Zasłyszałem pewną opowieść. Pewien zdesperowany człowiek przyszedł do znanego mnicha z zapytaniem: — Powiedz mi co mam czynić. Jestem załamany. Straciłem pracę, syn mi się poważnie rozchorował, przyjaciel mnie zawiódł i z żoną ciągle się kłócimy. Mnich odpowiedział: — Gdy wrócisz do domu, napisz na kartce wielkie słowa: zawsze tak nie będzie. Połóż ją w widocznym miejscu. Codziennie na nią spoglądaj. Człowiek zrobił tak, jak mu mnich poradził. Po miesiącu wrócił. — Miałeś rację — powiedział do mnicha — wszystko się ułożyło. Znalazłem dobrze płatną pracę, syn wyzdrowiał, kolega mnie przeprosił i z żoną zaczęło mi się układać. Mogę już zdjąć tę kartkę. — Nie zdejmuj jej — odpowiedział mnich. – Dlaczego? Przecież wszystko się ułożyło? — Ponieważ zawsze tak nie będzie.
Moi drodzy, jedynie łaski Bożej można być pewnym. Kiedy ogarniają nas zmiany pogody i kapryśność ludzi, kiedy oglądamy relacje z wojny i kataklizmów, kiedy przeżywamy zamknięcie w szpitalu w czasie choroby, zdajemy sobie przecież sprawę ze stałego wsparcia Boga, które się wyraża na różne sposoby. I żyjemy nadzieją, że zawsze nie będzie źle. Uświadamiamy sobie wówczas, że wiele nie zależy od nas. Dlatego przywracamy sobie optymizm, kiedy odmawiamy słowa prośby do Boga „chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj”. W ich duchu przywołujemy sobie obraz Ojca naszego, Ojca niebieskiego, Tego, który jest doskonały w dodawaniu nam otuchy w chwilach złych, a przygotowuje nas na przezwyciężanie wszelkich kryzysów. Któż jak nie Bóg?
Ewangelia dnia dzisiejszego przywraca nam jeszcze jedną wartość unikalną wśród chrześcijan. Może chodzi nawet o tę cechę nauki Pana Jezusa najbardziej nierozumianą przez niechrześcijan: chodzi o walor bezinteresowności i miłości wobec nieprzyjaciół. „Miłujcie waszych nieprzyjaciół i módlcie się za tych, którzy was prześladują, abyście się stali synami Ojca waszego, który jest w niebie; ponieważ On sprawia, że słońce Jego wschodzi nad złymi i nad dobrymi, i On zsyła deszcz na sprawiedliwych i niesprawiedliwych. Jeśli bowiem miłujecie tych, którzy was miłują, cóż za nagrodę mieć będziecie?” (Mt 5). Te słowa posiadają wielką moc. Popatrzmy na choćby modlitwę wstawienniczą za nieprzyjaciół. Ona posiada właśnie ten walor bezinteresowności. Nie zna granic prośba o to, aby nieprzyjaciele podali sobie ręce. Używajmy jej jako formy duchowej jedności wobec wszechmocnego Boga. Po to, żeby zawsze nie byli nieprzyjaciółmi, ci, którzy za takich się uważają. Włączmy do naszych modlitw, podczas tej Eucharystii, nam niechętnych, tych, którzy są na różne sposoby nieprzyjaznymi dla naszych dobrych zamiarów, tych, którzy się do siebie nie odzywają. Niech Boża ewangelia działa ku pojednaniu nawet tam, gdzie już rozgorzała poważna wojna. Amen.
/ks. inf. Dariusz Raś/