Kościół. Dom ze szkła. Tak brzmi tytuł książki tłumaczonej na język polski. Kościół. Dom ze szkła. Jakże ciekawy to pomysł — opisać wspólnotę Boga z ludźmi jako przezroczystą i w pełni transparentną strukturę. Pragniemy przecież, aby Kościół był przejrzysty. Wręcz kryształowy. Jakby ze szkła. By łatwo było do naszej wspólnoty zaglądnąć i poobserwować co się w niej dzieje, zobaczyć działającego Boga i świętych ludzi. Ale miałoby to również bolesne konsekwencje. Widać byłoby bowiem cały nasz ludzki brud — grzech. Niekiedy to niewielki kurz, są jednak i wielkie plamy zdrad, judaszowych i ludzkich postępków uczynionych zupełnie wbrew przykazaniom, sumieniu i nierzadko wbrew naturze. Dla wielu zbyt dotkliwe są jednak następstwa tej postulowanej transparencji. Przychodzi na nich zgorszenie. Wiedza o grzechu rozsianym w Kościele zdaje się ich zbyt mocno boleć. Odchodzą. Kościół w całości nie jest niestety oszlifowanym do końca świecącym, drogocennym i przezroczystym brylantem, tylko zdaje się być placem bosko-ludzkiej budowy. A tylko Bóg jest święty.
Okładka innej książki jest równie frapująca. Na obwolucie obraz Kościoła symbolizuje rozłożyste drzewo z dorodnymi owocami i czarnymi ptaszyskami przyczajonymi w jego konarach. Te ostatnie są jak wilki wśród owiec. Oddana właśnie w ręce czytelnika przez ks. Grzegorza Strzelczyka, jednego z najwybitniejszych współczesnych teologów młodszego pokolenia książka warta jest lektury. Ks. Grzegorz pisze o Kościele jak „opowiadacz nowin”. A jej tytuł brzmi: Kościół. Niełatwa miłość. Bo ze wszystkich miłości ta chyba jest najtrudniejsza. Autor stwierdza do nas na stronach swojej książki, która jest owocem rekolekcji wygłoszonych w kościele Mariackim w 2017 roku, że łatwo kochałoby się naszą wspólnotę, gdyby Kościół był jedynie nietkniętym i czystym Ciałem Chrystusa. Ale tak nie jest. I nie będzie. To zupełnie nierealne marzenie, żeby na ziemi nie było w Kościele grzechów i grzeszników. To za nich wstydzimy się z drżeniem serca… Zwłaszcza ostatnio.
Od początku współistniały w Kościele, niczym w wielkim drzewie, obok pąków rozwijającej się wiary i owoców nawrócenia, czarne — niczym kruki — grzechy wyznawców. A jednak Kościół jest święty i świętość tę w Credo wyznajemy. Zapewne nie za bardzo zdając sobie sprawę ze słów, które co tydzień wypowiadamy. Może zbyt bezwiednie do nich podchodzimy. Bo wspólnota nasza nie jest przecież święcącym niewinnością, szklanym domem na pokaz, ale raczej szpitalem domowym. Kościół pielgrzymujący na ziemi nie będzie zupełnie krystaliczny, lecz jest nam tym bardziej potrzebny do zbawienia. Wprost konieczny. Czasem zauważenie tej niezbędności oznacza już pokochanie tej wspólnoty.
Podstawową lekturą Kościoła nie są jednak najlepsze nawet książki. Od początku o Kościele najpełniej mówi Ewangelia, czyli Dobra Nowina. Z Niej uczymy się o drogocennym i kryształowo czystym Sercu wspólnoty Kościoła, którym jest nasz Pan i Nauczyciel. Kiedy dzisiaj zaglądamy do nauki Ewangelii i czytań wiemy już, że cele wierzących są klarownie wyznaczone: pomimo tego, że tak nam blisko do grzeszności Adama ziemskiego, mamy nosić obraz Człowieka niebieskiego — Jezusa. Dlatego niech nasze ręce będą do dawania, do codziennego dzielenia się, do rozdawania i ofiarowania pomocy. Wtedy nie ma już miejsca i czasu na grzech w rodzinie i w Kościele. O tym przypomina dziś wspaniały fragment wybranej cząstki Ewangelii św. Łukasza: Dawajcie, a będzie wam dane; miarę dobrą, ubitą, utrzęsioną i wypełnioną ponad brzegi wsypią w zanadrza wasze. Odmierzą wam bowiem taką miarą, jaką wy mierzycie (Łk 6, 37–38).
Eucharystia znaczy miłość. Eucharystia tworzy i odnawia naszą wspólnotę — Kościół. Na Niej właśnie się znajdujemy. I rozmyślamy nad dzieleniem się tym, co mamy z bliskimi i bliźnimi. Nasz wysiłek nie oznacza jednak żadnej akceptacji i tolerancji dla grzechu i gorszycieli. Eucharystia jest jak krystaliczne lustro, w którym przegląda się nasza wspólnota. W jej blasku stwierdzamy co poprawić, jak wysoko mierzyć, jakich metod używać, aby żyć godnie i sumiennie. Doznając wielkiej miłości Boga polecamy mu tych, których bardzo kochamy oraz tych, których kochamy jeszcze za mało, tych, których bardzo trudno zawrócić ze złej drogi i trudno nawet polubić. Bo Eucharystia jest miarą wspólnoty i Jezusowym drogocennym lustrem, darem w którym lepiej widzimy przyszłość i sprawniej kierujemy się do celu, wiecznego celu. Tam sterujemy pociągnięci wielką nadzieją i tęsknotą za krystaliczną czystością Królestwa Niebieskiego. Amen.
/ks. inf. Dariusz Raś/