Nie rozwiążemy dzisiaj wszystkich tajemnic tej nocy, ale odsłońmy choćby fragment cudu w Betlejem. To szósty zmysł podpowiada nam w tę noc rozważanie wielkich tajemnic. Bo oto w Betlejem widzimy jakby nowy wymiar. Nad-wymiar. Coś niewytłumaczalnego się dzieje, aby nam wytłumaczyć nasze życie.
Bo cóż można powiedzieć o Betlejemskim znaku, który nas zaskakuje? Co to wiekopomne wydarzenie przynosi ludzkości? Jaką wielką zmianę? Możemy z pewnością powiedzieć, że bezpieczeństwa — tego atrybutu pozbył się do końca nasz Stwórca w Betlejem, aby je nam ofiarować. Bóg wydał się w ręce ludzi i kosmosu. Pozbył się bezpiecznego nieba. Zrobił to dla nas, pomogli ludzie święci: Józef i Maryja. W tę noc z tym wyjaśnieniem na pomoc przychodzi Ewangelia o pasterzach i o Słowie. Pastuszkowie odnaleźli bezbronne Dziecię Boże. Ono stało się ciałem, gotowym się za nas wydać, gdy nadejdzie czas. Aby nas ubezpieczyć na niebo.
Ciekawie komentuje cud Betlejem ks. Jan Twardowski:
Gdyby wszyscy mieli po cztery jabłka
Gdyby wszyscy byli silni jak konie
Gdyby wszyscy byli jednakowo bezbronni w miłości
Gdyby każdy miał to samo
Nikt nikomu nie byłby potrzebny.
Bezbronny w miłości. To głębokie sformułowanie ks. Twardowskiego wskazuje szlak Betlejem, którym i my podążamy zgłębiając tajemnicę. Bliski nam Bóg jest wszechmogący i jednocześnie bezbronny w miłości. Dlatego wchodząc do groty betlejemskiej skłaniamy się do potrójnej postawy. Po pierwsze adorujemy, śpiewamy kolędy, wzruszamy się. Można powiedzieć, że jesteśmy w tej dyscyplinie jednymi z najlepszych na świecie. Ileż my kolęd śpiewamy. Już w antologii ks. Michała Marcina Mioduszewskiego z 1845 roku pt. „Pastorałki i kolędy z melodyjami, czyli piosnki wesołe ludu w czasie świąt Bożego Narodzenia po domach śpiewane” uzbierało się ich 292.
Drugim programem Betlejem po postawie adoracji, jest wprowadzanie rysu familijności. Istotą naszej wiary, płynącej z rajskich i betlejemskich źródeł jest bycie podobnym do Jezusa, który żyje nie dla siebie. Żyje „dla”. Mamy się charakteryzować wychodzeniem ze strefy prywatnego komfortu, a to najpełniej i najnaturalniej objawia się w rodzinie. We współczesnym świecie spłaszczonych pojęć i wartości człowiek zbyt ucieka przed prawdą o miłości rodzinnej. Zamienia ją na używki, komunikatory i błyskotki. Nie udajmy nieporadnych, leniwych, sparaliżowanych. To nie jest plan Boga. Oddajmy więcej czasu dla rodziny, dla życia bezpośrednio w niej. Rodziny liczne, gwarne stanowią o naszym bogactwie, a nie zamknięte singlowe kariery. Takie jest Betlejem. Oddajmy się na jego szlaku naszym rodzinom. Nie sobie. To byłby karkołomny błąd.
Po trzecie: uczucia, nawet choćby najgorętsze nie zastąpią wśród nas determinacji do pozostania blisko Jezusa. Nie chcemy być katolikami od wielkich dzwonów i specjalizować się w słomianym zapale. Nie wystarczy nam fotografia z szopką. Potrzebna jest systematyczna niedzielna Msza św. oraz godne przyjmowanie Jezusa każdego tygodnia, tam gdzie nie ma przeszkód. Komunia św. staje się naszym znakiem jakości i początkiem świadectwa. Prowadzi do tego również częste, co kilkutygodniowe korzystanie z sakramentu pojednania. Tylko w ten sposób będziemy wierni mądrości Betlejem, a nie zamkniemy szopki wraz z Nowym Rokiem.
Miłość Boga objawiona w grocie pasterzom wzywa nas na bezpieczny szlak, a Boży plan zasadza się na prawdziwym, nieudawanym nawróceniu. Jezus — to imię jest naszym przeznaczeniem, nawet jeśli się jeszcze wahamy. Ono realnie odmienia nasz świat. Taka jest nowina Betlejem.
Poeta nas zaprasza:
I pomyśl jakie to dziwne,
że Bóg miał lata dziecinne,
matkę, osiołka, Betlejem
Tyle tajemnic, dogmatów,
Judaszów, męczennic, kwiatów
i nowe wciąż nawrócenia. Amen.
/ks. inf. Dariusz Raś/