Jezus wszystko nam powiedział, abyśmy mieli radość i pociechę Ducha… Czy usłyszeliśmy i przyjęliśmy Jego słowa o gotowości? Niesłychanie dalekie te słowa wydawały się nam jeszcze „wczoraj”, przed rokiem. „Nie znacie dnia ani godziny”. A „dzisiaj” one brzmią jak memento, głęboko „drapią” nasze sumienia, sięgają codziennych wyborów życia. „Dzisiaj”, kiedy na pochówek na krakowskich cmentarzach czeka się dwa tygodnie, inaczej słyszymy przypowieść o pannach gotowych, bo zaopatrzonych w oliwę i lampę oraz drugich, zupełnie niegotowych na przyjście Pana. Powiedzmy sobie prosto i szczerze: te druhny weselne zupełnie pogubiły się życiowo, zajęte swoimi sprawami przyszły pod bramę weselną bez przygotowania. A może one udawały tylko głupie? Chciały wejść na gapę? Potem następuje finał tragedii, drzwi zatrzaśnięto, jest już za późno. Dlatego słyszymy cenną reprymendę: Czuwajcie więc, bo nie znacie dnia ani godziny (Mt 25, 13). Owa godzina odnosi się do przejścia na drugi świat, który ma być weselem, ale może przemienić się dla niektórych w rozpacz.
Do tej desperacji nawiązuje krótka opowieść. Posłuchajcie. Przed śmiercią zasobny człowiek przyrzekł sobie, że będzie mógł wziąć do nieba swój najcenniejszy skarb. Przygotował się na to. Ale czy dobrze? Po śmierci wziął ze sobą spakowaną walizę ze swoimi sztabami złota. Idzie dumny do bram nieba, już chce wejść, gdy zaczepia go czujny święty Piotr:
— Nie można nic materialnego wnosić do nieba…
— Kiedy pan nic nie rozumie. I facet z dumą otwiera walizkę. Na co św. Piotr:
— Po co ci u nas kostki podłogowe?
Jeszcze jeden cenny wątek z drugiego czytania. Znaki na niebie, a pandemie na ziemi wskazują na to, że kończy się postać tego świata. Kiedy to nastąpi? Nie wiemy. Jesteśmy jednak przekonani podobnie jak tesaloniczanie do których pisał list św. Paweł: Idzie nowe. Trzeba być gotowym. Modlimy się przecież od dwóch tysięcy lat tak: Przyjdź Królestwo Twoje, bądź Wola Twoja, jako w niebie, tak i na ziemi… Wierzący w Zmartwychwstałego, Grecy z Tesalonik martwili się jednak nie tylko o siebie. Pytali co będzie z tymi, którzy już odeszli do wieczności, nieochrzczonymi, gdy Chrystus powtórnie przyjdzie. Nasz czas posiada swoje zmartwienie. Pytacie o nie w czasie spowiedzi czy w rozmowie: co będzie z tymi, naszymi bliskimi, znajomymi, którzy są całkowicie na bakier z wiarą? Pismo Święte uczy, że Bóg do końca walczy o zbawienie duszy, a u siostry Faustyny, w jej mistycznych wizjach Jezus wielokrotnie i na różne sposoby woła: duszo, usłysz głos miłosiernego Ojca swego. Jeżeli tym głosem ktoś wzgardzi, Bóg go pozostawi w stanie, w jakim sam człowiek chce być na wieki. My nic nie poradzimy, jedynie łaska Boża.
Powróćmy jeszcze do liturgicznego, sakramentalnego znaku. Bo każda Msza święta ma być takim pięknym sygnałem do przygotowania na wieczność. Nasza liturgia przybliża dusze ludzkie do drzwi nieba i gotuje serca na przejście do świata wesela. Nasza postawa po niedzielnym spotkaniu z Panem ma z zasady przyciągać ludzi do nawrócenia wedle Psalmu 63:
Boże mój, Boże, szukam Ciebie
i pragnie Ciebie moja dusza.
Oto wpatruję się w Ciebie w świątyni,
by ujrzeć Twą potęgę i chwałę. Amen.
/ks. inf. Dariusz Raś/