Bóg działa w każdym czasie. Odczuwamy to i w czasie kryzysu wojennego u naszych granic. Balsamem na nasze serca są opinie o postawie Polaków. Błogo nam się robi na sercu, kiedy mówią o nas dobrze. Bohater mediów światowych tych dni, prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski w sposób przejmujący wyraża wdzięczność za pomoc jaką Ukraina i Ukraińcy już otrzymali od Polaków. Powiedział po chrześcijańsku: „Nie zostaliśmy sami z wrogiem, polscy bracia i siostry są z nami”. Przedwczoraj polscy posłowie i senatorowie powitali jego słowa owacją na stojąco. Możemy powiedzieć, że Bóg nawet ze złej wojny wydobywa dobre owoce i zdaje się nas przemieniać. Tak: miliony uchodźców sprawdzają nasze odniesienia ludzkie oraz prawdziwie chrześcijańskie DNA. Tak: cywilizacja cała sprawdza się w kryzysie epidemii i wojny. I choć dobrze kiedy mówią o nas, że dajemy radę, to oby nam wystarczyło zapału, umiejętności i środków na podtrzymanie tego kursu otuchy.
Pan Jezus w szczególny sposób traktuje swoich uczniów na Górze Przemienienia: daje im doświadczenie „balsamu”. Inwestuje w ich ducha. Przygotowuje na najtrudniejszą lekcję w Jego katechizmie: krzyż cierpienia i śmierci. Wyprowadza na górę pięknej pogody, w obłok tajemnicy i spotkania ze świętymi Starego Testamentu: Eliaszem i Mojżeszem. Te cudowne zdarzenia na górze przemiany Jezusa są dla uczniów: Piotra, Jakuba i Jana zapowiedzią wielkiej radości, która nastąpi. Nie stanie się to jednak od razu, a po próbie krzyżowej drogi.
Z tej naszej postawy wobec tysięcy uchodźców dowiadujemy się, że Wielki Post ma głębszy sens niż tylko postanowienia, wyrzeczenia. To również wielka inwestycja Boża w nas. Góra przemiany. Dla chrześcijanina jest to święty czas, czas pracy nad sobą, nad swoim życiem, nawrócenie się, czas głębszej bliskości z Panem i z ludźmi, czas wyjścia na górę przemieniania swojego serca, czas, aby stanąć w prawdzie przed samym sobą. Wielki Post to święty czas spotkania z Jezusem, który kładzie balsam na nasze życie, leczy rany i uzdalnia do zdobywania wyżyn człowieczeństwa. Aby nie poszła na darmo lekcja naszych babć z wigilii Bożego Narodzenia i pustego talerza dla potrzebujących wędrowców, jeśli kogoś nie stać na gest przyjęcia uchodźców u siebie, niech daje jałmużnę czy niech choćby ufunduje zupę dla najbiedniejszych uciekinierów z terenu wojny. Niech może zaprosi na talerz ciepłej strawy lub na niedzielny obiad. To będzie balsamem na serca zalęknione starców, kobiet i dzieci — uchodźców. Parafia mariacka ze swoich zasobów np. oddała już dla nich ośrodek w Bronowicach. Nasza pani dyrektor Lucyna zapowiada dalsze działania i informuje, że „goście wojenni” pochodzą z Charkowa i Kijowa. Znają rosyjski, ale nie chcą mówić po rosyjsku, mają awersję. Jakże więc nie składać podziękowania wszystkim dobrym duchom tego pomysłu, czyli również Wam za dobre odruchy serca i portfela. Można by powiedzieć: odmieniliśmy się w te dwa ostatnie tygodnie.
Cierpienie ma sens. Sens zbawczy. Wojna jeśli ma jakikolwiek sens, to sens nadaje jej dążenie do pokoju. Nie chodzi przecież o same działania obronne czy podglądanie przemocy na ekranie tv, ale akcję serc dającą szansę na przemienienie świata, na zmianę agresji w pokój. Św. Paweł tak o tym mówi: „Wielu bowiem postępuje jak wrogowie krzyża Chrystusowego, o których często wam mówiłem, a teraz mówię z płaczem. Ich losem – zagłada, ich bogiem – brzuch, a chwała – w tym, czego winni się wstydzić. To ci, których dążenia są przyziemne. Nasza bowiem ojczyzna jest w niebie. Stamtąd też jako Zbawcy wyczekujemy Pana Jezusa Chrystusa, który przekształci nasze ciało poniżone w podobne do swego chwalebnego ciała tą mocą, jaką może On także wszystko, co jest, sobie podporządkować” (Flp 3). Naszą odpowiedzią na wojenny czas niech będzie postępowanie wolne od przyziemnych dążeń. Winniśmy nieustannie tęsknić za niebem, myśleć o niebie i sprawach Bożych, wprowadzać na ziemi Boży pokój, niebiańskie zwyczaje i tradycje. Być jak balsam dla świata w czasie wojny. Amen.
/ks. inf. Dariusz Raś/