Uroczystość zakończenia roku jubileuszowego 50-lecia Koronacji wizerunku Matki Bożej Częstochowskiej w bazylice Mariackiej — 15 grudnia 2018r.
Powitanie ks. inf. Dariusza Rasia:
Eminencjo Księże Kardynale, Ekscelencjo Nuncjuszu Apostolski w Polsce — Przewodniczący naszej Eucharystii, Ekscelencjo Metropolito Krakowski — Ojcze Archidiecezji Krakowskiej, Ekscelencje Księża Biskupi, Wielebni Księża, Czcigodni Siostry i Bracia, Osoby Konsekrowane, Szanowni Parlamentarzyści i Samorządowcy, Drodzy Krakowianki i Krakowianie, Przyjaciele, Dobroczyńcy i Goście tej prastarej i żywotnej wspólnoty wiary — parafii pod wezwaniem Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny,
Dokładnie przed 50 laty prymas kardynał Stefan Wyszyński wypowiedział te słowa: „W trzecią niedzielę Adwentu, gdy Kościół woła do nas: Radujcie się! I ponownie powiadam wam, radujcie się, na zakończenie wędrówki Maryi, obecnej wśród Ludu Krakowskiego, umyślił sobie wasz Arcypasterz przyozdobić tę cichą mieszkankę Krakowskiego Betlejemu koronami chwały. Jest to wspaniały akcent otwarcia nowego szlaku Jej czci, nowego Adwentu Jej chwały w sercach Ludu Krakowskiego. Dzieje się to w najwspanialszej świątyni Mariackiej, która jest syntezą czci i miłości Boga, Ojczyzny i Kościoła, świadectwem cudownej inkarnacji Boga Człowieka w życie Narodu”.
Właśnie w nurcie tych słów, gromadzimy się dzisiaj na dziękczynienie przed Panem Dziejów w tym omodlonym miejscu, przed obliczem Naszej Patronki, nazwanej przez Kardynała Wojtyłę Królową Krakowa. Dziękujemy za łaski i wyglądamy nowych wyzwań, onieśmieleni szczodrością ostatnich 50 lat oraz dziedzictwem już prawie ośmiu wieków parafii. Wskazują na to liczne wota zgromadzone w kaplicach i przy ołtarzach bazylikowych, w tym ten ostatni dar — wotum ks. Kardynała Stanisława, krzyż pektoralny św. Jana Pawła II, który na zawsze przyozdobił sukienkę koronowanego oblicza przed którym stoimy. Z serca dziękujemy Eminencji za ten jeszcze jeden wyraz więzi osoby świętego Papieża z Krakowem i naszą bazyliką Mariacką. Tak jak w XIX wieku, gdy kard. Dunajewski złożył w darze wotywnym Order Orła Białego, a był to akt proroczy wskazujący na nadchodzące wyzwolenie Polski, tak niech i ten dar wskazuje na przyszłe łaski dla Krakowa i Polski, Ojczyzny Naszej.
Dziękujemy Bogu za żywą łączność naszej celebracji z Ojcem Świętym Franciszkiem, którego reprezentuje główny celebrans naszego zgromadzenia, Abp Nuncjusz Salvatore Pennacchio. Cieszymy się z koron papieskich założonych przed pół wiekiem, a dzisiaj z tej więzi, którą wyrażają otwartość i radość, promieniejące od Arcybiskupa Nuncjusza. Składamy również podziękowanie za poświęcenie 14-głosowych organów w prezbiterium, gruntownie odrestaurowanych i przygotowanych przez austriacką firmę Rieger specjalnie na to święto. Ringraziamo di cuore Sua Eccelenza! Siamo molto lieti della Sua presenza alla Basilca di Nostra Signora di Cracovia!
Gospodarzem uroczystości jest w Archidiecezji zawsze Metropolita, Arcybiskup Marek Jędraszewski, któremu szczególnie dziękujemy za umocnienie i towarzyszenie nam w czasie całego roku jubileuszowego, za modlitwy przed koronowanym obliczem Maryi podczas procesji Bożego Ciała i podczas nawiedzin naszego kościoła, a dziś szczególnie za dar słowa homilii.
Przed laty, na zakończenie uroczystości koronacji prymas zwrócił się w modlitwie do Matki Bożej, mówiąc pamiętne słowa: „Przysiadłaś sobie tutaj, w przedsionku bazyliki Mariackiej, zawsze cicha, spokojna, dyskretna, macierzyńska. Nikomu tu nie przeszkadzasz, każdemu pomagasz”. Z takimi nadziejami i modlitwami, pomni na przysięgę Archiprezbiterów mariackich, stoimy przed naszą Patronką, obecną wśród nas w tejże krakowskiej, szczególnej kopii Czarnej Madonny. Niech nami wszystkimi, przedstawicielami wszystkich stanów i powołań Ona się nadal opiekuje, przedstawia Panu nasze prośby, dodaje odwagi w ewangelicznym powołaniu do odnowy oblicza człowieka i Ziemi, tej Ziemi. Amen.
Homilia abpa Marka Jędraszewskiego:
Znajdujemy się w najwspanialszej świątyni Mariackiej, która jest syntezą czci i miłości Boga, Ojczyzny i Kościoła. Świadectwem cudownej inkarnacji Boga Człowieka w życie polskiego Narodu. Te słowa wypowiedział dokładnie w tym miejscu 50 lat temu sługa Boży, ks. kard. Stefan Wyszyński – prymas Polski. Bazylika Mariacka jako synteza czci i miłości Boga, Ojczyzny i Kościoła. A jednocześnie bazylika Mariacka jako strażniczka pamięci historycznej, w której splatają się dzieje Boga, polskiego Narodu i Kościoła. Dzieje niełatwe. Dzieje niekiedy trudne, wręcz tragiczne. Wspominamy je w tym roku zwłaszcza, kiedy przypada stulecie odzyskania przez Polskę niepodległości po 123 latach zaborów.
Dzieje niełatwe i trudne także w ciągu tego minionego stulecia. Dzieje niełatwe i trudne także wtedy, kiedy spojrzymy na minione 50-lecie zawarte między 1968 a 2018 rokiem. Bo są to dzieje wypełnione najpierw wielką radością przeżywaną przez polski naród w związku z tym, że przez wszystkie parafie, kościoły i kapliczki naszej ojczyzny przemierzał triumfalnie obraz nawiedzenia NMP. To nawiedzenie zaczęło się w 1957 roku, zostało niejako zawieszone na rok 1966 kiedy obchodziliśmy milenium chrztu Polski. A potem miały odbyć się kolejne nawiedzenia w naszych polskich diecezjach, żeby cała Polska mogła spotkać się twarzą w twarz z obliczem Czarnej Madonny.
Te pierwsze lata od 1957 do 1966 roku upływały bez większych trudności, gdy chodzi o szlak Maryjny, szlak nawiedzenia przez polską ziemię. Trudności zaczęły się wtedy, kiedy rozpoczęły się główne obchody milenijne w naszej ojczyźnie. Jeszcze w Gnieźnie, gdzie te obchody się zaczęły 14 kwietnia i trwały do 16 kwietnia 1966 odbywały się bez utrudnień ze strony ówczesnych władz komunistycznych. Ale rozpoczęły się owe trudności, gdy obraz nawiedzenia miał przybyć do Poznania 17 kwietnia 1966 roku. Nie można było wtedy urządzić oficjalnej procesji z poznańskiej fary do katedry. Władze zgodziły się jedynie na przejazd prywatny, ale jak wspominają świadkowie tamtych wydarzeń, poznaniacy uniesieni entuzjazmem wzięli cały samochód z obrazem Matki Bożej na ramiona i w triumfalnym pochodzie przynieśli go do czekającego przed katedrą Episkopatu Polski. Do Krakowa 6 maja obraz dotarł inną drogą, ku zaskoczeniu wszystkich, także wiernych, którzy przez długie godziny oczekiwali wzdłuż uprzednio ustalonej i potwierdzonej przez ówczesną władzę trasy. Miesiąc później, 6 czerwca po uroczystościach na KUL‑u obraz zamknięto w samochodzie-kaplicy, pokryto plandeką i zawieziono na Jasną Górę. Odtąd ta kronika przykrych wydarzeń rosła gwałtowanie, wręcz lawinowo. 24 czerwca między Pasłękiem a Ostródą samochód z obrazem Matki Bożej zatrzymano a obraz przewieziono do warszawskiej katedry. Sam prymas przez 3 godziny musiał stać na szosie zanim go nie zaczęto eskortować do rezydencji na ulicy Miodowej.
Tymczasem w katedrze nie było przygotowanego jeszcze odpowiedniego miejsca, więc obraz umieszczono w zakrystii twarzą do ulicy. I na ulicą Warszawską zaczął patrzeć zza krat wizerunek nawiedzającej Maryi, którą uwięziono na całe trzy miesiące. 2 września w drodze z Warszawy do diecezji katowickiej obraz został znowu zatrzymany i przewieziony na Jasną Górę. Został tam na całe długie 6 lat – do czerwca 1972 roku pieczołowicie strzeżony przez posterunki milicji. Takie było działanie policji i na to odpowiedział Episkopat Polski twierdząc, że Matki Bożej uwięzić się nie da, mimo że obraz skazano na pobyt w Częstochowie. 4 września 1966 roku zgodnie z prawem zaczęło się nawiedzenie w diecezji katowickiej, zamiast obrazu w kościołach pojawiły się puste ramy, kwiaty, paląca się świeca i Ewangeliarz. I te puste ramy będą towarzyszyły Królowej Polski w przejściu przez diecezję katowicką, a potem archidiecezję krakowską, diecezję tarnowską, przemyską, archidiecezję w Lubaczowie i diecezję lubelską.
Jakże znamienne słowa protestu i bólu jednocześnie popłynęły z Jasnej Góry 26 sierpnia 1968 roku, gdzie prymas Wyszyński stawiał dramatyczne pytania: Dlaczego uwięziono Twój obraz nawiedzenia? Ten obraz, który dotychczas niósł Twoje błogosławione posłannictwo do stolicy Polski – Warszawy. Poprzez archidiecezję warszawską, męczeńską ziemię podlaską, ziemię białostocką, poprzez Łomżę z Kurpiami, świętą Warmię, Gdańsk, ziemię chełmińską, i diecezję gorzowską, poprzez Śląsk Opolski, Wrocław, pracowity Śląsk Czarny aż ku królewskiemu szlakowi na Wawelu. Dlaczego odebrano Cię prymasowi, który Cię wiózł do pracowitego ludu Śląskiego? Może Ty Kardynale, Metropolito Krakowski wiesz dlaczego się nie doczekał swej Matki, dla Niej ku obronie narodu wspaniały lud Podhala i królewskiej ziemi krakowskiej? Kto za to odpowie? Kto zrozumie dlaczego droga miłości, jedności i pokoju została przerwana? Nikt tego nie zrozumie. Jako znak naszej żywej wiary Najlepsza Matko przyjmij odnowienie naszych ślubów jasnogórskich, które tu złożyliśmy. Przyjmij odnowę ślubów, postawę naszej wierności zobowiązaniom i zapewnienie, że chwała Twoja nigdy nie ustanie w ustach miłującego Cię ludu. Po Twojej pontyfikalnej celebrze, najdostojniejszy Metropolito Krakowski w czasie której będziemy się modlić, aby ze stolicy duchowej narodu do stolicy królewskiej — Krakowa, wolna i swobodna poszła Pani nawiedzenia. Żeby tak się stało powtórzmy z mocą: Królowo Polski, przyrzekamy.
Ale władze nie ustępowały i stąd nawiedzenie obrazu Matki Bożej w archidiecezji krakowskiej zaczęło się w sytuacji, gdy mogły być tylko puste ramy obrazu, zapalony Paschał i Ewangeliarz. I tak było przez cały czas tego nawiedzenia od 4 listopada 1967 do 15 grudnia 1968. Możemy postawić sobie raz jeszcze dzisiaj za prymasem Wyszyńskim pytanie: dlaczego? Dlaczego tak się stało? Odpowiedź znajdziemy w zrozumieniu tego, czym była Matka Boża Jasnogórska dla narodu polskiego. Jaką dla niego przedstawiała wartość, wartość, którą chciano za wszelką cenę narodowi polskiemu odebrać. O tej wartości niezwykłej i jakże głębokiej mówił z całą mocą Jan Paweł II, zwłaszcza podczas swojej pierwszej pielgrzymki do ojczystej ziemi w 1979 i także podczas drugiej w 1983, kiedy to jeszcze formalnie trwał stan wojenny wprowadzony 13 grudnia 1981 roku.
Dlaczego uwięziono? Dlatego, że najpierw, co podkreślał papież, chciano nam odebrać Matkę. A jak mówił: przyzwyczaili się Polacy, wszystkie niezliczone sprawy swojego życia, różne momenty ważne, rozstrzygające, chwile odpowiedzialne wiązać z tym miejscem, z tym sanktuarium. Przyzwyczaili się ze wszystkim przychodzić na Jasną Górę, aby mówić o wszystkim swojej Matce. A dalej, chciano nas odciąć od miejsca, w którym bije serce narodu, wsłuchane w serce naszej Matki i Królowej. I znowu słowa papieża: trzeba usłyszeć echo całego życia narodu w sercu Matki, Matki i Królowej! A jeśli bije ono tonem niepokoju, jeśli odzywa się w nim troska i wołanie o nawrócenie, o umocnienie sumień, o uporządkowanie życia rodzin, jednostek, środowisk — trzeba to wołanie przyjąć, bo ono rodzi się z miłości matczynej, która po swojemu kształtuje dziejowe procesy na polskiej ziemi. Chodziło o to, abyśmy nie mogli słuchać serca Maryi, które nas wzywa do tego, abyśmy żyli tak, jak tego pragnie od nas Jej Boski Syn. Po trzecie, chciano nas oderwać od miejsca, w którym dzięki Maryi zawsze mogliśmy się uczyć co znaczy autentyczna wolność, wolność jednostek, tam gdzie każda osoba musi wybierać, musi uczyć się wybierać między dobrem a złem, ale także gdy chodzi o wymiar narodowy naszej wolności. Ten wymiar, o którym mówił papież, że naród jest prawdziwie wolny, gdy może kształtować się jako wspólnota określona przez jedność kultury, języka, historii. Państwo jest istotnie suwerenne, jeśli rządzi społeczeństwem i zarazem służy dobru wspólnemu społeczeństwa i jeśli pozwala narodowi realizować właściwą mu podmiotowość, właściwą mu tożsamość .Dalej, chciano nas odciągnąć od zmagań o zachowanie szlachetności ducha narodu polskiego, chciano sprawić byśmy nie protestowali, nie stawali oporu wszystkim próbom zdeprawowania naszego narodu pod względem duchowym. Chciano także pozbawić nas nadziei na dobrą przyszłość. Tej nadziei, której naród nasz potrzebował w chwilach trudnych. Tak jak potrzebował tej świadomości, że mimo zaborów jest nasza Matka – Królowa Polski, i że Ona nas ocali, że jest naszą nadzieją na dobrą przyszłość mimo tak trudnej sytuacji.
Tego wszystkiego chciano nas pozbawić i dlatego zamysł kardynała Karola Wojtyły by na zakończenie peregrynacji Matki Bożej w archidiecezji krakowskiej, kiedy lud Boży nie mógł z bliska zobaczyć twarzy Czarnej Madonny, kiedy Jej obecności doświadczał wpatrzony w Ewangeliarz i zapalony Paschał. Zamysł, żeby na zakończenie tej peregrynacji papieskimi koronami zwieńczyć skronie Przenajświętszej Dziewicy i Jej Boskiego Syna, żeby w ten sposób podkreślić wagę istnienia obrazu Matki Bożej, która tu w kaplicy Salomonowej od wieków była czczona i kochana. Kardynał Wyszyński mówił o Niej słowami niezwykłego ciepła. Przysiadła sobie tutaj, w przedsionku bazyliki Mariackiej, zawsze cicha, spokojna, dyskretna, macierzyńska. A kardynał Wojtyła w swoim przemówieniu tutaj, 50 lat temu, mówił, że obraz ten sięga wieku XVII – czasów potopu, obrony Jasnej Góry, ślubów Jana Kazimierza i od tego czasu pozostaje w bazylice Mariackiej i jest jednym z obrazów najbardziej umiłowanym przez krakowian. Przez cały dzień podążają tutaj rzesze ludzi, wstępują do bazyliki Mariackiej, zatrzymują się w kaplicy przy wejściu, gdzie znajduje się obraz Matki Bożej Częstochowskiej. Tam mówią do Niej o wszystkim, co się składa na ich życie. Jakbym dopowiedzeniem słów kardynała Wojtyły, słowa jakże przejmujące prymasa Wyszyńskiego: Nie przestajemy dziękować za najmniejszy paciorek polskiego dziecka, za najskromniejszy akt religijnego wyznania handlarki spod Sukiennic, która zostawiwszy swój stragan wpada tu na moment, aby spojrzeć, nabrać otuchy i nadziei.
Drodzy siostry i bracia, nawiązujemy do tamtych wydarzeń sprzed 50 lat, próbujemy zrozumieć tamten czas, tamte trudności, które miały nas pozbawić spotkania z Matką Najświętsza. I tamto zwycięstwo, bo przecież obraz Matki Bożej szedł przez Polskę, przez archidiecezję krakowską, przez Kraków, otoczony ogromną miłością, sprawiający, że ludzie nawracali się wewnętrznie, odzyskiwali siły do zmagań o wolność ducha, odzyskiwali nadzieje na przyszłość. Dzisiaj, 50 lat później, znajdujemy się w innej sytuacji historycznej, ale zdajemy sobie sprawę z tego jak bardzo, także dzisiaj, konieczny jest nasz osobisty wysiłek, by nie dać się odciąć od Matki. Matki, która nieustanie wskazuje na swoje Boskie Dzieciątko, a to Dziecko mówi: kochaj Boga, kochaj Go całym sercem, ze wszystkich swoich sił, całą swoją duszą. I to dziecko mówi: kochaj bliźniego jak siebie samego.
Wszędzie tam, gdzie jest ta miłość, taka miłość, tam człowiek jest pełen wewnętrznego pokoju. Tam człowiek promieniuje Bożą radością. Tam tworzy się to, do czego wzywa nas ciągle w swoich przemówieniach i dokumentach Jan Paweł II. Wtedy dzięki takiej miłości tworzy się cywilizacja miłości. A gdzie jest taka cywilizacja, tam jest też przyszłość dla tej cywilizacji. Natomiast tam, gdzie brakuje miłości do Boga, zawsze tam, gdzie próbuje się ludzi od Boga odciągnąć i uważa się, że trzeba żyć jakby Pana Boga nie było — tam zaczyna się zawsze zmierzch i upadek – zaczyna się próżnia, po której następuje śmierć. Nie dziwmy się, że mamy do czynienia dzisiaj z cywilizacją śmierci, która chce nas ogarnąć swoim przerażającym w skutkach ramieniem. Musimy trwać przy Bogu. Musimy nasze trwanie przy Bogu umacniać poprzez nasze synowskie przywiązanie do naszej Matki – Królowej – Pani Jasnogórskiej.
Dlatego dzisiaj, 50 lat po tamtych wspaniałych wydarzeniach w bazylice Mariackiej, wspominając Sługę Bożego kard. Stefana Wyszyńskiego, modląc się za przyczyną św. Jana Pawła II Wielkiego, podczas tej świętej Eucharystii, prosimy o to, abyśmy dzięki wstawiennictwu naszej Matki i Królowej nieustannie umacniali się w poczuciu, że jest Ona Matką każdej i każdego z nas, do której chcemy przychodzić ze wszystkimi bardzo ważnymi, i wydawałoby się drobnymi sprawami. Prosimy Ją także o to, abyśmy mieli w sobie dość otwarcia, gotowości otwarcia, aby Jej głos rozlegał się w głębi naszych sumień i mówił co trzeba robić, by ratować to, co najważniejsze w życiu Polek, Polaków, całej naszej Ojczyzny. Aby dobro Ojczyzny leżało także w naszych sercach jako ważne zadania. Skoro Ona jest naszą Królową – Jej los Polski bardzo na sercu przecież spoczywa. Jakże więc może być obojętny dla nas?
Pragniemy się modlić o to, abyśmy się nie dali znieprawiać wewnętrznie, abyśmy umieli stać i trwać przy prawdzie, aby nasze trwanie objawiało się w jasnym i jednoznacznym tak-tak, nie-nie. I abyśmy w taki jednoznaczny sposób umieli się opowiadać za prawdziwym dobrem. Dobrem wspólnym naszej Ojczyzny, naszego kraju, ale także dobrem tych propozycji, przed którymi stoimy i które mamy odebrać. Abyśmy nigdy nawet w chwilach trudnych nie zwątpili, że Ona jest z nami, że jest Matką, że Ona nas kocha. Ta nasza modlitwa dzisiejsza za Jej przemożną przyczyną łączy się z dziękczynieniem za to wydarzenie, które miało miejsce 50 lat temu tutaj w bazylice. A jednocześnie to wydarzenie i to wszystkie dobro, które działo się w ciągu minionych 50 lat jest powodem do naszej wielkiej radości, która jest także wysławianiem Boga, na kształt tego, co przed wiekami głosił prorok Sofoniasz:
wyśpiewuj Córo Syjońska,
podnieś radosny okrzyk, Izraelu!
Ciesz się i wesel z całego serca,
Córo Jeruzalem!
Pan, twój Bóg jest pośród ciebie,
Mocarz — On zbawi,
uniesie się weselem nad tobą,
odnowi swą miłość,
wzniesie okrzyk radości.
To nasze dziękczynienie, nasze prośby i nasza radość, którą zanosimy do Boga za przyczyną Tej, która tak skromnie znalazła miejsce w tej świątyni i która nas wita i która chce nam ciągle mówić: kocham cię, a my odpowiadamy: jestem przy tobie, pamiętam, czuwam. Amen.