Wspomnienie prof. Bogusława Grzybka dotyczące koronacji Matki Bożej Częstochowskiej w 1968 roku
Pamiętam rok 1968. Mój ojciec prowadził wówczas chór Gorce w Nowym Targu, był organistą i członkiem Zarządu Organistów Diecezji Krakowskiej wraz z panem Proficem – organistą bazyliki Mariackiej. Ja natomiast pracowałem w Szkole Muzycznej im. Władysława Żeleńskiego na Basztowej, gdzie prowadziłem chór Cantata.
Grudzień był miesiącem niesamowitego wydarzenia – koronacji obrazu Matki Bożej Częstochowskiej w kaplicy pod wieżą. Nie wszyscy wiedzieli co się dzieje, niby ludzie tam się ciągle modlili, ale mało mówiło się o tej Maryi Pannie, więcej o Matce Bożej Makowskiej, która wcześniej była koronowana. Nie pamiętam w którym to było roku, ale wiem, że trochę byliśmy zazdrośni. Kraków był zazdrosny, że nie ma koronacji, więc się o nią postarano.
Podczas uroczystości, na której obecny był kardynał Karol Wojtyła i prymas Stefan Wyszyński, panowała podniosła atmosfera. Tłum ludzi w kościele, a na chórze chór męski organistów całej diecezji. Podstawę zespołu stanowiło wiele chórów, w tym chór Hasło bazyliki Mariackiej. Był także z Zakopanego znakomity Chór Wierch, z Nowego Targu – Gorce. Były chóry z Żywca i Bielska, jak również klerycy z seminarium i franciszkanie, których prowadziłem. Zebrał się olbrzymi zespół, którym dyrygował mój ojciec.
Zaśpiewali wtedy Bogarodzicę Słowackiego. Bogarodzico Dziewico, Dziewico, usłysz nas Matko Boża, usłysz nas. Profic na organach grał tak, że aż się trzęsły mury, aż się trzęsły Sukiennice. Męski chór to jest dynamika, to jest ekspresja, i Ci wszyscy mężczyźni huknęli tę wspaniałą pieśń. Niesamowite przeżycie.
Do tej pieśni mam specjalne nabożeństwo i śpiewam ją teraz z Chórem Organum i Chórem Cantata. Niech nam nie bluźni wróg, ni wiary naszej tknie – te słowa Słowackiego były tak piękne i tak mocne w tych czasach. Wtedy ludzie ryzykowali, że ich zwolnią z pracy. Chórzyści mojemu ojcu powiedzieli, że nie pojadą do Krakowa, bo zostali wezwani do komitetu i tam ich zaszantażowano, że nie dostaną koncesji na kożuchy, na stolarkę, czy na otwieranie sklepów i restauracji. Ojciec się wtedy przeraził, że mu się chór rozleci, ale pozostali wytrwali i zaryzykowali. Ojciec oczywiście był wzywany do komitetu i przesłuchiwany, głównie o to, kto mu pozwolił na branie ludzi do Krakowa na taką imprezę – oni nie nazywali tego koronacją, ale imprezą. Ojciec powiedział wtedy: to jest moje życie, moje działanie i tego się nie wyprę.
Pamiętam, pomyślałem wtedy, że przy koronowanej Maryi Pannie tworzy się rodzina. Zaczęły się schodzić tłumy do tego ołtarza. Nauczyciele, którzy uczyli poza szkołą, nie tylko religii. Nie bali się i ryzykowali. Rodzice przychodzili z dziećmi, aby oddać hołd Matce Najświętszej. Ja Jej oddaję hołd po dziś dzień poprzez śpiewanie tej pięknej pieśni Słowackiego.