Światło to arcyinteresujący fenomen dzieła stworzenia i fizyki. Światło ma bowiem naturę dwoistą, jest zarówno widzianą często przez ludzkie oko falą elektromagnetyczną, jak i strumieniem fotonów. Wiemy również, że w przypadku próżni, prędkość światła jest wartością niewyobrażalnie wysoką i wynosi 300 tys. km na sekundę. Co więcej, nie sposób już w współczesnej nauce wyjaśnić natury światła bez odwołania się do czwartego wymiaru przestrzennego. Zaawansowane narzędzia nie tylko umożliwiają obserwację światła w dalekich galaktykach, lecz zaglądają do wnętrza zjawisk optycznych. Jakby potwierdzają się wizje mistyków, intuicje artystów, którzy zawsze posługiwali się kategorią „wymiaru duchowego”. A my, mieszkańcy Ziemi, jesteśmy świadomi, że nie możemy żyć bez światła.
Dziś, kiedy używamy z radością w liturgii I Prefacji o Bożym Narodzeniu, spotykamy się właśnie z opisem jeszcze jednej tajemnicy światła, które weszło do naszej historii przez Betlejemską noc. Ono na nowo rozświetliło świat. Chodzi o światłość Chrystusa. „Albowiem przez tajemnicę Wcielonego Słowa, zajaśniał oczom naszej duszy, nowy blask Twojej światłości; abyśmy poznając Boga w widzialnej postaci, zostali przezeń porwani, do umiłowania rzeczy niewidzialnych”. Żyjemy tajemnicą nową, światłości, która od Boga przychodzi i oświetla nasze życie. Ona jest nową osnową życia i natchnieniem.
„Światło – nosisz je w sobie” – popularna piosenka uświadamia nam, że światłość zawsze zachwyca. Jeśli nawet ktoś się jakoś pogubi, wejdzie w kryzys ciemności, nadal pragnie życia w świetle. Światło człowieka nie gaśnie, tym bardziej wtedy, gdy daje się prowadzić Bogu.
Jedna z osób publicznych w Europie, pani premier Italii, Giorgia Meloni, zaapelowała ostatnio do Włochów, aby ci z pobudek humanitarnych nie korzystali z oświetlenia choćby przez jedną godzinę w ciągu dnia. Wszystko po to, aby zrozumieć przez co przechodzą Ukraińcy tej zimy. Możemy sobie, chociaż z wielkim trudem, wyobrazić świat bez prądu czy bez gazu, choćby przez jedną godzinę dziennie. To zapewne byłaby nawet jakaś oszczędność. Jednakże jeszcze ważniejszy jest kontekst solidarności z tymi, którzy cierpią, którzy nie będą podczas świąt cieszyć się radością świateł choinkowych czy obfitością dań na stole. Ta duchowa więź z uciemiężonymi wojną to ważny gest serca i wołanie o pokój.
Potrzeba przypominać, że Bóg w Betlejem nie używał prądu, a rozświetlił duchowo dzieje człowieka solidarnością. On sam skrócił dystans. Stał się jednym z nas. Wyszedł z ukrycia. Uczynił to za pomocą miłości, która jest szybsza nawet niż światło. To wiadomość Betlejem. Podajmy ją innym tak jak umiemy najlepiej. Szukajmy wielu sposobów, aby świat wokół napełnił się blaskiem Chrystusa. Nie zadawalajmy się samym świątecznym stołem i atmosferą kolęd. Zabierzmy światło Bożego Narodzenia, jak żywą iskrę, w życie naszych rodzin i środowisk. Zwłaszcza tam, gdzie panuje jakiś kryzys, gdzie ktoś odszedł od wiary, gdzie nie ma zdrowia, gdzie jest bieda. Uczyńmy się ambasadorami światła z Betlejem. Ta dzisiejsza msza jest o tym. Nie przegapmy daru światła, nośmy w sobie stale i rozdajmy je. Amen.
/ks. inf. Dariusz Raś/