Faryzeuszom nie podoba się, że Jezusa interesują ludzie zagubieni. Złodzieje, nieczyści, grzeszni. Celnicy i jawnogrzesznice. Wszyscy ci, których odrzucają pobożni faryzeusze i uczeni w Piśmie, są jednak paradoksalnie w centrum zainteresowań Boga. On ich odwiedza, opuszcza strefę układu i komfortu, pozyskuje i zaprasza do rozmowy nieszczęśliwych z powodu grzechu, siada z nimi do stołu. Strefa miłosierdzia więcej znaczy u Boga niż strefa komfortu.
Kiedy spojrzymy również na krzyż, a wcześniej na dramatyczne spotkanie Jezusa z arcykapłanami Annaszem i Kajfaszem rozumiemy napięcie „starego” świata. To, co pyszne stanowi obciążenie. Porzucenie strefy komfortu i ogłoszenie strefy miłosierdzia to zadanie Mesjasza Bożego. On po to przychodzi na świat. Dlatego zbawienie przychodzi przez krzyż, przez uznanie grzechu, przez pracę nad sobą, wyrzeczenie się strefy własnego luksusu i wszelkiego zła. To zadanie ochrzczonego. To nas przemienia w chrześcijan.
Ktoś mądrze kiedyś podzielił grzeszników na dwa rodzaje. Jedni to osoby, które występują przeciwko przykazaniom, oszukują, kradną, poddają się namiętnościom ciała, używają, piją, biorą narkotyki, nawet zabijają innych… Są pogubieni, tym bardziej jeśli grzeszą pomimo przyjętego niegdyś chrztu św., a weszli w nawyki grzechowe. „Na koniec dnia” jednak taki grzesznik często czuje zmęczenie grzechem, własne sumienie go odnajduje i napomina. On siebie złego przecież nie znosi, szuka usprawiedliwienia w Ewangelii, u Jezusa nieprzypadkowo przechodzącego obok. Przychodzi w końcu pokuta i wyzwolenie. Inną, drugą grupę grzeszników, których Jezus Pan poznał na ziemi stanowią ci przekonani, że nimi nie są. To trudniejsza grupa. Uważają się zawsze za sprawiedliwych, nie czują w sercach potrzeby nawrócenia. Uśpili sumienia. Weszli na mielizny ducha i wywyższania się. Zagarniają nawet Boga jako wyłączną własność i czują się upoważnieni do sądzenia wszystkich według swojej domniemanej doskonałości. Posiadają narcystyczną osobowość: to faryzeusze. Czy mieszkają i żyją tacy pośród nas? Przypatrzmy się pilnie czy aby nie jesteśmy podobni do nich.
Tylko ci, którzy czują potrzebę nawrócenia i wzruszają się na widok przechodzącego Jezusa Chrystusa, tylko ci, którzy są przeszczęśliwi z tego powodu, że mogą choćby dotknąć czy musnąć skraj Jego szaty, tylko ci, którzy pracują nad grzechem, którzy są zachwyceni w końcu przemianą, wejdą przez strefę miłosierdzia do domu Ojca i zbawienia. To tylko ciągła praca nad czynami, myślami, słowami, uczuciami czyni nas godnymi miłosierdzia. Dlatego nie wolno nam zatrzymać się w strefie własnego czy rodzinnego komfortu i akceptować grzech. Msza święta to strefa otwarta na miłosierdzie, a nie na samozachwyt. Wobec przychodzącego Pana nie jesteśmy święci! Sakrament pojednania, postanowienia, dokonane dobre czyny to sposoby miłosierdzia Bożego doświadczanego i świadomość, że pomimo własnych sukcesów duchowych trzeba dzielić się pokornie wysoką miarą życia chrześcijańskiego z innymi. Wielkoduszność to przecież naśladowanie Jezusa Chrystusa. Tego uczmy się z Eucharystii. Amen.
/ks. inf. Dariusz Raś/