Kazanie wygłoszone 26 marca 2018 podczas dnia skupienia pracowników bazyliki archiprezbiterialnej pw. Wniebowzięcia NMP w Krakowie
Wszyscy jesteśmy „słoikami”. Jak zapewne wiecie, to sformułowanie oznacza ludzi, którzy otrzymują domowe specjały od najbliższych, z kuchni babci czy mamy, aby je potem skonsumować. Tych zazwyczaj ludzi, ze względu na te słoikowe frykasy pop kultura nazwała również „słoikami”. To neologizm znaczeniowy. I tak mamy warszawskie słoiki, krakowskie słoiki, londyńskie słoiki, ale też chrześcijańskie słoiki, ze specjalnymi mariackimi kontekstami. Również ludzie mogą być więc słoikami w kontekście migracji, miejsca pracy, a nawet wyznawanej wiary. Otwieramy dziś słoik ze spiżarni, tej chrześcijańskiej spiżarni: Biblii. Dzisiaj przekonujemy się jak to Słowo jest świeże. Otwieramy świetnie zakonserwowane Dobro. Otwieramy Słowo w naszej wspólnocie pracy, służby, wolontariatu i misji, z jej doświadczeniem. Słowa Ewangelii są taką wiadomością dnia — słoikiem do posmakowania — dziś trafiają w punkt.
Wszyscy jesteśmy słoikami. Nieco pustymi. Wymagamy ciągłego wtajemniczenia i dopełnienia. Nie wystarczy nam chrystianizacja jak za Mieszka I. Zewnętrzne obmycie zmienia tylko powierzchownie. Trzeba trafić wewnątrz, nie wystarczy jeden akt wiary dokonany dla nas przez rodziców na chrzcie św., chrystianizacja przez ziemskiego króla czy narodowa tradycja. To dużo za mało. Bo mało używany słój z chrztem św. na półce życia nie wystarczy. Trzeba z niego jeszcze umieć korzystać. I czasami uzupełnić treściami, najlepszymi konfiturami, aby wystarczył nam na następny etap życia w świecie. Potrzeba mistagogii ( gr. ) μυσταγογέω, μυσταγογία/ czyli wprowadzania w misterium – duchową i tajemniczą rzeczywistość. Wtajemniczenia i napełnienia chrześcijańskiego. Potrzebujemy po prostu ewangelizacji.
Wszyscy jesteśmy słoikami. Nieco pustymi. Do napełnienia. Najlepszy czas do napełnienia to święta Paschy. Nauka i to nie byle jaka — szkolenie z przechodzenia ze śmierci do życia. Nauczyciel Jezus prowadzi nas na szkolenie do Betanii. (J 12, 1–11) Na sześć dni przed Paschą tam przybył. A to jakby scenariusz filmu. Na scenie są dobrzy bohaterowie: Marta, Maria, Łazarz i są ci źli. Jest Mistrz i jest Jego zdrajca. Są apostołowie i wielki tłum ciekawskich, płochliwych, niestabilnych w wierze. W tle widzimy organizatorów zamachu na Jezusa — arcykapłanów. Słyszymy również brzęk monet. Niestety te monety brzęczą ku zdradzie. Słoik Judasza jest nie do przełknięcia — srebrnikami zdrady nikt się nie nakarmi.
To sam Jezus nas wtajemnicza w chrześcijaństwo dla dorosłych. Nie chodzi o tych, którzy w niego „tylko” wierzą. Wiara bywa bojaźliwa, ma swoje niskie stany. Jemu chodzi o tych, którzy go kochają, o chrześcijaństwo prawdziwe, mocne, trwałe i mądre: Takimi są w Ewangelii Łazarz, Maria, Marta. Wydali 300 denarów, roczny dochód na drogocenny olejek nardowy. Wydali również ucztę. To prosty dowód miłości. Apostołowie dopiero uczą się tej samej miłości. Za dwa, trzy dni będzie ona wypróbowana. Z różnym skutkiem.
Scena z Betanii powtarza się w życiu. Jezus nas gromadzi tak jak tam. Betanią jest ta wspólnota wokół tego ołtarza. Wspólnota Kościoła przygotuje dla nas Eucharystię — ucztę. Wtajemniczenie się dokonuje. Otwieramy się na Boga. Jak mówił Jan Paweł II, ewangelizacja — wtajemniczenie się w nas dokonuje, przez Eucharystię, w czasie Eucharystii, bo pochodzi z Eucharystii, czyli od samego Jezusa. Słowo i Ofiara z Eucharystii prowadzą do tajemnicy naszej wspólnoty: Paschy.
W pięknym domu w Betanii zapachniało obecnością Jezusa. W pięknym kościele ss. Duchaczek, obok ołtarza nasza wspólnota pachnie tak samo. Powoduje to Eucharystia. Z niej uczymy się awansu w mistagogii, stajemy się wtajemniczeni w zbawienie. Pragniemy, aby i nasze życie zapachniało. Jeśli ktoś nie rozumie Domu chrześcijan, świętego domu Eucharystii, nie skorzysta z tej niewyczerpalnej spiżarni tajemnic. Zostanie bez ciepła serca Zbawiciela. Nie skorzysta ze spowiedzi — intymnego spotkania z Jezusem odnawiającym sumienie. Zostanie samotny w świecie jak tłum ciekawskich gapiów, którzy są jak turyści oglądający nasz kościół i mało rozumiejący, nie modlący się nawet sercem.
Nasze zadanie — pracowników bazyliki — to napełniać puste do połowy słoiki ludzkich serc tą prawdą o Jezusie. Jesteśmy posłani i do najbliższych, i do Europejczyków. Nie do dzikusów w afrykańskiej dżungli. Może tam byłoby łatwiej? Żyjemy w bardzo starym świecie, gdzie chrześcijaństwo traci dla wielu smak, ponieważ jest nieodkrywane. Zmieniajmy to. Bo nie należymy do odstępców, którzy idą na zatracenie, ale do wiernych, którzy zbawiają swą duszę (Hbr 10, 39). Amen.
/ks. inf. Dariusz Raś/