0:00/ 0:00
Wesprzyj

lub na 70 1240 1431 1111 0000 1045 5360 (numer konta parafii)

ZAMKNIJ

Przekaż ofiarę dla Bazyliki Mariackiej

Przejdź

lub na 70 1240 1431 1111 0000 1045 5360 (numer konta parafii)

Wydarzenia

Nie ma takiego jak Jezus … — wczasorekolekcje dla chorych

Nie ma takiego jak Jezus … — wczasorekolekcje dla chorych

Był to pięk­ny czas odro­dze­nia róż­nych sił, moment, kie­dy czło­wiek mógł spo­koj­nie spoj­rzeć na swo­ją codzien­ność – nie zawsze łatwą do udźwi­gnię­cia” – tak roz­po­czy­na swo­je świa­dec­two pani Doro­ta – uczest­nicz­ka wcza­so­re­ko­lek­cji zor­ga­ni­zo­wa­nych przez para­fię mariac­ką dla cho­rych. Wyjazd ten był nie­zwy­kły rów­nież dla wolon­ta­riu­szy, któ­rzy wspo­mi­na­ją, że dla nich „było to poświę­ce­nie chwi­li cza­su, nato­miast dla kogoś – naj­cen­niej­szy pre­zent, jaki mógł otrzy­mać”, a oni sami nauczy­li się od star­szych rado­ści z małych rze­czy, poko­ry, by umieć przyj­mo­wać pomoc od innych i sami o nią pro­sić, dzie­cię­cej wia­ry i ufno­ści wobec Tego, któ­ry nas stwo­rzył”.

Cho­rzy i nie­peł­no­spraw­ni para­fii mariac­kiej wraz z wolon­ta­riu­sza­mi ze wspól­not „Pana­ma”, „Lilia”, „Huta Ducha Świę­te­go”, sio­stra­mi zakon­ny­mi ze Zgro­ma­dze­nia Sióstr Kano­ni­czek Ducha Świę­te­go de Saxia: s. Ewą i s. Mile­ną, oraz z księż­mi mariac­ki­mi: ks. Paw­łem Gło­wa­czem i ks. Grze­go­rzem Kota­lą oraz z o. Pio­trem Loose z Towa­rzy­stwa Ducha Świę­te­go, od 20 do 27 sierp­nia odby­li wcza­so­re­ko­lek­cje w Zembrzycach.

Zarów­no uczest­ni­cy, jak i wolon­ta­riu­sze zgod­nie twier­dzą, że czas, któ­ry spę­dzi­li razem, był doświad­cze­niem wiel­kiej łaski i miło­sier­dzia Pana Boga. Kil­ko­ro osób, któ­re na co dzień ma trud­no­ści w poru­sza­niu się i bar­dzo rzad­ko wycho­dzi z domu, przy­zna­ło, że przed wyjaz­dem mia­ło wie­le obaw ze wzglę­du na ogra­ni­cze­nia rucho­we i koniecz­ność pomo­cy przy wyko­ny­wa­niu codzien­nych czyn­no­ści. Szyb­ko jed­nak uspo­ko­iły się doznaw­szy wspar­cia ze stro­ny mło­dych wolon­ta­riu­szy, któ­rzy z zapa­łem i goto­wo­ścią odpo­wie­dzie­li na mot­to prze­wod­nie reko­lek­cji: „Radość dawa­nia”, a sło­wa pio­sen­ki „Nie ma takie­go jak Jezus” jak echo roz­brzmie­wa­ły pośród nich.

Codzien­ne modli­twy, Eucha­ry­stia, Ado­ra­cja Naj­święt­sze­go Sakra­men­tu z bło­go­sła­wień­stwem indy­wi­du­al­nym, a tak­że wspól­ne spo­tka­nia, posił­ki i zaba­wy pozwo­li­ły uczest­ni­kom z jed­nej stro­ny czer­pać radość ze spo­tka­nia z Panem Bogiem, a z dru­giej poznać się lepiej i doświad­czyć wspól­no­ty, w któ­rej róż­ni­ce mię­dzy­po­ko­le­nio­we nie były prze­szko­dą, lecz atu­tem: mło­dzi mogli posłu­chać świa­dectw z cza­sów woj­ny i oku­pa­cji, aneg­dot ze spo­tkań z dzi­siej­szy­mi świę­ty­mi i bło­go­sła­wio­ny­mi żyją­cy­mi nie­gdyś w Kra­ko­wie (św. Jan Paweł II, bł. Han­na Chrza­now­ska), a star­si mogli uczest­ni­czyć w pasji, jaką mło­dzi wyra­ża­li w swo­ich talen­tach – śpie­wie, tań­cu… Na roz­pro­mie­nio­nych twa­rzach ryso­wa­ła się radość, wdzięcz­ność i zachwyt nad stworzeniem.

Wdzięcz­ność ta ujaw­nia się w świa­dec­twach, któ­ry­mi wolon­ta­riu­sze i senio­rzy pra­gną podzie­lić się z innymi.

WOLONTARIUSZKA AGATA ZE WSPÓLNOTYLILIA”: Jestem peł­na rado­ści z doświad­cze­nia bli­sko­ści Pana Boga nie tyl­ko w Sakra­men­tach, ale i w dru­gim czło­wie­ku. Pomi­mo mło­de­go wie­ku i nie­pew­no­ści co do wła­snych moż­li­wo­ści, oka­za­ło się, że bycie opar­ciem (dosłow­nie i w prze­no­śni) dla dru­gie­go czło­wie­ka, jest dla nas nie tyl­ko moż­li­we, ale tak­że zupeł­nie natu­ral­ne i daje nam dużo rado­ści. Było ono wspa­nia­łą spo­sob­no­ścią do nauki Miło­ści i „szli­fo­wa­nia” swo­je­go ser­ca, pozby­wa­nia się ego­istycz­nych cech, a nabie­ra­nia cech dobro­ci, łagod­no­ści, cier­pli­wo­ści, otwar­to­ści. Nauczy­li­śmy się dostrze­gać potrze­by, któ­rych wcze­śniej nie widzie­li­śmy, ale i nabra­li­śmy sza­cun­ku do tych, któ­rych wiek i cho­ro­ba zmie­ni­ły fizycz­nie, ale któ­rzy zacho­wa­li hart i mło­dość ducha, sta­jąc się dla nas mło­dych świa­dec­twem siły wia­ry, poko­ry oraz wytrwa­ło­ści w zno­sze­niu cier­pie­nia. Wyjeż­dża­jąc z Zembrzyc, wie­dzie­li­śmy, że słu­żąc, my tak­że – może naj­bar­dziej – zyska­li­śmy. Mamy nadzie­ję, że to, cze­go doświad­czy­li­śmy, będzie wciąż owo­co­wa­ło, a przy­jaź­nie, któ­re zawią­za­ły się w cza­sie reko­lek­cji, będą trwa­ły. Dzię­ku­je­my Panu Bogu za ten czas, cze­ka­my na kolej­ne wyjaz­dy i zachę­ca­my do wspól­ne­go uczest­nic­twa w „Rado­ści dawania”.

PANI JÓZEFA: Dla mnie było to wiel­kie prze­ży­cie. Pierw­szy raz uczest­ni­czy­łam w takich reko­lek­cjach wśród mło­dzie­ży i patrzy­łam jak ład­nie zaj­mo­wa­li się star­szy­mi ludźmi.

WOLONTARIUSZKA NATALIA: Wyjazd na reko­lek­cje dla cho­rych i star­szych był dla mnie zupeł­nie nowym, cen­nym doświad­cze­niem. Koniecz­ność zetknię­cia się z cier­pie­niem była jed­no­cze­śnie trud­na i oczysz­cza­ją­ca. Pozwa­la­ła  spoj­rzeć  na sie­bie i świat z zupeł­nie innej per­spek­ty­wy, co uwa­żam za nie­zwy­kłą lek­cję. Wdzięcz­ność Bogu i ludziom, jaką nosi­li w sobie cho­rzy była napraw­dę wspa­nia­ła i god­na podzi­wu. Moż­li­wość  słu­że­nia dru­gie­mu czło­wie­ko­wi, a przez to same­mu Bogu, dawa­ła ogrom­ną satys­fak­cję i radość. Wspól­nie spę­dzo­ne z senio­ra­mi chwi­le były cza­sem peł­nym dobro­ci  życz­li­wo­ści  oraz inten­syw­nej nauki. Przez te kil­ka dni spo­tka­łam wspa­nia­łych ludzi, dzię­ki któ­rym zbli­ży­łam się do Boga.

PANI MARTAINNE UCZESTNICZKI: Jako uczest­nicz­ki reko­lek­cji zor­ga­ni­zo­wa­nych przez para­fię mariac­ką podzi­wia­my zna­ko­mi­tą orga­ni­za­cję oraz uwzględ­nie­nie potrzeb ducho­wych i fizycz­nych wszyst­kich uczest­ni­ków. Codzien­na Msza św., Ado­ra­cje Naj­święt­sze­go Sakra­men­tu, nauki reko­lek­cyj­ne, fil­my i wspól­ne modli­twy zaspo­ka­ja­ły potrze­by reli­gij­ne senio­rów o ogra­ni­czo­nych moż­li­wo­ściach poru­sza­nia się. Tutaj nale­żą się sło­wa uzna­nia i podzi­wu dla wolon­ta­riu­szy – mło­dzie­ży sku­pio­nej przy bazy­li­ce Mariac­kiej. Kul­tu­ra, deli­kat­ność i poświę­ce­nie przy wyko­ny­wa­niu cięż­kich prac pie­lę­gniar­skich było żywą ilu­stra­cją naczel­ne­go hasła reko­lek­cji „Radość dawania”.

WOLONTARIUSZKA: Był to dłu­go wycze­ki­wa­ny wyjazd, a pozy­tyw­ne nasta­wie­nie do nie­go budo­wa­łam przez cały tydzień ado­ra­cji. Zmie­rzy­łam się na nim z cięż­ką pra­cą, obser­wa­cją cier­pie­nia dru­gie­go czło­wie­ka, ale rów­nież z jego wdzięcz­no­ścią i rado­ścią, że może on wresz­cie obej­rzeć ota­cza­ją­cy świat, że potrze­ba tak nie­wie­le, by wywo­łać uśmiech na czy­jejś twa­rzy, że cza­sem spa­cer wystar­czy, by ktoś mógł być napraw­dę szczę­śli­wy. Dla mnie było to poświę­ce­nie chwi­li cza­su, nato­miast dla kogoś był to naj­cen­niej­szy pre­zent, jaki mógł otrzy­mać. Nie­ustan­nie dzię­ku­ję Bogu, że mogłam komuś pomóc, za te wspa­nia­łe oso­by, któ­re mia­łam pod swo­ją opie­ką, za nie­za­stą­pio­ne Sio­stry, ale rów­nież za pozo­sta­łych wolon­ta­riu­szy, któ­rzy potra­fi­li mi pomóc w każ­dej chwi­li. Wszy­scy na tym wyjeź­dzie stwo­rzy­li­śmy zgra­ny zespół i wspa­nia­łą atmos­fe­rę. Wie­lu ludzi mówi o tym, że Panu Bogu sta­rość się nie uda­ła. Ja jed­nak uwa­żam, że otwie­ra ona oczy na potrze­by dru­gie­go czło­wie­ka i uczy miło­sier­dzia wzglę­dem bliźniego.

PANI DOROTA: Był to pięk­ny czas odro­dze­nia róż­nych sił, moment, kie­dy czło­wiek mógł spo­koj­nie spoj­rzeć na swo­ją codzien­ność – nie zawsze łatwą do udźwi­gnię­cia. Po wie­lu roz­ter­kach wresz­cie uzy­ska­łam wewnętrz­ną akcep­ta­cję, że to wszyst­ko, co mnie doty­ka, jest mądre, waż­ne i moż­na tym łatwiej rozu­mieć innych. Dozna­łam wie­lu życz­li­wo­ści, rado­ści i poczu­cia czło­wie­czeń­stwa, za co Bogu ser­decz­nie dziękuję.

WOLONTARIUSZKA: Bra­ku­je słów, aby opi­sać, jak wie­le reko­lek­cje w Zembrzy­cach wnio­sły do moje­go życia. Dusza moja wiel­bi Pana za to wiel­kie dzie­ło, któ­re­go byli­śmy uczest­ni­ka­mi. Głę­bo­kie wyra­zy uzna­nia, podzi­wu, sza­cun­ku i wdzięcz­no­ści nale­żą się przede wszyst­kim sio­strom kano­nicz­kom Ducha Świę­te­go: Mile­nie i Ewie, któ­re tchnię­te mocą Ducha, doko­na­ły cze­goś napraw­dę nie­zwy­kłe­go. Tę obec­ność Ducha czu­li­śmy wszy­scy na każ­dym kro­ku, On uno­sił się pomię­dzy nami cały czas i to pozwo­li­ło prze­żyć te reko­lek­cje bar­dzo owocnie.
Zaczę­ło się to bar­dzo zwy­czaj­nie. Otrzy­ma­łam tele­fon od s. Mile­ny, z pyta­niem, czy nie zechcia­ła­bym zostać wolon­ta­riu­szem na reko­lek­cjach dla senio­rów. Poda­ła mi datę, ogól­ne infor­ma­cje, zapew­nia­ła, że dam radę, lecz cały czas ogar­nia­ła mnie nie­pew­ność. Przede wszyst­kim ze wzglę­du na to, że nigdy wcze­śniej nie podej­mo­wa­łam się opie­ki nad oso­ba­mi star­szy­mi (wyłą­cza­jąc krót­kie odwie­dzi­ny i pomoc  w sprzą­ta­niu), nie mówiąc już o ich kom­plek­so­wej pie­lę­gna­cji. Wie­dzia­łam, że nie będzie to pro­ste doświad­cze­nie. Moje myśli skła­nia­ły się ku zre­zy­gno­wa­niu, cią­gle się waha­łam. Zawsze moim wiel­kim pra­gnie­niem była służ­ba bliź­nie­mu, a ostat­ni­mi cza­sy coraz czę­ściej prze­peł­nia­ło mnie poczu­cie, że tak wie­le od świa­ta otrzy­mu­ję i sama chcia­łam rów­nież czę­ściej się tym dobrem dzie­lić z inny­mi. Kie­dyś bar­dzo zain­spi­ro­wa­ła mnie modli­twa fran­cisz­kań­ska, któ­rej sło­wa czę­sto zaj­mo­wa­ły moje myśli: „O Panie,(…) spraw, aby­śmy mogli nie tyle szu­kać pocie­chy, co pocie­chę dawać; nie tyle szu­kać zro­zu­mie­nia, co rozu­mieć; nie tyle szu­kać miło­ści, co kochać; albo­wiem dając- otrzy­mu­je­my; wyba­cza­jąc- zysku­je­my prze­ba­cze­nie; a umie­ra­jąc, rodzi­my się do wiecz­ne­go życia (…). Ogrom­ną rolę w pod­ję­ciu mojej decy­zji o wyjeź­dzie ode­gra­ła oczy­wi­ście s. Mile­na, któ­ra uży­ła swo­je­go daru prze­ko­ny­wa­nia. Tak napraw­dę głę­bo­ko urze­kła mnie jej wiel­ka ufność, że wszyst­ko będzie dobrze i wia­ra w nas wolon­ta­riu­szy, że podo­ła­my temu zada­niu. Jej nasta­wie­nie bar­dzo nam się udzie­la­ło i pozwa­la­ło roz­wie­wać nasze drob­ne niepokoje.
Powo­li zaczę­ły się przy­go­to­wa­nia. Sio­stra przed­sta­wi­ła nam swo­ją kon­cep­cję i roz­dzie­li­ła obo­wiąz­ki. Prze­pro­wa­dzi­ła rów­nież szko­le­nie o tym, jak pie­lę­gno­wać cho­rych, co mia­ło dla mnie klu­czo­we zna­cze­nie, gdyż na tym polu byłam kom­plet­nym laikiem. Zwień­cze­niem naszych przy­go­to­wań była dzie­wię­cio­dnio­wa ado­ra­cja w Koście­le św. Woj­cie­cha na kra­kow­skim Rynku.
Pod­czas same­go poby­tu w Zembrzy­cach moje oba­wy samo­ist­nie zosta­ły roz­wia­ne. Wszyst­ko to, cze­go się naj­bar­dziej bałam, przy­szło natu­ral­nie. Nie spra­wił pro­ble­mu widok nago­ści, o co wiel­ce się nie­po­ko­iłam. To obec­ność Ducha, o któ­rej wspo­mnia­łam na począt­ku, dała mi tę łaskę spo­ko­ju i opa­no­wa­nia, abym dobrze peł­ni­ła swo­ją służ­bę. Może nie zawsze było ide­al­nie, ale powta­rza­jąc sło­wa s. Mile­ny: „Spo­koj­nie, damy radę!”, sta­ra­łam się nie oka­zać nie­po­ko­ju, któ­ry cza­sem mnie nacho­dził. Sta­ra­łam się wło­żyć całe ser­ce i oka­zać wie­le czu­ło­ści tym star­szym oso­bom, aby mogły poczuć się potrzeb­ne, żeby zapo­mnia­ły o tym, że zma­ga­ją się z róż­nym  cho­ro­ba­mi, samot­no­ścią, cier­pie­niem. Kie­dy wczu­łam się w ich sytu­ację, uświa­do­mi­łam sobie, w jak trud­nym poło­że­niu się zna­leź­li. Kie­dyś były to oso­by czę­sto zaj­mu­ją­ce waż­ne miej­sce w spo­łe­czeń­stwie, wywo­dzą­ce się z powa­ża­nych rodzin — więk­szość pań było kobie­ta­mi suk­ce­su. Sta­rość zabra­ła tym oso­bom dużą część z tego, co posia­da­ły. Ci ludzie, tak wie­le w życiu doświad­czy­li, prze­ży­li wyda­rze­nia woj­ny, pia­sto­wa­li wyso­kie sta­no­wi­ska i posia­da­ją tak boga­te oso­bo­wo­ści, że aż dech zapie­ra w pier­si. Oso­bo­wość i wspo­mnie­nia, to coś cze­go nikt nie jest  sta­nie im ode­brać. Żywię wobec nich ogrom­ny sza­cu­nek i podziw. Dostrze­głam to, jak wie­le poko­ry wyma­ga­ło od nich korzy­sta­nie z naszej pomo­cy. Sta­ra­li się, jak mogli, być jak naj­bar­dziej samo­dziel­ni, nie chcie­li nas wyko­rzy­sty­wać. Ale my wolon­ta­riu­sze patrzy­li­śmy na to zupeł­nie ina­czej. Nam w tym, co robi­li­śmy, cały czas przy­świe­ca­ło hasło tych reko­lek­cji: „Radość dawa­nia”. Widok uśmie­chu na twa­rzach naszych pod­opiecz­nych wypeł­niał moje ser­ce ogrom­ną rado­ścią i wzru­sze­niem, do tego stop­nia, że wie­le razy nie potra­fi­łam poha­mo­wać łez. Nie­sa­mo­wi­te było to, że z cza­sem oka­zy­wa­li nam rów­nież coraz więk­szą ufność.
Nie mogę nie wspo­mnieć o tym, jak wie­le zna­czą dla mnie wolon­ta­riu­sze, z któ­ry­mi współ­pra­co­wa­łam. Zawsze oka­zy­wa­li życz­li­wość, poda­wa­li pomoc­ną dłoń i wie­dzia­łam, że w każ­dym z nich mam ogrom­ne wspar­cie, co napeł­nia­ło moją duszę spo­ko­jem. To, że w tak krót­kim cza­sie bar­dzo zbli­ży­li­śmy się do sie­bie i świet­nie się rozu­mie­li­śmy, zawdzię­cza­my temu, że mamy podob­ne sys­te­my war­to­ści i w życiu pie­lę­gnu­je­my te same ide­ały. To nie­po­ję­te, że stwo­rzy­li­śmy w takim tem­pie praw­dzi­wą wspól­no­tę opar­tą na jed­no­ści, bli­sko­ści, wie­rze i przede wszyst­kim wypeł­nio­ną Duchem Świętym!
Koń­cząc moje świa­dec­two, chcia­ła­bym jesz­cze raz pod­kre­ślić, że w tych sło­wach, któ­re tutaj napi­sa­łam, nie uda­ło mi się zawrzeć wszyst­kie­go, co chcia­ła­bym wyra­zić w związ­ku z reko­lek­cja­mi. To, co dzie­je się w moim ser­cu i duszy jest po pro­stu nie do opi­sa­nia. Są rze­czy, któ­rych nie da się wyra­zić sło­wa­mi, ale wiem, że jest Ktoś, kto rozu­mie tę mowę bez słów. To, co mogę jesz­cze dodać to fakt, że nauczy­łam się w cza­sie reko­lek­cji  bar­dzo wie­le, głów­nie od osób star­szych: rado­ści z małych rze­czy, poko­ry, by umieć przyj­mo­wać pomoc od innych i samej o nią pro­sić, zamiast sta­rać się udo­wod­nić za wszel­ką cenę, że mogę coś zro­bić sama, dzie­cię­cej wia­ry i ufno­ści wobec Tego, któ­ry nas stworzył.
Za to wszyst­ko, co na tych reko­lek­cjach się wyda­rzy­ło, za ludzi, któ­rych spo­tka­łam, za to cudow­ne miej­sce, w któ­rym miesz­ka­li­śmy i za całe to dzie­ło, w któ­rym wzię­li­śmy udział CHWAŁA PANU!