0:00/ 0:00

Zeskanuj, aby wesprzeć Bazylikę

spark-qr mobile
POKAŻ MNIEJ

Przekaż ofiarę dla Bazyliki Mariackiej
w Krakowie z użyciem aplikacji Spark

Nie masz aplikacji? Wejdź na spark.pl
ZAMKNIJ

Przekaż ofiarę dla Bazyliki Mariackiej
w Krakowie z użyciem aplikacji Spark

Przejdź

lub na 70 1240 1431 1111 0000 1045 5360 (numer konta parafii)

Aplikacja dostępna dla platformy

Kazania

Świątynie

Świątynie

Kie­dy pyta­my o sens sło­wa świą­ty­nia to szu­ka­my cze­goś widzial­ne­go. Lecz pierw­sze nasze kro­ki trze­ba by skie­ro­wać raczej do świą­ty­ni ser­ca, do sumie­nia, w któ­rym roz­le­ga się głos Boga. Nie­wąt­pli­wie zna­my to z wła­sne­go doświad­cze­nia. Kie­dy wcho­dzi­my nawet w krót­ką medy­ta­cję, kie­dy pogrą­ża­my się w ciszy to rozu­mie­my tę onto­lo­gicz­ną, przy­pi­sa­ną tyl­ko czło­wie­ko­wi zasa­dę – ser­ce ludz­kie jest świą­ty­nią obec­no­ści Bożej. Nie­kie­dy zaśmie­co­ne, zacza­dzo­ne, zamglo­ne przez nie­pra­wo­ści, ale wystar­czy wpu­ścić tam świa­tło, pier­wot­ną świę­tość, pierw­szy porzą­dek i nagle dzię­ki łasce sły­chać tam tak­ty muzy­ki i sło­wa pla­nu Boga prze­zna­czo­ne­go dla nasze­go życia.

Oto Ja wyślę anio­ła mego, aby przy­go­to­wał dro­gę przede Mną, a potem nagle przy­bę­dzie do swej świą­ty­ni Pan, któ­re­go wy ocze­ku­je­cie, i Anioł Przy­mie­rza, któ­re­go pra­gnie­cie. (…) Albo­wiem On jest jak ogień złot­ni­ka i jak ług far­bia­rzy. Usią­dzie więc, jak­by miał prze­ta­piać i oczysz­czać sre­bro, i oczy­ści synów Lewie­go, i prze­ce­dzi ich jak zło­to i sre­bro, a wte­dy będą skła­dać Panu ofia­ry spra­wie­dli­we” (Ml 3,1−3). Według pro­ro­ka Mala­chia­sza, gdy­by szu­kać naj­bliż­szej świą­ty­ni w naszym oto­cze­niu, to naj­le­piej wejść na począt­ku do „swo­jej izdeb­ki”. Ją nale­ży w pierw­szej kolej­no­ści oczy­ścić. Tej pra­cy nie może bra­ko­wać nam na co dzień. Dopie­ro potem nale­ży szu­kać wokół innych śla­dów Bożej obecności!

Naszą naczel­ną zasa­dą jest pra­ca nad sobą. Nazy­wa­ją to ludzie core busi­nessem, głów­ną osią danej orga­ni­za­cji, sed­nem spra­wy. To prze­cież wte­dy i tyl­ko wte­dy sta­je­my się świą­ty­nią Ducha Świę­te­go i solą zie­mi, kie­dy trosz­czy­my się przede wszyst­kim o swo­je zba­wie­nie. To w naszym ser­cu roz­gry­wa się ten intym­ny dra­mat oczysz­cze­nia zło­ta i sre­bra, kie­dy przy­cho­dzi Pan, by ofia­ro­wać się jako żer­twa za nasze sła­bo­ści. To w naszym ser­cu, a nie sąsia­da, roz­le­ga się zachę­ta do popra­wy. W Eucha­ry­stii Jezus Chry­stus cią­gle cier­pli­wie przez sło­wo i sakra­ment oczysz­cza świą­ty­nię ludz­kie­go ser­ca jak staj­nię Augia­sza. Na tym pole­ga Jego krzy­żo­wa ofia­ra i speł­nie­nie tajem­ni­cy Jego zmar­twych­wsta­nia. Ona wyma­ga prze­mia­ny ser­ca, a nie tyl­ko odświęt­ne­go ubrania.

Gdzie moż­na jesz­cze poszu­ki­wać sen­su, zna­cze­nia sło­wa świą­ty­nia? W naszym oto­cze­niu. Natu­ra – przy­ro­da, ta oży­wio­na i ta nie­oży­wio­na pocho­dzą od Boga. One są dotknię­te aktem stwór­czym, któ­ry dzie­je się rów­nież w naszym poko­le­niu. Pod­czas każ­dej pory roku dostrze­ga­my to zaska­ku­ją­co obfi­te następ­stwo spraw. W przy­ro­dzie obja­wia się owa tajem­ni­ca cichej obec­no­ści Boga. I ludzie wie­rzą­cy we Wszech­świe­cie widzą wiel­ką świą­ty­nię uczy­nio­ną ręką Boga. To Jego wiel­ko­dusz­ny i racjo­nal­ny plan pozwa­la na wszel­kie życie. Czy to zauwa­ża­my? Czy nie umy­ka to przy­pad­kiem naszej uwadze?

Przy tej oka­zji jed­no wyja­śnie­nie. Pyta­nie agno­sty­ków skąd się wziął Bóg wyma­ga nie­rzad­ko nasze­go jasne­go komen­ta­rza. Otóż to pyta­nie zakła­da pew­ną kon­cep­cję Boga, jak­by ule­pio­ne­go przez czło­wie­ka. Bo ani czas, ani prze­strzeń, ani mate­ria nie mają wpły­wu na Boga. Gdy­by tak nie było nie był­by Bogiem – Stwór­cą. Czas, prze­strzeń i mate­ria pły­ną, nazy­wa­my je con­ti­nu­um. Wszyst­kie one muszą ist­nieć w tej samej chwi­li. A Bóg jest poza nimi. On je pod­trzy­mu­je w ist­nie­niu. A spo­iwem, ramie­niem ist­nie­nia jest Jego Miłość.

Ludzie wia­ry postrze­ga­ją Wszech­świat teo­lo­gicz­nie. Np. ks. prof. Michał Hel­ler mówi o bar­dzo sta­rej meta­fo­rze dwóch Ksiąg. Otóż jest Księ­ga Obja­wie­nia, Biblii przez któ­rą Pan Bóg mówi do czło­wie­ka, i jest dru­ga księ­ga, przez któ­rą tak­że mówi Bóg – Księ­ga Przy­ro­dy. Świą­ty­nią Boga jest więc rów­nież całe stwo­rze­nie. Dla­te­go mamy je chro­nić i rozum­nie z przy­ro­dą współ­pra­co­wać. Co wię­cej, wystar­czy prze­czy­tać komen­ta­rze pierw­szych wie­ków chrze­ści­jań­stwa, choć­by pięć komen­ta­rzy św. Augu­sty­na do Księ­gi Rodza­ju, aby zro­zu­mieć jak waż­ną dla wie­rzą­cych jest ta Księ­ga Przy­ro­dy. W niej zawar­ta jest mądra zasa­da, któ­rą Kościół kie­ru­je się przez wie­ki. Augu­styn pisze o niej tak: jeśli napo­ty­ka­my w Piśmie Świę­tym jakieś stwier­dze­nia, któ­re wyda­ją się sprzecz­ne z dobrze usta­lo­ną praw­dą – a nie było wów­czas nauki w dzi­siej­szym poję­ciu, ale „dobrze usta­lo­ne praw­dy” – to mamy obo­wią­zek przy­jąć tę praw­dę za auten­tycz­ną i uznać, że dotych­czas źle rozu­mie­li­śmy tekst biblij­ny. Gdy­by­śmy robi­li ina­czej, to poga­nie by się z nas śmia­li (ks. prof. M. Hel­ler). To praw­da – na począt­ku Bóg stwo­rzył nie­bo i zie­mię. Bóg jed­nak cią­gle stwa­rza i naucza przez Księ­gę Przy­ro­dy. To dzie­je się na każ­dej Eucha­ry­stii, w któ­rej dzię­ku­je­my Bogu za świat stworzony.

Gdy­by szu­kać nadal zna­cze­nia sło­wa świą­ty­nia w naszym oto­cze­niu, to wspo­mnieć nale­ży oczy­wi­ście wie­le miejsc kul­tu, tych pięk­nych i mniej kunsz­tow­nie zbu­do­wa­nych, jak małe skle­co­ne z desek i led­wie zada­szo­ne kapli­ce w kra­jach misyj­nych. Te poświę­co­ne Bogu małe tery­to­ria kul­tu­ry chrze­ści­jań­skiej i zara­zem świa­dec­twa wia­ry „roz­sy­pa­ne” są prze­cież po całym świe­cie. Co wię­cej, ist­nie­je już nawet pew­na utrwa­lo­na sieć, geo­gra­fia sakral­nych celów piel­grzy­mek miejsc świę­tych na świe­cie i w naszym kra­ju. Chęt­nie je odwie­dza­my. Zwłasz­cza kie­dy obcho­dzi­my rocz­ni­cę poświę­ce­nia kościo­ła wzma­ga się w nas wiel­kie dzięk­czy­nie­nie za tylu dobro­czyń­ców, któ­rzy ubo­ga­ci­li i sta­le ubo­ga­ca­ją świą­ty­nie swo­ją ofiar­no­ścią, kunsz­tem pra­cy arty­stycz­nej i konserwatorskiej.

W Uro­czy­stość Wszyst­kich Świę­tych dzię­kuj­my Bogu za to miej­sce, któ­re­mu na imię kościół Mariac­ki. Ale też stąd, z wnę­trza tej świą­ty­ni, roz­le­ga się pyta­nie o sens i naukę biją­cą z pięk­na choć­by tej jed­nej świą­ty­ni. Spo­ty­ka­my tutaj bowiem dzie­ła sztu­ki roz­mia­ro­wo i war­to­ścio­wo nie do prze­ce­nie­nia. Popa­trz­my choć­by na naj­więk­sze z nich: ołtarz mariac­ki. On budzi naszą wyobraź­nię. Wyda­li­śmy w histo­rii na jego fun­da­cję 2808 zło­tych flo­re­nów, a na jego co dopie­ro zakoń­czo­ną kon­ser­wa­cję kil­ka­na­ście milio­nów zło­tych, po to, aby to miej­sce na zie­mi wyra­ża­ło nadal miłość Boga do czło­wie­ka oraz nada­wa­ło chrze­ści­jań­ski sens ludz­kie­mu ist­nie­niu przez następ­ne deka­dy. Iluż ludzi przy­by­wa­ją­cych do Kra­ko­wa jako tury­ści,  urze­czo­nych pięk­nem tego miej­sca, pomi­mo bra­ku żywych oznak wia­ry, poru­sza swo­je życie i, da Bóg, nawra­ca się. Pięk­no ołta­rza pro­wa­dzi bowiem myśli do roz­strzy­gnięć, do naj­waż­niej­szych pytań o sens… Świę­ta Mary­ja pyta z ołta­rza o głę­bię nasze­go życia i czas śmier­ci. Popa­trz­my jak Ona w opo­wie­ści Wita Stwo­sza wska­zu­je naj­lep­szą dro­gę do nie­ba. Jej mot­to życia to sło­wo „Fiat”! Bądź wola Two­ja, Boże!

Innym war­tym wspo­mnie­nia wytwo­rem kul­tu­ry i wia­ry jest reli­kwiarz św. Jana Paw­ła II. Ten XXI-wiecz­ny arcy­waż­ny przed­miot kul­tu został mister­nie wyko­na­ny w 2011 r. przez nie­miec­kie­go arty­stę Ulri­cha Boec­ken­fel­da.  Sym­bo­licz­nie nawią­zu­je do zama­chu na papie­ża w 1981 roku. Ucie­le­śnia to mate­riał, z któ­re­go jest wyko­na­ny sam reli­kwiarz, jego kolo­ryt oraz kro­pla krwi Ojca Świę­te­go umiesz­czo­na w jego wnę­trzu. Rama reli­kwia­rza wyko­na­na zosta­ła z drew­na róża­ne­go, sym­bo­li­zu­ją­ce­go Mary­ję. Zdo­bią ją czte­ry małe gra­na­ty będą­ce zna­kiem krwi prze­la­nej w dniu zama­chu, a wień­czy wyko­na­ny ze sre­bra krzyż wzo­ro­wa­ny na krzy­żu dłu­ta Lel­lo Sco­rzel­lie­go, któ­re­go papież uży­wał przez cały swój pon­ty­fi­kat. Wnę­trze reli­kwia­rza skła­da się z dwóch kawał­ków gór­skie­go krysz­ta­łu, pomię­dzy któ­ry­mi umiesz­czo­ny został frag­ment chu­s­tecz­ki papie­ża nasą­czo­nej jego krwią. Tka­ni­na jest jak­by wto­pio­na w gór­ski krysz­tał, na któ­rym wyry­to auto­graf Jana Paw­ła II. Pod­sta­wa reli­kwia­rza wyko­na­na jest z wie­lu ele­men­tów, m.in. z pocho­dzą­ce­go z Fati­my drew­na dębu, z drew­na heba­no­we­go, któ­re­go czar­ny kolor sym­bo­li­zu­je kapłań­stwo Ojca Świę­te­go i z mor­ga­ni­tów, rzad­kiej odmia­ny bery­lu, wyra­ża­ją­cych bisku­pią posłu­gę. Cokół opar­ty jest nato­miast na kamien­nym fun­da­men­cie pocho­dzą­cym ze sta­rej bazy­li­ki Waty­kań­skiej co wska­zu­je na papie­skie lata posłu­gi Jana Paw­ła II (por. mariac​ki​.com). Dla­te­go kie­dy w cza­sie coty­go­dnio­wej, czwart­ko­wej nowen­ny modli­my się o łaski przez przy­czy­nę Świę­te­go Papie­ża i pre­zen­tu­je­my ten reli­kwiarz rozu­mie­my jak waż­ne jest ubo­ga­ce­nie pamiąt­ka­mi wia­ry naszej litur­gii. Te pamiąt­ki nie­ja­ko woła­ją do nas: świę­ty­mi bądź­cie. Skar­by sztu­ki i kunsz­tow­ne reli­kwia­rze mają nas prze­cież inspi­ro­wać, odsy­łać do życia śla­da­mi Jezu­sa i pro­ro­ko­wać wspól­no­tę świę­tych w Kró­le­stwie Nie­bie­skim do któ­rej zdą­ża­my. To tłu­ma­czy nam zresz­tą każ­da Eucharystia.

Ten kościół i cele­bry tutaj spra­wo­wa­ne nie zatrzy­mu­ją nas w dro­dze dal­sze­go poszu­ki­wa­nia sen­su sło­wa świą­ty­nia. W każ­dy Dzień Zadusz­ny cere­mo­nie odsy­ła­ją nas i wzno­szą nasze poj­mo­wa­nie świa­ta do Nie­bie­skie­go Jeru­za­lem. Eucha­ry­stia dzie­je się, jak to Chry­stus Pan zapo­wie­dział, jako pamiąt­ka Wie­czer­ni­ka, jako zapro­sze­nie do świą­ty­ni wiecz­no­tr­wa­łej w nie­bie. I gdy­by szu­kać celu litur­gii w choć­by naj­pięk­niej zbu­do­wa­nej świą­ty­ni, to nale­ży odkryć cho­ciaż po tro­sze nasz głód tajem­nic świą­ty­ni w nie­bie, Domu Ojca i Syna i Ducha Świę­te­go. Chrze­ści­ja­nin powi­nien delek­to­wać się poję­ciem nie­ba, sma­ko­wać je i raz na zawsze wpi­sać w swój GPS naj­waż­niej­szy cel ziem­skiej podróży!

Z pamięt­ni­ka jed­nej sze­ścio­lat­ki, któ­ra spa­ce­ro­wa­ła po mie­ście i chcia­ła dowie­dzieć się od star­szych, gdzie jest nie­bo wyni­ka pew­na non­sza­lan­cja, infan­tyl­ność i zakło­po­ta­nie rodzi­ców w tłu­ma­cze­niu doty­czą­cym kie­run­ku do nie­ba. „W pra­wo? W lewo? Zaraz, zaraz, tata mówił, że za ron­dem przy trze­cich świa­tłach otwo­rzy­li «Siód­me nie­bo»… To na pew­no musi być tam!” I cór­ka zabłą­dzi­ła. Tato mówił jej o nazwie pew­nej restau­ra­cji, a ona w pro­sto­cie dziec­ka koniecz­nie chcia­ła to spraw­dzić. Podob­nie radziec­cy kosmo­nau­ci kil­ka­dzie­siąt lat temu powró­ci­li na Zie­mię z wia­do­mo­ścią, że nie widzie­li Boga ani nawet anio­ła. Byli w kosmo­sie i nie widzie­li. I oni też zbłą­dzi­li w poszu­ki­wa­niach Nie­bie­skie­go Jeruzalem.

Nasze wyobra­że­nia nie­ba jak­że czę­sto są peł­ne bana­łu, mdłe i ckli­we. Po pro­stu nas już nie poru­sza­ją, bo jeste­śmy nie­rzad­ko wypa­le­ni w dro­dze do nie­ba. Dok­try­na wia­ry prze­sta­ła wią­zać się z oso­bi­stym prze­ży­ciem. Wie­lu mło­dych nie­bo prze­sta­ło jak­by w ogó­le inte­re­so­wać. Liczy się u nich kul­tu­ra tym­cza­so­wo­ści. Co wte­dy, gdy całe gene­ra­cje chcą uwić sobie sta­łe gniazd­ko na zie­mi z marzeń o nie­bie­skich mig­da­łach? Popeł­nia­ją kar­dy­nal­ny i kosz­tow­ny błąd, za któ­ry przyj­dzie im zapła­cić. Roz­mie­nia­jąc swo­je życie na drob­ne, ludzie grzę­zną na mie­liź­nie scho­dząc z kur­su wprost ku Bogu.

Rozu­mie­my to bar­dziej w Dzień Zadusz­ny: to świat nad­przy­ro­dzo­ny i nie­skoń­czo­ny – świą­ty­nia Boga – nada­je docze­sne­mu świa­tu decy­du­ją­ce zna­cze­nie. Zie­mia jest łonem nie­ba, a nie­bo jest sen­sem zie­mi. Czło­wiek jest dziec­kiem Ojca Nie­bie­skie­go. Czło­wiek tak napraw­dę głę­bo­ko w ser­cu wie­rzy w ojcow­ską obiet­ni­cę, że to godzi­we życie wpro­wa­dzi go do domu w nie­bie, że „świat nie jest domem”, lecz miesz­ka­niem cza­so­wym. Czło­wiek nie­kie­dy tyl­ko sobie życie kom­pli­ku­je nie­wia­rą. Czło­wiek gustu­je w ota­cza­niu się wyra­fi­no­wa­ny­mi for­ma­mi znu­dze­nia i poszu­ki­wa­niem zapo­mnie­nia o celu nad­rzęd­nym. Ale do cza­su… Dla każ­de­go nad­cho­dzi prę­dzej czy póź­niej czas opamiętania.

Żeby wejść do nie­ba potrze­ba się cią­gle roz­wi­jać wewnętrz­nie, dora­stać, aspi­ro­wać do zmar­twych­wsta­nia. Uczy­my się pod­czas każ­dej Eucha­ry­stii pew­ne­go ode­rwa­nia od tego wszyst­kie­go co jest na zie­mi małe, do cze­go tutaj, na zie­mi, przy­wią­za­li­śmy się nie­po­trzeb­nie. To trud­na nauka. Odbie­ra­my ją tym bar­dziej na każ­dym pogrze­bie, pod­czas Mszy św. z trum­ną czy urną na kata­fal­ku. Powin­ni­śmy się tej nauki ode­rwa­nia od zie­mi uczyć inten­syw­nie. Nie uni­kać pogrze­bów czy wspo­mi­na­nia zmar­łych, jak to nie­któ­rzy czynią.

Kie­dy odda­my nasz ostat­ni oddech, wte­dy Bóg w swo­im miło­sier­dziu roz­po­rzą­dzi i ufa­my – nie­biań­skie i świę­te domo­stwo sta­nie się naszym udzia­łem. I bądź­my spo­koj­ni: wszyst­ko co cen­ne w oczach Pana zosta­nie w nie­bie zacho­wa­ne. W wiecz­nym sta­nie, w świą­ty­ni Kró­le­stwa Boga będzie­my nale­żeć do Nie­go, z tym co nazy­wa­my owo­ca­mi życia, pomno­żo­ny­mi talen­ta­mi. Wspo­mi­na o tej nauce św. Paweł.  Moż­na bowiem przy przej­ściu na koń­cu nasze­go życia na zie­mi nic nie mieć, a jed­nak posia­dać wszyst­ko (2 Kor 6, 10). Posłu­chaj­my jed­nak uprzed­nio dobrej rady pro­ro­ka Mala­chia­sza: Nawróć­cie się, aby­ście zoba­czy­li róż­ni­cę mię­dzy spra­wie­dli­wym, a bez­boż­nym, mię­dzy słu­gą Boga, a tym któ­ry Mu nie słu­ży (Ml 3, 18).

Jesz­cze jed­na uwa­ga: nie­ba oczy­wi­ście nie moż­na poj­mo­wać według roz­mia­rów fizycz­nych. Poma­ga tu nie­zwy­kle język sym­bo­li choć­by 11. roz­dzia­łu Apo­ka­lip­sy św. Jana. Zwy­kłe opi­sy ludz­kie zawsze są zbyt dosłow­ne i to język poezji naj­le­piej nada­je się do opi­su rze­czy­wi­sto­ści ponad­stan­dar­do­wej. Pew­ne jest, że nie­bo jest na tyle wiel­kie, by nikt z nas, nikt z miliar­dów ludzi nie musiał się w nim tło­czyć. Nie mar­tw­my się więc o roz­mia­ry nie­ba, ale o stan spraw jaki przed­sta­wia nasze ser­ce w dro­dze do nie­ba dzi­siaj. Trze­ba pie­lę­gno­wać gro­by przod­ków, trosz­czyć się o ich schlud­ny stan, ale jesz­cze bar­dziej kie­dy odwie­dza­my świą­ty­nie i cmen­ta­rze we Wszyst­kich Świę­tych i Dzień Zadusz­ny zadbaj­my o nasz pasz­port ducho­wy i odno­wie­nie wizy na życie wiecz­ne, któ­re spraw­dzą anio­ło­wie przy wej­ściu do świą­ty­ni wiecz­no­tr­wa­łej w nie­bie. Amen.

/​ks. inf. Dariusz Raś/