Nie wiemy dokładnie o jakie uwięzienie św. Pawła chodziło, kiedy pisał list do Filipian, chwaląc się swoimi kajdanami znoszonymi dla Chrystusa. Czy przybywał w Efezie, gdzie został uwięziony w latach 56–57, czy może chodziło o jego pierwsze uwięzienie jakie znosił w Rzymie, dokąd został odtransportowany z Jerozolimy, kiedy odwołał się do wyroku cesarza? Musiałoby mieć to miejsce między 61 a 63 rokiem. Ale najważniejsze jest to, że chlubi się kajdanami, które znosi dla Chrystusa, i że nawet ta trudna sytuacja uwięzienia, dla niego staje się kolejną okazją, by Chrystusa Zbawiciela Świata głosić wszystkim, także tym którzy pilnowali go w więzieniu, aby nie uciekł.
Dylemat, który przeżywał wtedy: odejść z tego świata, być powołanym już do wieczności czy jeszcze zostać? Zdając sobie sprawę, że pierwsze będzie wiązało się ze szczęśliwością wieczną w Domu Ojca, ale drugie będzie niezwykle ważne i podtrzymujące na duchu braci w Chrystusie. Jak słyszeliśmy przeważało w nim jednak ostatecznie przekonanie, że tym razem będzie jeszcze uwolniony, i że dzięki temu chrześcijanie będą mogli odczuwać w pełni uzasadnioną dumę w Chrystusie. Poprzez jego obecność, poprzez jego świadectwo, poprzez jego niezłomną wiarę.
Ale przyszło w końcu to uwięzienie, które stało się ostatnim etapem jego życia — w Rzymie. Miało to miejsce w związku ze słynnym pożarem w 64 roku, o które oskarżano cesarza Nerona, a ten żeby ocalić swoją głowę zrzucił winę na chrześcijan. Wiemy ze świadectw wybitnych historyków tamtego czasu, zwłaszcza Tacyta, jak okrutne to było prześladowanie, które objęło cały Rzym i jego okolice. Jak chrześcijan oskarżonych o zbrodnie podpalenia, torturami przymuszano do przyznania się do winy. Jak chrześcijanie byli rzucani na pożarcie psom, na ukrzyżowanie, na czynienie z nich żywych pochodni.
To właśnie w tym czasie, przebywając w Mamertinus – słynnym rzymskim więzieniu, Paweł pisze pożegnalny list do swego umiłowanego ucznia Tymoteusza: Krew moja już ma być wylana na ofiarę, a chwila mojej rozłąki nadeszła. W dobrych zawodach wystąpiłem, bieg ukończyłem, wiary ustrzegłem. Na ostatek odłożono dla mnie wieniec sprawiedliwości, który mi w owym dniu odda Pan, sprawiedliwy Sędzia, a nie tylko mnie, ale i wszystkim, którzy umiłowali pojawienie się Jego (2 Tm 4, 6–8). Jak wiemy, będąc obywatelem rzymskim, św. Paweł został skazany na śmierć przez ścięcie. Co dokonało się w miejscu, które dzisiaj w Rzymie naznaczone jest jako Tre Fontane. Został pochowany przy drodze ostyjskiej i dwa i pół wieku później nad jego grobem cesarz Konstantyn Wielki wzniósł monumentalną bazylikę, mówiącą o świadku Chrystusa — aż do końca. Świadczącą o tym, jak wielkie jest znaczenie krwi przelanej dla tego, który swoją krew dla nas wszystkich na krzyżu przelał.
Niewiele później – to były lata 80 i 90, kiedy w Rzymie rządził imperator Domicjan wybuchło kolejne prześladowanie, tym razem obejmujące całe imperium. Chrześcijanie byli oskarżani o ateizm, bo nie chcieli składać ofiary bożkom. Oskarżano ich o wrogość wobec ludzi, wobec tego, co człowiecze i ludzkie. Za tworzenie tajnych stowarzyszeń. Zarzuty sięgały absurdów. Oskarżano ich o orgie seksualne, rytualne zabijanie dzieci, uprawianie zbrodniczej magii, o czczenie oślej głowy. Wtedy wydawało się, że to już koniec chrześcijaństwa. Tak okrutne, tak powszechne, tak dotykające wszystkich i wtedy właśnie św. Jan apostoł mając szczególne wizje, gdy przebywał więziony na wyspie Patmos, pisał o triumfie Baranka. I o triumfie tych wszystkich, którzy omyli swoje szaty w jego krwi i którzy otaczają Chrystusa wieńcem zwycięskiej pieśni. Bo to On ostatecznie – Chrystus – a nie wielcy tego świata jest Panem dziejów i historii. I tylko On jest w stanie uwiecznić chwałą swoją tych wszystkich, którzy zostali Mu wierni aż do końca.
Drodzy siostry i bracia, św. Jan Paweł II w liście apostolskim Tertio Millennio Adveniente — przygotowującym do obchodów Roku 2000 – Wielkiego Jubileuszu stwierdził, że wiek XX stał się na powrót wiekiem męczenników, a liczba świadków Chrystusa aż do końca, świadków samego tylko XX wieku jest większa niż męczenników razem wziętych poprzednich XIX wieków.
Niewątpliwie, do tych świadków Chrystusa i męczenników należeli Żołnierze Wyklęci – słusznie jeszcze nazywani Niezłomnymi. Wyrastali z ducha hasła: Bóg, Honor i Ojczyzna. I oni właśnie doskonali zdawali sobie sprawę z tego, że Polska po raz kolejny zdradzona w 1945 roku w Jałcie, wydana na łup komunistycznych bolszewików będzie musiała dać świadectwo raz jeszcze – najwyższe, pełne cierpienia i wiary, mimo tego, że wydawało się — wszystko już jest przekreślone. I że żadnej nadziei już dla Polski być nie może. Nie chcieli się zgodzić na kolejną okupację. Oni, dla których Bóg był najważniejszym fundamentalnym punktem odniesienia, gdy chodzi o patrzenie na siebie, własne życie, na Ojczyznę, na osobistą godność.
Doskonale zdawali sobie sprawę z tego, że nadchodzi system, który z definicji walczy z religią, a zwłaszcza z chrześcijaństwem. W myśl marksistowskiego hasła, że religia jest opium ludu i dla ludu. Zdawali sobie także sprawę, że przychodzi system, dla którego godność osoby ludzkiej nie znaczy nic, a honor jest wymysłem burżuazji. Jakże głęboko, i trafnie niestety, tę ideologię właśnie w tym punkcie wyraził Włodzimierz Majakowski pisząc:
Partia — to ręka milionopalca,
w jedną miażdżącą pięść zaciśnięta.
Jednostka — zerem, jednostka — bzdurą,
sama — nie ruszy pięciocalowej kłody.
Zdawali sobie sprawę również z tego, że nadchodzący system, w imię haseł internacjonalizmu przekreśli patriotyzm i ukochanie ojczyzny i miłość do Polski, która przecież od 1918, od chwili odzyskania niepodległości po latach zaborów, liczyła tak niewiele lat. Zdawali sobie sprawę, po ludzku, że z góry są skazani na przegraną. Zdradzani, niszczeni torturami w więzieniach UB. Pozbawiani osobistej godności i wyszydzani jako zaplute karły reakcji. Skrytobójczo mordowani. Pozbawiani nawet prawda do własnego grobu.
A my dzisiaj wiemy, po tylu latach — siedemdziesięciu, że Polska będzie prawdziwą ojczyzną dla wszystkich swoich dzieci, dopiero wtedy kiedy ich ocali od zapomnienia, kiedy przywróci im godność, kiedy ofiaruje im kawałek swojej ziemi na cmentarzu. Kiedy sprawi im godny pochówek. Ale żeby do tego doszło, trzeba ich wszystkich policzyć. Jakże gorzko brzmią słowa Zbigniewa Herberta, samego też wyklętego poety. Słowa z wiersza „Pan Cogito o potrzebie ścisłości”:
Zmierzono cząstki materii
zważono ciała niebieskie
i tylko w sprawach ludzkich
panoszy się karygodne niedbalstwo
brak ścisłych danych
po bezkresach historii
krąży widmo
widmo nieokreśloności. (…)
teraz Pan Cogito
wchodzi
na najwyższy chwiejny
stopień nieokreśloności
jak trudno ustalić imiona
wszystkich tych co zginęli
w walce z władzą nieludzką
dane oficjalne
pomniejszają ich liczbę
raz jeszcze bezlitośnie
dziesiątkują poległych
a ciała ich znikają
w przepastnych piwnicach
wielkich gmachów policji
świadkowie naoczni
oślepieni gazem
ogłuszeni salwami
strachem i rozpaczą
skłonni są do przesady
postronni obserwatorzy
podają cyfry wątpliwe
opatrzone haniebnym
słówkiem „około”
a przecież w tych sprawach
konieczna jest akuratność
nie wolno się pomylić
nawet o jednego
jesteśmy mimo wszystko
stróżami naszych braci
niewiedza o zaginionych
podważa realność świata
wtrąca w piekło pozorów
diabelską sieć dialektyki
głoszącej że nie ma różnicy
między substancją a widmem
musimy zatem wiedzieć
policzyć dokładnie
zawołać po imieniu
opatrzyć na drogę
Wiemy, że tak się teraz czyni. I wiemy, że wiele jest ludzkich szlachetnych wysiłków mających na celu odnalezienie szczątków tych, którzy Niezłomni pozostali na naszej polskiej ziemi, czekając na ziemię dla siebie i godny pochówek. Musimy ciągle odnajdywać ich szczątki – to nasze święte zadanie. Jakże pięknie oddane w wierszu Marii Doroty Pieńkowskiej „Kwatera Ł”:
Pozwalasz Im leżeć Panie na zielonych pastwiskach
pozwalasz Panie Im leżeć na Łączce
pod murem cmentarnym pod niebem pod słońcem
całą miarę nieludzkiego życia na ziemi
lat siedemdziesiąt milczeć pozwalasz o Nich
i kłamać pozwalasz i kpić (…)
Stoją na łączce dziadkowie i patrzą
na dziecięce trumienki swych młodych ojców
mordowanych raz pierwszy
i drugi
i trzeci
Jak mało miejsca kościom potrzeba
dawno odartym z ciała i krwi!
powiozą je daleko na Wólkę
bo przywykły do czekania
więc będą czekały na świt
który nadejdzie
bo dziewczyna archeolog
tak niespodziewanie została
Ich matką
a chłopiec w harcerskim mundurze
z ojcowską czułością
dźwiga lekkie kości
swojego Rotmistrza
Te dzieci wzięły już w swoje ręce
Ich i nasz los.
Nowe pokolenie, szlachetnych młodych ludzi wzięło dosłownie w swe ręce los Niezłomnych. A biorąc ich w swe ręce, ratują naszą godność. Godność Rzeczpospolitej. To w świetle tego trzeba zrozumieć wagę poświęcenia ryngrafu, który dzięki inicjatywie Grupy Rekonstrukcji Historycznej im. Wojciecha Lisa ps. „Mściciela” zostanie umieszczony na powstającym w Mielcu pomniku Żołnierzy Wyklętych – Niezłomnych. I wraca raz jeszcze do nas „Przesłanie Pana Cogito” Herberta:
Idź dokąd poszli tamci,
Idź wyprostowany wśród tych co na kolanach,
wśród odwróconych plecami i obalonych w proch
ocalałeś nie po to aby żyć
masz mało czasu trzeba dać świadectwo
bądź odważny gdy rozum zawodzi bądź odważny
w ostatecznym rachunku jedynie to się liczy
powtarzaj: zostałem powołany – czyż nie było lepszych
strzeż się oschłości serca kochaj źródło zaranne
ptaka o nieznanym imieniu dąb zimowy
światło na murze splendor nieba
czuwaj – kiedy światło na górach daje znak – wstań i idź
Bądź wierny, idź.
Podczas dzisiejszych V Zaduszek za Żołnierzy Wyklętych – Niezłomnych, drodzy siostry i bracia, Chrystusowi — Panu dziejów i ludzkości, składamy ofiarę za nich, bo wiemy, oni swoje życie składali w ofierze za Ojczyznę łącząc swój ból i cierpienie z umierającym na krzyżu Zbawicielem Świata. Zapalamy w naszych duszach znicze – światełka, zwłaszcza próbując dotrzeć do nieznanych nam miejsc, gdzie zdradziecko wrzucono ich ciała. Pełni ufności, mimo że już tyle lat upłynęło od tamtych zdarzeń, błagamy: wieczny odpoczynek racz im dać, Panie.
Kazanie wygłoszone przez abpa Marka Jędraszewskiego podczas V Zaduszek za Żołnierzy Wyklętych.