W miesiącu pielgrzymek i ogłoszonego apelu biskupów polskich o trzeźwość na niepodległość, trzeba powiedzieć coś prawdziwego o nas samych, o Polakach: pijemy coraz więcej alkoholu. Pijemy, aby zaradzić np. samotności, kłopotom, stresowi, brakowi dobrych zwyczajów i pomysłów na wypoczynek. Na tle Europy wzrost spożycia alkoholu plasuje Polskę w czołówce. Armia uzależnionych liczy u nas 800 tysięcy osób. Natomiast nadmiernie i szkodliwie pije alkohol w Polsce ponad 3 mln osób (Por. Parpa.pl). Czy możemy wobec problemu trzeźwości używać ambiwalentnego sformułowania: to przecież tylko niektórzy? Uzależnienie od substancji chemicznych, nie tylko alkoholu, jest poważnym problemem wielu z nas. Dotyczy bardzo wielu rodzin i wszystkich grup społecznych, zawodów, stanów.
Niektórzy ludzie znajdują się w sytuacji podobnej do Eliasza. Są jak on na pustyni. Samotni ze swoim dramatem. Wierzący mogą jednak zawołać do Góry jak święty prorok: „Dosyć Panie! Odbierz moje życie, bo nie jestem lepszy od moich przodków”(1 Krl 19, 4). Bo życie się posypało, nie ma światełka w tunelu. Bo obrót spraw przybrał taką postać, że nic się już nie chce. Bo wypalił się życiorys.
Lecz dziś, w tym darowanym Słowie na niedzielę, widzimy również nadzieję. Eliasza Bóg nie opuścił, ale zaradził problemowi samotności proroka, jego wyczerpania i odrzucenia. Zaprosiliśmy dlatego jednego z nas, który da świadectwo o sobie. Nie będzie mówił o niektórych, lecz o sobie samym. Dowiemy się jak Bóg zebrał jego życie w całość, uporządkował. Jakie było jego wołanie do Boga? Jaka odpowiedź? Okażmy mu życzliwość i posłuchajmy. Zapraszam.
Mam na imię Darek i mam 47 lat. Jestem alkoholikiem, od 5 lat nie pijącym dzięki łasce Pana Boga. Pochodzę stąd, z Rynku Głównego. Mieszkałem pod 13-nastką. Do 40-go roku moje życie toczyło się w grzechu i pijaństwie. Zacząłem pić jako nastoletni chłopak. Nie wiem, w którym momencie straciłem kontrolę i niewinne imprezy, jak sądziłem, przerodziły się w nałóg i uzależnienie. Byłem wówczas bardzo agresywny i wulgarny. Uważałem, że nikt nie ma prawa zwrócić mi uwagi, bo ja wiem co robię, i jestem wolny. Nie dostrzegałem tego jak się staczam. Traciłem pracę za pracą przez pijaństwo. Nie miałem żadnych relacji z rodziną. Każdego traktowałem jak wroga — oprócz kolegów od kieliszka. 18 lat temu zostawiłem żonę z niespełna roczną córką dla innej kobiety. Jeszcze bardziej pogrążałem się w alkoholizmie. Praktycznie codziennie urządzałem okropne awantury. Do kościoła nie chodziłem prawie w ogóle. A kiedy zdążało mi się być, to z zazdrością patrzyłem na ludzi, którzy idą do Komunii. Ale sądziłem, że Bóg nie chce nawet patrzeć na takiego wyrzutka i menela, który zrobił tyle krzywdy innym, że kocha tylko tych dobrych, którzy się modlą. Nie widziałem dla siebie żadnych szans, ale wmawiałem sobie, że jestem szczęśliwy i wolny.
Sześć lat temu moja przyjaciółka zaprosiła mnie na rekolekcje „Nowe Życie”. Nie chciałem jednak o tym słyszeć. Ale ona była tak natrętna i namolna, że w końcu dla świętego spokoju zgodziłem się jechać. Byłem przekonany, że nic tam się nie wydarzy, bo Bóg nie kocha takich jak ja. Na tych rekolekcjach osobiście doświadczyłem Miłości Bożej. Kiedy usłyszałem, że Bóg mnie kocha takiego jakim jestem, pomimo moich grzechów i z całym tym bagażem mojego życia, że dał Swojego Syna Jezusa Chrystusa, aby oddał życie za mnie, aby mnie zbawić, wtedy coś we mnie pękło i uwierzyłem w to Słowo. Przyszła nadzieja, że mogę żyć inaczej, z Bożą pomocą mogę zmienić siebie. Po kilkunastu latach przystąpiłem do spowiedzi. Kapłan, który mnie spowiadał nie ocenił mnie, ani nie potępił. Kiedy po tylu latach szedłem do Komunii świętej to czułem się jakby to była moja pierwsza Komunia. Miałem świadomość, że to sam Jezus żywy przychodzi do mnie. W tym kawałku chleba cały Bóg Zbawiciel. Pan Jezus w tej Eucharystii dał mi pragnienie, abym zmienił swoje życie. Wstąpiłem do Wspólnoty, która się za mnie modliła. Miałem coraz większe pragnienie i głód Eucharystii. Codziennie więc chodziłem na mszę, aby być tak blisko Jezusa, aby doświadczać Jego obecności w Najświętszym Sakramencie. Po każdej mszy wychodziłem pełen radości i pokoju. Byłem i jestem prawdziwie szczęśliwy. Pan Jezus zaczął mnie przemieniać.
Spotkania z Panem Jezusem Eucharystycznym dodawały mi odwagi i sił, aby wyjść z nałogu alkoholowego. Chodziłem też na terapie. Po wielu latach miałem odwagę, aby spotkać się z żoną i córką i poprosić o przebaczenie. Otrzymałem je. Nie jestem z żoną, ale mamy normalne relacje. Pan dał mi też pragnienie przebaczenia mojemu ojcu. Pan przemienił moje życie o 180 stopni. Teraz jestem wolny i prawdziwie szczęśliwy dzięki Panu Jezusowi. Dzięki tej ogromnej łasce i sile, która płynie z Komunii z Nim czy Adoracji Najświętszego Sakramentu. Jezus obecny w Eucharystii jest dla mnie moim Bogiem, Panem i Zbawicielem, ale też Przyjacielem. On sam mnie tak nazwał. I w tej relacji miłości i przyjaźni dał mi nowe życie. Uważam za największy cud i zaszczyt, że mogę się z Nim spotykać codziennie jako z chlebem życia. I staram się dbać o to, aby zawsze być gotowym na spotkanie z Jezusem w Eucharystii. Chwała Panu!
Na koniec może życzenie. Życzmy sobie, aby Bóg odnalazł i dotknął konkretne osoby dotknięte przeróżnymi kłopotami życiowymi, ludzi załamanych, opuszczonych, nadto tych z uzależnieniami. Anioł Pański powiedział do Eliasza — człowieka osamotnionego: „Wstań, jedz, bo przed tobą długa droga”(1 Krl 19, 7). I on tak uczynił.
Długa jest nasza droga życiowa. Prowadzi nawet dalej niż do góry Horeb. Prowadzi raczej w głąb serca i ku górze. Nasza droga prowadzi aż do wieczności. Zdobywajmy ten wewnętrzny szlak dobrą organizacją życia, ascezą, trzeźwością i abstynencją wielu. Odkrywajmy wspólnotowo-chrześcijańskie powołanie do zupełnej wolności od wszelkich uzależnień. Owo powołanie jest dla wszystkich i nie dotyczy tylko niektórych z nas! Jeśli nie my to kto?
Dlatego w niedzielę korzystajmy z Niego i posilajmy się na drogę do wieczności. Wyjątkowa droga to i specjalny pokarm: Chleb żywy (por. J 6, 50–51), który z nieba zstąpił, odżywiający nas do szpiku kości, żebyśmy się nie zagubili, ani nie zniechęcili, ale wspierali nawzajem i dotarli do wiecznego celu bez zagubienia. Amen.
/ks.inf. Dariusz Raś/