Słyszymy od Niego: „Podnieś tutaj swój palec i zobacz moje ręce. Podnieś rękę i — zanurz w mym boku (dodatek autora) — włóż do mego boku, i nie bądź niedowiarkiem, lecz wierzącym!” (J 20, 27).
Później chrześcijańscy artyści wielokrotnie ukazywali właśnie tę scenę i gest zanurzającego się palca w Sierdziu, w Boku Jezusa. Może najbardziej przejmujący obraz namalował Michelangelo Merisi da Caravaggio z włoskiej Lombardii. Jego interpretacja ewangelicznej sceny otwiera oczy. Caravaggio, bo tak znamy go z historii, namalował swoje dzieło w początkach XVII wieku. Przejmujący i realistyczny obraz pt. „Niewierny Tomasz” streszcza sytuację, w której człowiek sprawdza samego Boga, testuje Jego prawdomówność, lustruje Jego Serce. Arcyciekawym jest to, co wyraża grymas na twarzy Jezusa Caravaggio. Nie wiemy. Ból? Zaskoczenie? Cierpliwość czy tkliwość?… Tomasz wsadza bowiem wyciągnięty wskazujący palec — dodajmy dosyć brudny — głęboko w ranę. Dłoń Pana prowadzi jednak bezpiecznie dłoń ucznia. Scena ukazuje również postacie innych apostołów zaglądających w Serce — Sierdzie — Bok Jezusa. To pewnie my dzisiaj poszukujący bliższego poznania tajemnicy zmartwychwstania.
Caravaggio do nas przemawia. Oto Bóg po raz kolejny okazuje swoje serce w bardzo konkretny sposób. Odsłonił serce na Ostatniej Wieczerzy tuląc się do nóg, na krzyżu dając się przebić włócznią, a teraz po zmartwychwstaniu kontynuuje dzieło swojego serca. Obraz wzrusza obserwatora, przybliżając nam scenę nie mającą precedensu w Biblii. A człowiek uczestniczy w serdeczności Boga. Uczy się jej po zmartwychwstaniu jeszcze raz i to jeszcze głębiej. Głębiej nawet niż pod krzyżem. Następuje „zanurzenie” w Serce Boga.
Dlatego dzisiaj, podczas naszego spotkania na tej Mszy św. potraktujmy Komunię św. jako właśnie ten moment odkrywanie tajemnicy bliskości serca Boga. Samo słowo miłosierdzie, czyli miłe sierdzie — miłe serce — serce zdolne do kochania — serce głębokie — stanie się wówczas kluczem do zrozumienia świata widzianego przez Boga. Miłosierdzie, to być może najpiękniejsze słowo świata. Nie należy go mylić z dobroczynnością, jak to często się dzieje. Byłoby to zupełne zawężenie chrześcijaństwa do tego istotnego wprawdzie, ale jednego aspektu. Bo Miłosierdzie to Bóg powracający ustawicznie do człowieka, aby jeszcze raz wskazać mu wyższe aspiracje i wyzwania, aby wydobyć dobro spod wszelkich nawarstwień zła, zabrudzeń ducha. Bogu chodzi o wydobycie w ludziach dobra osobistego i odwagi kochania.
Ta gotowość powrotu Boga do ludzi i bezgraniczna zdolność Jego przebaczenia niech się przełoży na nasze serca. Uczestniczmy bez rutyny w tej tajemnicy „zanurzenia” w Sacrum Boga. Tu i teraz następuje dowartościowanie człowieka przez przebaczenie Boga. Nam pozostaje pojednać się z samym sobą, w sercu, poukładać się na cały następny tydzień życia oraz przebaczać innym z głębi serc, oczyścić pamięć ze złych uczynków swoich i innych. W Komunii św. otrzymujemy przecież — jak mówiła św. Faustyna z krakowskich Łagiewnik — tę iskrę. Iskrę Bożego Miłosierdzia. Nie przegapmy tego momentu. Amen.
/ks. inf. Dariusz Raś/