Ta wiadomość dotarła do krakowian kilka dni temu. Odeszła od nas do wieczności prof. Irena Kałuża. To przed jej doczesnymi szczątkami modlimy się dzisiaj. Z racji jej osobistej relacji do najstarszego klubu piłkarskiego w Polsce mecz Cracovii z Zagłębiem Lubin rozpoczął się od minuty ciszy. Przecież jej ojciec – Józef Kałuża – to najsłynniejszy piłkarz Pasów. Stąd również dzisiaj obok najbliższych, przyjaciół i sąsiadów, współpracowników, absolwentów UJ, znajomych, jest wielu sympatyków klubu Cracovia, a wśród nich prezesi i piłkarze pierwszej drużyny.
Prof. Irena Kałuża urodziła się w 1924 roku. Przez wiele lat była profesorem anglistyki na Uniwersytecie Jagiellońskim. Znana językoznawczyni, specjalistka z dziedziny składni, semantyki i pragmatyki języka literackiego oraz stylistyki i poetyki generatywnej, przez wiele lat z ogromnym oddaniem pełniła funkcję Dyrektora Instytutu Filologii Angielskiej (1981−1988) oraz Kierownika Zakładu Języka Angielskiego (1981−1991). Wychowawczyni wielu pokoleń polskich anglistów, członek Polskiego Towarzystwa Językoznawczego, Komisji Językoznawstwa PAN i Societas Linguistica Europaea. Odznaczona Złotym Krzyżem Zasługi (1974), Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski (1983) oraz nagrodami Rektora UJ i Ministra Nauki i Szkolnictwa Wyższego. W pracy twórczej towarzyszyło jej cały czas odziedziczone rodzinnie hobby piłkarskie. Mając nawet lat 90 zaczynała swój dzień od lektury prasy sportowej. Mówiła w jednym z wywiadów: Staram się śledzić ją na bieżąco. Czytam najczęściej wszystko, co dotyczy Cracovii i drugiego ulubionego klubu — Manchesteru United.
Śp. Irena przeszła do wieczności w wieku lat 95. Były to lata pełne doświadczeń, sukcesów i dobrych śladów. Prosimy Zmartwychwstałego Pana, aby był nagrodą dla niej za jej życie i służbę. Bo wierzymy głęboko za św. Pawłem: Nikt z nas nie żyje dla siebie i nikt nie umiera dla siebie: jeżeli bowiem żyjemy, żyjemy dla Pana; jeżeli zaś umieramy, umieramy dla Pana. I w życiu więc i w śmierci należymy do Pana. Po to bowiem Chrystus umarł i powrócił do życia, by zapanować tak nad umarłymi, jak nad żywymi. Wszyscy przecież staniemy przed trybunałem Boga (Rz 14).
Śp. Irena była tak jak jej ojciec znakomitym pedagogiem, osobą wielkiej życzliwości, nie żyła dla siebie. Całymi latami poświęcała otrzymane od Stwórcy talenty dla ludzi. Jej ojciec, Józef Kałuża, „Józio”, zasłynął z wysokich moralnych standardów, które zdążył przeszczepić ze swoją żoną Józefą z d. Dudziak, córce Irenie. Wspominał Stefan Szlachtycz, uczeń Kałuży z czasów okupacji: „Kałuża był najlepszym nauczycielem, jakiego spotkałem w życiu. Uczył nas języka polskiego i uczył nas z głowy, bo nie wolno było — w czasie okupacji — stosować żadnych podręczników. „Pana Tadeusza” znał na pamięć całego”. Grał świetnie na skrzypcach, a z klasy nad którą w 1939 roku objął wychowawstwo, zrobił doskonały chór, który występował w kościele Bożego Ciała na Kazimierzu”. Może na te próby chóru i śpiew w czasie liturgii zabierał swoją córkę?
Zapewne opowiadał córce wrażenia z tylu zagranicznych wyjazdów sportowych. Otwierał ją tym samym na świat. Z Cracovią przed wojną zwiedził bowiem pan Józef większość krajów Europy. Jako piłkarz, selekcjoner, dziennikarz, pedagog, obywatel świata podróżował od Hiszpanii, Francji, przez kraje Skandynawii, Niemcy, na południu kontynentu kończąc. Opisy tych wypraw można znaleźć w pamiętnikach grającego z nim Zygmunta Chruścińskiego. Debiutował w zespole Cracovii w wieku 16 lat. Był graczem zupełnym. Świetnie operował piłką zarówno nogami jak i głową, choć miał ledwie 166 cm wzrostu. Słynął z boiskowej inteligencji, strzelał bramki jak natchniony, a jeszcze częściej asystował. Był wielką osobowością miasta Krakowa. Opowiada się, że we współczesnych sobie czasach był tak szanowany, że nawet zbiry, które wieczorową porą napadły go gdzieś na ulicach Podgórza, wróciły by go serdecznie przeprosić, gdy zorientowały się komu wyrządziły krzywdę.
Zmarła Irena uczyła się od swoich rodziców bezinteresownego pojmowania wyzwań życiowych. Opowiadała o swoim Ojcu jako selekcjonerze kadry polskiej: „To się wtedy nazywało Kapitan Związkowy i w związku z tą funkcją on musiał co poniedziałek jeździć do Warszawy, zamiast uczyć w szkole na Grzegórzeckiej. A tata nic nie zarabiał. Robiło się co mogło w tym sporcie amatorskim. Bo – to jest ważne – tam nie było żadnych apanaży. Nie to co teraz. Wtedy nic nie było opłacane. Mowy nie było też o opłacanych piłkarzach”. Józef Kałuża prowadził kadrę Polski m.in. w historycznym meczu podczas mistrzostw świata w Francji w roku 1938 przeciwko Brazylii, którego stawką był ćwierćfinał. Narodowa drużyna po dogrywce uległa 5–6. A Józef, odszedł z tego świata przedwcześnie, bo klika lat później, w 1944 roku. Zachorował na zapalenie opon mózgowych. 20 letnia córka Irena oddawała mu wtedy własną krew na ratunek. Nie udało się jednak zachować ojca przy życiu bez niedostępnego podczas okupacji lekarstwa.
Wspominał tamten pogrzeb Stefan Szlachtycz: „To był październikowy dzień, który był słoneczny, ale bardzo zimny. Późnym popołudniem to się odbywało na końcu Cmentarza Podgórskiego. Zgromadziło się może około 50 osób. Odbywało się to cicho i potajemnie, bo obok był obóz koncentracyjny i pełno Niemców, a każde duże zgrupowanie było źle widziane i mogło być interpretowane przez Niemców jako próba czegoś konspiracyjnego. Odbyło się to w ciszy. Był sztandar Cracovii rozwinięty na moment nad ziemną mogiłą”. Były wtedy obecne jego żona Józefa, potem pochowana tutaj w 1957 roku, i córka Irena. Dziś to ciało zmarłej córki dołączy do miejsca pochówku swoich rodziców.
W 2017 roku przy ulicy imienia Józefa Kałuży, gdzie mieści się stadion Cracovii, stanął pomnik. Oto w pełnym biegu Józef Kałuża kopie piłkę, jak w najlepszych latach swojej kariery. Na ten pomnik czekała długo jego córka. Doczekaliśmy się i my. A dziś prosimy Dobrego i Miłosiernego Boga, aby połączył zmarłych z rodziny Kałużów w wieczności, z tyloma świętymi w niebie, w tym z wielkim kibicem Cracovii, Karolem Wojtyłą — św. Janem Pawłem II. Po to gromadzimy się na tej Mszy świętej. I jeszcze po jedno: aby nie żyć dla siebie. Aby swoje talenty ofiarować innym. Amen.
/ks. inf. Dariusz Raś/
Kazanie wygłoszone podczas pogrzebu śp. Ireny Kałuży
fot. archiwum rodzinne — Morskie Oko 1937, Irena z tatą i kuzynem