Z tradycji narodowej, monarchicznej, czysto ziemskiej zbyt często wynika obraz Królowej Polski jakby z bajki. Pięknej, wyniosłej, tronującej, bogatej damy w złotej koronie z diamentami, zarządzającej sprawnie królestwem z niebieskiej stolicy… Nic bardziej mylnego. Zbyt często fałszujemy obraz Maryi — Królowej, kiedy przedstawiamy Ją, myślimy o Niej wedle wzoru królowania zaczerpniętego z bajkowego porządku. Tak myślą dzieci. I im tak wolno myśleć. Pamiętajmy jednak, że zarówno Ona, jak i Jej Syn, nie kierowali się tym stylem myślenia. Królestwo Boże nie jest z tego świata.
Słowo przed chwilą proklamowane, kreśli nam przedziwny obraz Królowej. Inny. Stoi pod krzyżem — rzymską szubienicą — opłakuje Umierającego Syna, który Jej na końcu wskazuje nowego syna — Jana. Gdzie w tym obrazie szukać Polski? Gdzie odnaleźć koronę królewską? Czy nie chodzi tutaj na sam przód o koronę z cierni, którą Matka otrzymała po zdjęciu Ciała Zbawiciela z krzyża jakby na pamiątkę? Czy nie chodzi tutaj o berło belki krzyża, którym Bóg sam zarządza nowy porządek światowy (por. I. Gargano)? Patrzymy osłupiali na obraz z Ewangelii Jana. My chrześcijanie do ewangelicznych obrazów podchodzimy jak do arcydzieł malarstwa, rzeźby czy muzyki. Im częściej i dłużej się z nimi obcuje, tym bardziej urzekają i wciągają w swój przebogaty świat. Ewangeliczny obraz jest bowiem tak bogaty, że kto go pokocha, nie wiedząc kiedy, przechodzi w niezwykle piękną rzeczywistość świata wartości wiecznych (por. ks. prof. Ed. Staniek, Tajemnica życia Kościoła). Do takich ewangelicznych obrazów należy scena z dzisiejszej Ewangelii. Poszukajmy więc razem królowania na tej ikonie Męki Jezusa i Jego Matki, i Jego Ucznia, i Kobiet.
Obok krzyża Jezusa stały: Matka Jego i siostra Matki Jego, Maria, żona Kleofasa, i Maria Magdalena. Kiedy więc Jezus ujrzał Matkę i stojącego obok Niej ucznia, którego miłował, rzekł do Matki: „Niewiasto, oto syn Twój”. Następnie rzekł do ucznia: „Oto Matka twoja”. I od tej godziny uczeń wziął Ją do siebie (J 19, 25–27). Paradoksalnie Słowo wskazuje nam na to, że Polacy okrzyknęli Maryję Królową Polski nie z powodów złota, czaru, sprawności, ale dlatego, że umiała wychodzić z cierpienia. Za to, że je zwyciężyła, w radości. Nie tylko smutek, ale nawet śmierć została w Niej pokonana argumentem zmartwychwstania.
Królowa Maryja to Ta, która skrywa się przed nami za Słowem z dzisiejszego tekstu Ewangelii, nie za innym. Ona to Słowo nieustannie kontempluje dla nas, Ona ciągle uczy nas przyjmowania cierpienia i przemiany wielkiej perturbacji w wielkie szczęście. Maryja umie być przy cierpieniu, umie cierpliwie czekać na akcję Boga. Umie żyć w tle Syna. Wystawia Go zawsze na pierwszy plan. To jest Jej królowanie. Czy potrafimy tak samo? Czy umiemy żyć w cieniu Większego? Maryja przez to została wyniesiona tak wysoko, że rozumie swoje miejsce w ekonomii Królestwa Niebieskiego. Maryja Królowa to Ta, która ukazuje przede wszystkim nie siebie, ale swojego Syna. Objawia Go w całej Jego tajemnicy, Jego oddaniu dla nas i świata całego.
Jak widzimy potrzebujemy więcej polskiego katolicyzmu medytacyjnego, pogłębionego, a nie uproszczonego jak z ryciny w zerówce. Bez medytacji tej tajemnicy królowania Maryi zredukujemy wiarę naszą do obrzędowości, a ta nie sprosta wymaganiom pokolenia, w którym żyjemy. Pozostanie nam tylko obraz płaski, królowej jakby czarodziejki, która ma ładne sukienki.
Ktoś jednak zapytać może: czy Maryja nie jest Królową Polski? Panna Maryja jest Królową. Najbardziej jednak Królową naszych sumień. Stąd wzięły się na tylu obrazach-ikonach w Polsce korony, stąd się one wzięły na kościele Mariackim w Krakowie. Pierwszym, który ją tak obdarzył godnością królewską na piśmie był w XVI wieku ks. Grzegorz Czuj, zw. Vigilantius, pochodzący z Sambora, kanonik u św. Floriana w Krakowie. Napisał cały poemat Częstochowa. Tam bowiem lud otaczał czcią Matkę Bożą i cudami słynący Jej obraz specjalnie. Nasz rodzimy duchowny pisał o tym tak:
Tu nie tyko Polacy w święte mury śpieszą,
I Litwini pobożni gęstą idą rzeszą:
Tu mieszkańcy gór naszych i całe Polesie,
Kaszubi i lud z Moskwy hołdy swoje niesie.
Tu Kujawiak namioty rozbija płócienne,
Tu Mazur z wełny stawia szałasze odmienne.
Tu możni Morawianie, bogaci Węgrzyni,
Podolacy i Niemcy, Słoweńcy, Rusini.
Tu z Pomorza, z Wołynia, z Tracji, z Inflant, Żmudzi,
Z Saksonii, Prus, Czech, Śląska mnóstwo idzie ludzi.
(Przełożył z łaciny Wincenty Stroka, 1896)
Co więcej, za czasów króla Zygmunta III Wazy żył w Neapolu jezuita, o. Juliusz Mancinelli, inny piewca królowania Maryi. Ukazała mu się Maryja z Dzieciątkiem Jezus. U jej stóp klęczał św. Stanisław Kostka. Ona przemówiła: Dlaczego nie nazywasz mnie Królową Polski? Ja to królestwo bardzo umiłowałam i wielkie rzeczy dla niego zamierzam, ponieważ osobliwą miłością do Mnie płoną jego synowie. W krótkim czasie potem, za pozwoleniem swych przełożonych, którzy objawienie to zbadali, o. Mancinelli przekazał tę radosną wiadomość ks. Piotrowi Skardze i jezuitom w Polsce. Oni z kolei donieśli o tym królowi, a o. Juliusz wybrał się do Polski. 8 maja 1610 r. doszedł do Krakowa, gdzie był entuzjastycznie witany przez króla i wszystkie stany. Swoje pierwsze kroki skierował do Katedry na Wawelu. Tutaj ponownie ukazała mu się Maryja w wielkim majestacie i powiedziała: Ja jestem Królową Polski. Jestem Matką Tego Narodu, który jest Mi bardzo drogi, więc wstawiaj się do Mnie za nim i o pomyślność tej ziemi błagaj Mnie nieustannie, a Ja będę ci zawsze, tak jak teraz miłosierną. (por. ks. Ksawery Wilczyński, Niebiańsko-rzymski i europejski rodowód — kontekst NPM Królowej Polski). Na pamiątkę tego wydarzenia mieszkańcy Krakowa po wysłuchaniu kilku płomiennych kazań jezuity umieścili na wieży Hejnalicy kościoła Mariackiego koronę. To całkiem osobna historia, ale tam umieszczona korona symbolicznie króluje nie tylko nad królewskim miastem Krakowem, ale nad słuchaczami I Programu Polskiego Radia, rodakami z całego świata. Oni to codziennie, w samo południe, mają możliwość posłuchać brzmienia melodii, która jest droga każdemu — nawet dziecku. Hejnał ten oddaje niejako całą naszą Ojczyznę pod straż Królowej Niebieskiej.
Powróćmy jeszcze do jednego wydarzenia historycznego: w 1655 roku w granice Polski wdarli się Szwedzi, a opuszczony król Jan II musiał uciekać poza granice kraju, zrozpaczeni biskupi pisali do papieża: Zginęliśmy, jeśli Bóg nie zlituje się nad nami. Wtedy Ojciec Święty Aleksander VII, powołując się na objawienie o. Juliusza Mancinellego odpowiedział: Nie, Maryja was uratuje, to Polski Pani. Jej się poświęćcie. Jej oficjalnie ofiarujcie. Ją Królową ogłoście, przecież sama tego chciała. Król Jan Kazimierz, stosując się do rady papieża, 1 kwietnia 1656 r. złożył uroczysty ślub, ogłaszając Maryję Królową Polski (por. ks. K. Wilczyński, ibidem). Tak król ślubował przed wizerunkiem MB Łaskawej we Lwowie: Ciebie za Patronkę moją i za Królową państw moich dzisiaj obieram. A w trzechsetną rocznicę tych ślubów biskupi polscy z inicjatywy więzionego prymasa Stefana Wyszyńskiego dokonali ponownego zawierzenia całego kraju Maryi i odnowienia ślubów królewskich. Około miliona wiernych na Jasnej Górze złożyło te Jasnogórskie Śluby Narodu, co do dzisiaj przynosi owoce.
A my co sądzimy o tym królowaniu Maryi w XXI wieku? Czy Święta Maryja rzeczywiście nam króluje? Czy Ona stała się rzeczywistą Królową naszych serc? Czy Ją przyjęliśmy do siebie z całą Ewangelią Jezusa do domu jak św. Jan? Czy nosimy jeszcze jakieś oznaki jej królowania na szyi? Czy nasze ściany domów, biur są przystrojone choćby jednym, a kunsztownym Jej wizerunkiem? Czy to już obciach? Czy na wakacjach czy emigracji inni mogą poznać naszą Patronkę po naszym zachowaniu? Czy odwiedzamy Jej sanktuaria? Czy jedynie traktujemy Ją jako pewną rezerwę taktyczną, strzegącą z dystansu naszego bezpieczeństwa? Czy nie bierzemy Jej za jakąś tylko czarodziejką zapewniającą pomyślność naszej Ojczyzny?
Potrzebujemy na tej Eucharystii zrozumieć oczyszczony, czyli prawdziwy sposób królowania Maryi. Ona już raczej nie potrzebuje nas pod Krzyżem. Ona raczej czeka na nas przy Synu, który Zmartwychwstał, Którego Ewangelią trzeba nam emanować w świecie. Jeśli umiemy to zrozumieć, że Maryja stawia na Królestwo Boże jako najważniejszą, najszlachetniejszą i najwyższą kartę w życiu, nie zawahamy się wziąć Jej — Królowej pokornej — do siebie, do domu, do swoich. Bo nam o tyle mogą się powieść nasze zmagania, z pychą własnych udzielnych „królestw” czy zamkniętych dla Boga enklaw myślenia i działania, o ile weźmiemy pokorę Maryi do domu, po prostu do domu, jak uczeń Jan. A nie będziemy naszej Patronki trzymać tylko w murach kościołów i sanktuariów. W sercu człowieka zaczyna się Jej królowanie, a Jej na co dzień przywoływana obecność w naszych domach, w apartamentach, mieszkaniach powoduje cuda. To niekiedy oznacza cierpliwe oczekiwanie na akcję Boga i umiejętność życia w tle, w cieniu Jego wielkości. Ale to bardzo opłacalna droga. Amen.
/ks. inf. Dariusz Raś/
Odpust Matki Bożej Królowej Polski — Kraków Nowy Ruczaj — Stary Kobierzyn