„Był to piękny czas odrodzenia różnych sił, moment, kiedy człowiek mógł spokojnie spojrzeć na swoją codzienność – nie zawsze łatwą do udźwignięcia” – tak rozpoczyna swoje świadectwo pani Dorota – uczestniczka wczasorekolekcji zorganizowanych przez parafię mariacką dla chorych. Wyjazd ten był niezwykły również dla wolontariuszy, którzy wspominają, że dla nich „było to poświęcenie chwili czasu, natomiast dla kogoś – najcenniejszy prezent, jaki mógł otrzymać”, a oni sami nauczyli się od starszych „radości z małych rzeczy, pokory, by umieć przyjmować pomoc od innych i sami o nią prosić, dziecięcej wiary i ufności wobec Tego, który nas stworzył”.
Chorzy i niepełnosprawni parafii mariackiej wraz z wolontariuszami ze wspólnot „Panama”, „Lilia”, „Huta Ducha Świętego”, siostrami zakonnymi ze Zgromadzenia Sióstr Kanoniczek Ducha Świętego de Saxia: s. Ewą i s. Mileną, oraz z księżmi mariackimi: ks. Pawłem Głowaczem i ks. Grzegorzem Kotalą oraz z o. Piotrem Loose z Towarzystwa Ducha Świętego, od 20 do 27 sierpnia odbyli wczasorekolekcje w Zembrzycach.
Zarówno uczestnicy, jak i wolontariusze zgodnie twierdzą, że czas, który spędzili razem, był doświadczeniem wielkiej łaski i miłosierdzia Pana Boga. Kilkoro osób, które na co dzień ma trudności w poruszaniu się i bardzo rzadko wychodzi z domu, przyznało, że przed wyjazdem miało wiele obaw ze względu na ograniczenia ruchowe i konieczność pomocy przy wykonywaniu codziennych czynności. Szybko jednak uspokoiły się doznawszy wsparcia ze strony młodych wolontariuszy, którzy z zapałem i gotowością odpowiedzieli na motto przewodnie rekolekcji: „Radość dawania”, a słowa piosenki „Nie ma takiego jak Jezus” jak echo rozbrzmiewały pośród nich.
Codzienne modlitwy, Eucharystia, Adoracja Najświętszego Sakramentu z błogosławieństwem indywidualnym, a także wspólne spotkania, posiłki i zabawy pozwoliły uczestnikom z jednej strony czerpać radość ze spotkania z Panem Bogiem, a z drugiej poznać się lepiej i doświadczyć wspólnoty, w której różnice międzypokoleniowe nie były przeszkodą, lecz atutem: młodzi mogli posłuchać świadectw z czasów wojny i okupacji, anegdot ze spotkań z dzisiejszymi świętymi i błogosławionymi żyjącymi niegdyś w Krakowie (św. Jan Paweł II, bł. Hanna Chrzanowska), a starsi mogli uczestniczyć w pasji, jaką młodzi wyrażali w swoich talentach – śpiewie, tańcu… Na rozpromienionych twarzach rysowała się radość, wdzięczność i zachwyt nad stworzeniem.
Wdzięczność ta ujawnia się w świadectwach, którymi wolontariusze i seniorzy pragną podzielić się z innymi.
WOLONTARIUSZKA AGATA ZE WSPÓLNOTY „LILIA”: Jestem pełna radości z doświadczenia bliskości Pana Boga nie tylko w Sakramentach, ale i w drugim człowieku. Pomimo młodego wieku i niepewności co do własnych możliwości, okazało się, że bycie oparciem (dosłownie i w przenośni) dla drugiego człowieka, jest dla nas nie tylko możliwe, ale także zupełnie naturalne i daje nam dużo radości. Było ono wspaniałą sposobnością do nauki Miłości i „szlifowania” swojego serca, pozbywania się egoistycznych cech, a nabierania cech dobroci, łagodności, cierpliwości, otwartości. Nauczyliśmy się dostrzegać potrzeby, których wcześniej nie widzieliśmy, ale i nabraliśmy szacunku do tych, których wiek i choroba zmieniły fizycznie, ale którzy zachowali hart i młodość ducha, stając się dla nas młodych świadectwem siły wiary, pokory oraz wytrwałości w znoszeniu cierpienia. Wyjeżdżając z Zembrzyc, wiedzieliśmy, że służąc, my także – może najbardziej – zyskaliśmy. Mamy nadzieję, że to, czego doświadczyliśmy, będzie wciąż owocowało, a przyjaźnie, które zawiązały się w czasie rekolekcji, będą trwały. Dziękujemy Panu Bogu za ten czas, czekamy na kolejne wyjazdy i zachęcamy do wspólnego uczestnictwa w „Radości dawania”.
PANI JÓZEFA: Dla mnie było to wielkie przeżycie. Pierwszy raz uczestniczyłam w takich rekolekcjach wśród młodzieży i patrzyłam jak ładnie zajmowali się starszymi ludźmi.
WOLONTARIUSZKA NATALIA: Wyjazd na rekolekcje dla chorych i starszych był dla mnie zupełnie nowym, cennym doświadczeniem. Konieczność zetknięcia się z cierpieniem była jednocześnie trudna i oczyszczająca. Pozwalała spojrzeć na siebie i świat z zupełnie innej perspektywy, co uważam za niezwykłą lekcję. Wdzięczność Bogu i ludziom, jaką nosili w sobie chorzy była naprawdę wspaniała i godna podziwu. Możliwość służenia drugiemu człowiekowi, a przez to samemu Bogu, dawała ogromną satysfakcję i radość. Wspólnie spędzone z seniorami chwile były czasem pełnym dobroci życzliwości oraz intensywnej nauki. Przez te kilka dni spotkałam wspaniałych ludzi, dzięki którym zbliżyłam się do Boga.
PANI MARTA I INNE UCZESTNICZKI: Jako uczestniczki rekolekcji zorganizowanych przez parafię mariacką podziwiamy znakomitą organizację oraz uwzględnienie potrzeb duchowych i fizycznych wszystkich uczestników. Codzienna Msza św., Adoracje Najświętszego Sakramentu, nauki rekolekcyjne, filmy i wspólne modlitwy zaspokajały potrzeby religijne seniorów o ograniczonych możliwościach poruszania się. Tutaj należą się słowa uznania i podziwu dla wolontariuszy – młodzieży skupionej przy bazylice Mariackiej. Kultura, delikatność i poświęcenie przy wykonywaniu ciężkich prac pielęgniarskich było żywą ilustracją naczelnego hasła rekolekcji „Radość dawania”.
WOLONTARIUSZKA: Był to długo wyczekiwany wyjazd, a pozytywne nastawienie do niego budowałam przez cały tydzień adoracji. Zmierzyłam się na nim z ciężką pracą, obserwacją cierpienia drugiego człowieka, ale również z jego wdzięcznością i radością, że może on wreszcie obejrzeć otaczający świat, że potrzeba tak niewiele, by wywołać uśmiech na czyjejś twarzy, że czasem spacer wystarczy, by ktoś mógł być naprawdę szczęśliwy. Dla mnie było to poświęcenie chwili czasu, natomiast dla kogoś był to najcenniejszy prezent, jaki mógł otrzymać. Nieustannie dziękuję Bogu, że mogłam komuś pomóc, za te wspaniałe osoby, które miałam pod swoją opieką, za niezastąpione Siostry, ale również za pozostałych wolontariuszy, którzy potrafili mi pomóc w każdej chwili. Wszyscy na tym wyjeździe stworzyliśmy zgrany zespół i wspaniałą atmosferę. Wielu ludzi mówi o tym, że Panu Bogu starość się nie udała. Ja jednak uważam, że otwiera ona oczy na potrzeby drugiego człowieka i uczy miłosierdzia względem bliźniego.
PANI DOROTA: Był to piękny czas odrodzenia różnych sił, moment, kiedy człowiek mógł spokojnie spojrzeć na swoją codzienność – nie zawsze łatwą do udźwignięcia. Po wielu rozterkach wreszcie uzyskałam wewnętrzną akceptację, że to wszystko, co mnie dotyka, jest mądre, ważne i można tym łatwiej rozumieć innych. Doznałam wielu życzliwości, radości i poczucia człowieczeństwa, za co Bogu serdecznie dziękuję.
WOLONTARIUSZKA: Brakuje słów, aby opisać, jak wiele rekolekcje w Zembrzycach wniosły do mojego życia. Dusza moja wielbi Pana za to wielkie dzieło, którego byliśmy uczestnikami. Głębokie wyrazy uznania, podziwu, szacunku i wdzięczności należą się przede wszystkim siostrom kanoniczkom Ducha Świętego: Milenie i Ewie, które tchnięte mocą Ducha, dokonały czegoś naprawdę niezwykłego. Tę obecność Ducha czuliśmy wszyscy na każdym kroku, On unosił się pomiędzy nami cały czas i to pozwoliło przeżyć te rekolekcje bardzo owocnie.
Zaczęło się to bardzo zwyczajnie. Otrzymałam telefon od s. Mileny, z pytaniem, czy nie zechciałabym zostać wolontariuszem na rekolekcjach dla seniorów. Podała mi datę, ogólne informacje, zapewniała, że dam radę, lecz cały czas ogarniała mnie niepewność. Przede wszystkim ze względu na to, że nigdy wcześniej nie podejmowałam się opieki nad osobami starszymi (wyłączając krótkie odwiedziny i pomoc w sprzątaniu), nie mówiąc już o ich kompleksowej pielęgnacji. Wiedziałam, że nie będzie to proste doświadczenie. Moje myśli skłaniały się ku zrezygnowaniu, ciągle się wahałam. Zawsze moim wielkim pragnieniem była służba bliźniemu, a ostatnimi czasy coraz częściej przepełniało mnie poczucie, że tak wiele od świata otrzymuję i sama chciałam również częściej się tym dobrem dzielić z innymi. Kiedyś bardzo zainspirowała mnie modlitwa franciszkańska, której słowa często zajmowały moje myśli: „O Panie,(…) spraw, abyśmy mogli nie tyle szukać pociechy, co pociechę dawać; nie tyle szukać zrozumienia, co rozumieć; nie tyle szukać miłości, co kochać; albowiem dając- otrzymujemy; wybaczając- zyskujemy przebaczenie; a umierając, rodzimy się do wiecznego życia (…). Ogromną rolę w podjęciu mojej decyzji o wyjeździe odegrała oczywiście s. Milena, która użyła swojego daru przekonywania. Tak naprawdę głęboko urzekła mnie jej wielka ufność, że wszystko będzie dobrze i wiara w nas wolontariuszy, że podołamy temu zadaniu. Jej nastawienie bardzo nam się udzielało i pozwalało rozwiewać nasze drobne niepokoje.
Powoli zaczęły się przygotowania. Siostra przedstawiła nam swoją koncepcję i rozdzieliła obowiązki. Przeprowadziła również szkolenie o tym, jak pielęgnować chorych, co miało dla mnie kluczowe znaczenie, gdyż na tym polu byłam kompletnym laikiem. Zwieńczeniem naszych przygotowań była dziewięciodniowa adoracja w Kościele św. Wojciecha na krakowskim Rynku.
Podczas samego pobytu w Zembrzycach moje obawy samoistnie zostały rozwiane. Wszystko to, czego się najbardziej bałam, przyszło naturalnie. Nie sprawił problemu widok nagości, o co wielce się niepokoiłam. To obecność Ducha, o której wspomniałam na początku, dała mi tę łaskę spokoju i opanowania, abym dobrze pełniła swoją służbę. Może nie zawsze było idealnie, ale powtarzając słowa s. Mileny: „Spokojnie, damy radę!”, starałam się nie okazać niepokoju, który czasem mnie nachodził. Starałam się włożyć całe serce i okazać wiele czułości tym starszym osobom, aby mogły poczuć się potrzebne, żeby zapomniały o tym, że zmagają się z różnym chorobami, samotnością, cierpieniem. Kiedy wczułam się w ich sytuację, uświadomiłam sobie, w jak trudnym położeniu się znaleźli. Kiedyś były to osoby często zajmujące ważne miejsce w społeczeństwie, wywodzące się z poważanych rodzin — większość pań było kobietami sukcesu. Starość zabrała tym osobom dużą część z tego, co posiadały. Ci ludzie, tak wiele w życiu doświadczyli, przeżyli wydarzenia wojny, piastowali wysokie stanowiska i posiadają tak bogate osobowości, że aż dech zapiera w piersi. Osobowość i wspomnienia, to coś czego nikt nie jest stanie im odebrać. Żywię wobec nich ogromny szacunek i podziw. Dostrzegłam to, jak wiele pokory wymagało od nich korzystanie z naszej pomocy. Starali się, jak mogli, być jak najbardziej samodzielni, nie chcieli nas wykorzystywać. Ale my wolontariusze patrzyliśmy na to zupełnie inaczej. Nam w tym, co robiliśmy, cały czas przyświecało hasło tych rekolekcji: „Radość dawania”. Widok uśmiechu na twarzach naszych podopiecznych wypełniał moje serce ogromną radością i wzruszeniem, do tego stopnia, że wiele razy nie potrafiłam pohamować łez. Niesamowite było to, że z czasem okazywali nam również coraz większą ufność.
Nie mogę nie wspomnieć o tym, jak wiele znaczą dla mnie wolontariusze, z którymi współpracowałam. Zawsze okazywali życzliwość, podawali pomocną dłoń i wiedziałam, że w każdym z nich mam ogromne wsparcie, co napełniało moją duszę spokojem. To, że w tak krótkim czasie bardzo zbliżyliśmy się do siebie i świetnie się rozumieliśmy, zawdzięczamy temu, że mamy podobne systemy wartości i w życiu pielęgnujemy te same ideały. To niepojęte, że stworzyliśmy w takim tempie prawdziwą wspólnotę opartą na jedności, bliskości, wierze i przede wszystkim wypełnioną Duchem Świętym!
Kończąc moje świadectwo, chciałabym jeszcze raz podkreślić, że w tych słowach, które tutaj napisałam, nie udało mi się zawrzeć wszystkiego, co chciałabym wyrazić w związku z rekolekcjami. To, co dzieje się w moim sercu i duszy jest po prostu nie do opisania. Są rzeczy, których nie da się wyrazić słowami, ale wiem, że jest Ktoś, kto rozumie tę mowę bez słów. To, co mogę jeszcze dodać to fakt, że nauczyłam się w czasie rekolekcji bardzo wiele, głównie od osób starszych: radości z małych rzeczy, pokory, by umieć przyjmować pomoc od innych i samej o nią prosić, zamiast starać się udowodnić za wszelką cenę, że mogę coś zrobić sama, dziecięcej wiary i ufności wobec Tego, który nas stworzył.
Za to wszystko, co na tych rekolekcjach się wydarzyło, za ludzi, których spotkałam, za to cudowne miejsce, w którym mieszkaliśmy i za całe to dzieło, w którym wzięliśmy udział CHWAŁA PANU!