Dziękczynienie za posługę Sługi Bożej Hanny Heleny Chrzanowskiej w bazylice Mariackiej, 21 kwietnia 2018 roku. Zaproszono siostry zakonne miasta Krakowa.
Słowo wstępne ks. inf. Dariusza Rasia:
Najdostojniejszy Księże Biskupie Tadeuszu,
Drodzy krakowianie i nasi goście!
W Eucharystii – dziękczynieniu Bogu – szczególnie wskazujemy dziś na ślad Hanny Heleny Chrzanowskiej, polskiej katoliczki, pielęgniarki, działaczki charytatywnej, pedagog, instruktorki i prekursorki pielęgniarstwa rodzinnego, domowego i parafialnego. To ona, w tej parafii pod opieką kard. Karola Wojtyły i infułata Ferdynanda Machaya, mojego poprzednika, rozpoczynała niegdyś swoją przebojową drogę do najbardziej potrzebujących. Hanna Chrzanowska miłosierdzia dla człowieka przywoływała wpierw modlitwą przed tutejszym ołtarzem Chrystusa Ukrzyżowanego, pod dachem tego kościoła poświęconego Jego Matce, i potem wprowadzała je w czyn. Hanna zostanie ogłoszona błogosławioną i godną chwały ołtarzy, a beatyfikacja 45 lat po jej śmierci w nadchodzącą sobotę w bazylice Bożego Miłosierdzia w Łagiewnikach jest dla nas wyjątkowym znakiem.
Podczas swojego wystąpienia przed pięćdziesięciu laty przed tym ołtarzem powiedziała: „I właśnie dlatego tak gorąco wierzymy, wiemy, że Matka Chrystusowa jest z nami. Z nami, a więc wśród chorych naszych rozproszonych po domach, chorych starych i młodych. A więc wśród opiekunek parafialnych zakonnych i świeckich”.
Prośmy Boga o podobną wrażliwość na Jego natchnienia i na działanie, otwartość na chorego, często bezimiennego, często cichego i zagubionego w trudnościach zmagania się ze słabościami ciała i duszy. Tego niech nauczy nas Chrystus Baranek Zabity i Zmartwychwstały i Jego Matka Królowa nieba i ziemi.
Kazanie wygłoszone przez biskupa Tadeusza Pieronka:
Moi Drodzy,
Czwarta Niedziela Wielkanocy, zwana Niedzielą Dobrego Pasterza od wielu lat poświęcona jest modlitwie o powołania, nie tylko kapłańskie i zakonne, ale o wszelkie inne zwłaszcza związane z odpowiedzialnością o innych ludzi.
Obraz Chrystusa jako pasterza owiec, został już szeroko nakreślony przez proroków Starego Testamentu, zwłaszcza przez Ezechiela i Zachariasza. W proroczym widzeniu dostrzegają oni Chrystusa jako pasterza Izraela. Obraz ten wycisnął głębokie piętno na pobożności Izraela i – szczególnie w ciężkich dla niego chwilach – stał się słowem pocieszenia i nadziei. Ta ufna pobożność może najpiękniej wyraziła się w Psalmie 23: „Pan jest moim pasterzem – chociażbym chodził ciemną doliną, zła się nie ulęknę, bo Ty jesteś ze mną… Kij Twój i laska pasterska są moją pociechą” (Ps 23, 1–4).
Prorok Zachariasz ostrzega też Izraela, że nie przetrwa jako całość, jako naród, jako wspólnota, kiedy mu zabraknie pasterza. „Uderzę pasterza, a rozproszą się owce trzody” (Mk 14, 27). Bóg jednak nigdy nie opuści swojego ludu, i nawet wówczas, kiedy dozna on krzywdy i rozproszenia – będzie się o niego troszczył. „Wyprowadzę (owce) spomiędzy narodów i zgromadzę je z różnych krajów, sprowadzę je z powrotem do ich ziemi (…) Ja sam będę pasł moje owce i Ja sam będę je układał na legowisku. Zagubioną odszukam, zbłąkaną sprowadzę z powrotem. Okaleczoną opatrzę, chorą umocnię, a tłustą i mocną będę ochraniał (…) Będę pasł sprawiedliwie” (Ez 34).
Tę wizję pasterza zatroskanego o swoje owce, powtarza i potwierdza Chrystus w swoim nauczaniu, co więcej, bardzo ją ubogaca. Ewangeliści z kolei, przytaczają i cytują teksty proroków, pokazując, że odnosiły się one do Chrystusa, Jego posługi jako pasterza nowego ludu wybranego, którym jest Kościół prowadzący wiernych do zbawienia. Wszystkie historyczne treści obrazu pasterza, Chrystus przejmuje, oczyszcza i nadaje im pełny sens zbawczy. Dobremu przeciwstawia obraz złego, egoistycznego pasterza, nazywając go złodziejem. Złodziej przychodzi do owczarni tylko po to, „aby kraść, zabijać i niszczyć” jak wilk. Na owce patrzy jak na rzecz, która do niego należy, którą posiada i wykorzystuje do własnych celów. Chodzi mu tylko o siebie samego, wszystko jest dla niego. Prawdziwy pasterz postępuje na odwrót „Ja przyszedłem po to, aby owce miały życie i miały je w obfitości” (J 10,10). Oto wielka obietnica Jezusa: dawać życie w obfitości. Życia w obfitości pragnie każdy człowiek. Ale na czym polega pełnia życia? Kiedy ją osiągamy? Czy wtedy, kiedy żyjemy jak syn marnotrawny – przepuszczając i trwoniąc na zachcianki i przyjemności wszystko, co otrzymaliśmy od Boga? Czy wtedy osiągniemy pełnię życia, kiedy żyjemy jak złodziej i rozbójnik? Jak wilk pośród ludzi zagarniając wszystko dla siebie?
Jezus obiecuje, że pokaże owcom pastwisko, że doprowadzi je do źródeł życia. Czytamy o tym znów w Psalmie 23: „Pozwala mi leżeć na zielonych pastwiskach. Prowadzi mnie do wody gdzie mogę odpocząć. Orzeźwia moja duszę. Stół dla mnie zastawia (…) dobroć i łaska pójdą w ślad za mną przez wszystkie dni mego życia”, „na dobrym pastwisku będę je pasał. Na wyżynach Izraela ma być ich pastwisko”.
Chrześcijańska Tradycja ukazana w pismach Ojców Kościoła wyjaśnia, że tymi wyżynami Izraela, pastwiskiem na którym mają się paść i żywić wierzący w Chrystusa, są dary i dobra przyniesione na świat z przyjściem Syna Bożego – Mesjasza. To On w swojej Osobie, nauczaniu, przykładzie i w sakramentach staje się pokarmem człowieka na życie wieczne. Słowo Boże i pomoc łaski sakramentalnej są tworzywem życia religijnego, życia wewnętrznego owiec w zagrodzie Chrystusa.
Zgromadziliśmy się dzisiaj w bazylice Mariackiej w Krakowie by przygotować się duchowo do beatyfikacji Sługi Bożej, Hanny Chrzanowskiej, która w swoim życiu poszła śladami św. Brata Alberta, a przede wszystkim śladami Chrystusa – Dobrego Pasterza, który znajduje zagubioną owcę, bierze ją na swoje ramiona i zanosi do swojej owczarni. Hanna była związana z parafią mariacką, bo to właśnie w niej podjęła długoletnią pracę charytatywną, jeszcze za księdza infułata Ferdynanda Machaya, kiedy ze względu na jej religijność w organizowaniu rekolekcji dla pielęgniarek straciła stanowisko dyrektora Szkoły Pielęgniarstwa Psychiatrycznego w Kobierzynie. Hanna chciała zostać dobrą pielęgniarką. Ukończyła Szkołę Pielęgniarstwa w Warszawie, uzupełniała swoją wiedzę we Francji, w Belgii i w Stanach Zjednoczonych, skąd przeszczepiła do Polski pielęgniarstwo domowe. Przez 10 lat była naczelną redaktorką miesięcznika „Pielęgniarka Polska”. Podjęła w Krakowie pracę w Szkole Pielęgniarek. Jeszcze przed wojną była wolontariuszką w Obywatelskim Komitecie Pomocy Społecznej, pod kierownictwem metropolity krakowskiego księcia Adama Stefana Sapiehy. Po wojnie podczas, której straciła prawie całą rodzinę, ojciec sławny profesor Uniwersytetu Jagiellońskiego, polonista, zmarł w obozie, brat został zamordowany w Katyniu, poświęciła się niesieniu pomocy chorym, pracy dydaktycznej wśród pielęgniarek i wolontariuszy. Rozwinęła na dużą skalę pielęgniarstwo w domach chorych, które gorąco wspierał i błogosławił metropolita krakowski Karol Wojtyła. Traktowała swoją pracę jako powołanie.
Sługa Boża Hanna jest przykładem heroicznej troski o ludzką godność i chrześcijańską twarz człowieka, który z różnych przyczyn: biedy, choroby, wojny, społecznego odrzucenia, zagubienia, zniewolenia, potrzebuje wsparcia, odrobiny miłości, podania mu pomocnej dłoni, zajęcia się nim, bo już nie ma nikogo. Takich ludzi można znaleźć tylko w osobach wrażliwych na ludzkie cierpienie, a zwłaszcza tych, którzy dostrzegają oblicze cierpiącego Chrystusa w każdym człowieku dotkniętym nieszczęściem. Na listę takich ludzi wpisała się Hanna Chrzanowska, wychowana przez rodziców, którzy mimo własnej obojętności religijnej przekazali córce głęboką wrażliwość na wszelką ludzką biedę i wychowali w niej naturalny instynkt pomagania tym, którzy są w potrzebie, albo stali się ofiarami tragicznych wojen, opuszczenia przez swoich bliskich, ludzką znieczulicę.
Zadziwiający jest proces jej wejścia w sferę motywacji religijnej tego, co robi. Bo wiele lat troszczyła się o potrzebujących, ale nie była świadoma, że istnieje o wiele głębsza motywacja takiego wysiłku niż idea filantropii, czyli gestu zwykle pozbawionego odniesienia do Boga. Ale Bóg nad nią czuwał. Ona zaś dała Mu się prowadzić. Zaczęła się modlić, codziennie uczęszczała w Tyńcu na Eucharystię, odkryła nowe oblicze chrześcijaństwa. Stała się benedyktyńską oblatką i już do końca życia była blisko Boga. Bardzo blisko. Tak blisko, że po jej śmierci ci, którzy ją znali byli przekonani, że przeszła przez życie dobrze czyniąc i zasłużyła na życie wieczne. Dziękujemy Ci Panie Boże, że zsyłasz na świat takich ludzi, tak jasne światła dobroci i miłości.
(kazanie spisane z nagrania, tytuł i wytłuszczenia od redakcji)