Szkoła to bardzo stare, potrzebne, i można by powiedzieć, Boże słowo. Rozważmy je choćby pokrótce w tygodniu rozpoczęcia nowego roku szkolnego i duszpasterskiego. Szkoły istniały już w starożytności. To zapożyczone z łaciny, a wcześniej z greki sformułowanie oznaczało przerwę w pracy, czas beztroski i bezczynności. Słowo schole’ opowiada nam o Grekach, którzy w czasie wolnym słuchali wykładów, czytali książki i prowadzili dyskusje. Dlatego słowo, które oznaczało pierwotnie wolny od pracy czas, nabrało nowego znaczenia, a szkoły np. na ziemiach polskich pojawiły się już w X wieku. Szkoły parafialne, zakonne i klasztorne kształciły przede wszystkim chłopców przeznaczonych do stanu duchownego. Każdy kościół, każde sanktuarium posiadało konieczne księgi i z zasady uczyło mądrego życia wg Bożych przykazań, które są jakby tabliczką mnożenia etyki.
Gildy, cechy rzemiosł, choćby te krakowskie, w historii również były szkołami życia i wspólnoty. Posiadały swoich św. Patronów i odniesienie do Stwórcy wszechrzeczy! Nie uczyły tylko wykonywania rzeczy (szewc, złotnik) czy nie oferowały tylko potrzebnych usług (kominiarz), ale z czasem dawały uczniom umiejętność czytania, pisania i liczenia oraz życia wg wysokich standardów sumienności i etyki profesjonalnej. Te umiejętności były przecież potrzebne wszystkim stanom. Chłopcy oddani w imię Boże przez rodziców na naukę rzemiosła przez pierwszych kilka lat wykonywali prostsze posługi domowe u majstra, a dopiero później zaczynała się właściwa, kilkuletnia nauka, aby uzyskać stopień czeladnika. To praktyka pozwalała adeptom na osiągnięcie wielkiej wprawy. Po żmudnej praktyce czeladniczej i w końcu wykonaniu pracy mistrzowskiej adept mógł otworzyć własny zakład. Zostawał mistrzem zawodu i życia. Mógł przyjmować własnych uczniów i prowadzić „szkołę zawodu”. Dobrze, że te szkolne, mądre zasady kontynuuje tylu ludzi w Polsce i Małopolsce. Dziękujemy im za to.
Szkoły zawodu i ogólne zaistniały, aby uczyć młode pokolenia tak profesji jak i mądrości. Również dziewczęta z rodzin szlacheckich i mieszczańskich i potem chłopskich kształciły się w domu czy w szkołach przyklasztornych, w końcu w szkołach powszechnych i uczyły się zawodu. Szkoły nasze obejmowały zawsze swoją misją trzy jakby podzbiory oddziaływania – i niech tak pozostanie: formację ludzką (kształcenie kultury bycia na co dzień, ubioru, nomenklatury), formację zawodową i naukową (poszerzanie umiejętności i wiedzy) oraz formowały ducha (odniesienia do zawodowego etosu, porządkowały hierarchię wartości, pogłębiały znajomość doktryny i więź z Bogiem).
Mówi Księga Mądrości w kontekście zdobywania wszelkich umiejętności życia (9,14−17) „Nieśmiałe są myśli śmiertelników i przewidywania nasze zawodne, bo śmiertelne ciało przygniata duszę i ziemski przybytek obciąża lotny umysł. Mozolnie odkrywamy rzeczy tej ziemi, z trudem znajdujemy, co mamy pod ręką, a któż wyśledzi to, co jest na niebie? Któż poznał Twój zamysł, gdybyś nie dał Mądrości, nie zesłał z wysoka Świętego Ducha swego?”. W tym duchu wchodzimy w nowy rok obowiązków po wakacyjnej kanikule, w szkołach i domach rodzinnych, w mieście i na wsi, podejmujemy nowe zadania. Obyśmy je rozwiązywali w myśl szkolnych i Bożych poszukiwań mądrości. Niech opieka Maryi — która sama uczyła się w przyświątynnej szkole od wczesnego dzieciństwa — sprawi naszą wielką otwartość na mądrość, która prowadzi do najlepszych z możliwych rozwiązań na ziemi. Żyjemy przecież pod Bogiem w nieustannej szkole życia. Amen.
/ks. inf. Dariusz Raś/