Sanktuarium św. Krzyża w Mogile do którego pielgrzymujemy, od wieków dziedziczy tajemnicę o tym, że Bóg do końca nas umiłował. Bóg, który kocha nie przestaje nas jednocześnie wprowadzać w tajemnicę krzyża jako znaku miłości i zbawczego, sensownego cierpienia. Bóg nas ukochał i dlatego tutaj jesteśmy. Stoimy przed znakiem krzyża jako do końca umiłowani, często pomimo niedostatku, choroby, z niepełnosprawnością. Odnajdujemy się wszyscy w ofierze krzyżowej Chrystusa. Przedstawiamy przed znakiem krzyża mogilskiego nas, jak również naszych braci i siostry, nie będących z nami fizycznie, ale łączących się z nami w salach szpitalnych, w domach opieki, w domach rodzinnych. Bo chrześcijanie to ludzie świadomi miłości Boga nawet w przeciwnościach losu.
Przypomina nam słowo św. Pawła z listu do Filipian: Chrystus Jezus, istniejąc w postaci Bożej, nie skorzystał ze sposobności, aby na równi być z Bogiem, lecz ogołocił samego siebie, przyjąwszy postać sługi, stając się podobnym do ludzi. A w zewnętrznej postaci uznany za człowieka, uniżył samego siebie, stając się posłusznym aż do śmierci – i to śmierci krzyżowej (Flp 2,6−8). Ten fragment Pisma wskazuje jaki charakter miała śmierć na belkach krzyża. Przed wiekami wśród Rzymian krzyż przecież nie był wcale znakiem miłości. Krzyżowano i torturowano w ten sposób ludzi wyjętych spod prawa i niegodnych obywateli. Dopiero historia Jezusa Chrystusa przeprowadziła powolną zmianę znaczenia tego znaku.
Najstarszym zachowanym przedstawieniem egzekucji Jezusa wydaje się być relief z II lub początku III wieku na jaspisowym kamieniu szlachetnym przeznaczonym do użycia jako amulet, który znajduje się obecnie w British Muzeum w Londynie. Przedstawia nagiego mężczyznę, którego ramiona są związane w nadgarstkach krótkimi paskami do pawęży krzyża w kształcie litery T. Na awersie inskrypcja w języku greckim zawiera inwokację odkupienia ludzi przez Chrystusa ukrzyżowanego. Późniejszy napis uczyniony inną ręką na tej pamiątce łączy się z chrześcijańskimi modlitwami.
To prawda, że pierwsi chrześcijanie uznawali krzyż za haniebną szubienicę na której umarł Jezus, jednak już od początku zaczęli używać własnej symboliki. Jednym z pierwszych symbolicznych oznaczeń był krzyż skryty w skrzyżowaniu liter Tau i Rho, co stanowiło skrót od greckiego słowa σταυρός (łac. stauros) oznaczającego krzyż. Innymi symbolami znanymi od początku u chrześcijan były: paw, jako odwzorowanie wiecznego życia z Bogiem w niebie, pelikan, karmiący ofiarnie pisklęta, ryba — ichthys, które to słowo jest akronimem od greckiego wyrażenia Iēsous Christos Theou Hyios Sōtēr, co oznacza „Jezus Chrystus, Boga Syn, Zbawiciel” oraz litery Alfa i Omega bowiem Jezus mówił: „Ja jestem Alfa i Omega, Pierwszy i Ostatni, Początek i Koniec” (Ap 22,13).
Przekonany do chrześcijaństwa cesarz Konstantyn w bitwie przy moście Mulwijskim w 312 roku używał krzyża ukrytego w monogramie Chrystusa, czyli Chi i Rho, przy czym Chi [X] miało postać ukośną, a jego zaokrąglone górne ramię tworzyło Rho [P]. Znaczenie krzyżowej męki zbawczej w historii Kościoła na nowo odkryła św. Helena, matka cesarza Konstantyna, która pielgrzymując u początku IV wieku do Jerozolimy, odnalazła relikwie krzyża Chrystusa pod Golgotą. Tak wyznaczyła miejsce pod bazylikę Grobu Świętego w Jerozolimie, czyli kościół Zmartwychwstania Pańskiego (Sanctum Sepulchrum). Najważniejsza świątynia chrześcijańska, położona w Dzielnicy Chrześcijańskiej Jerozolimy, w miejscu męki, ukrzyżowania, złożenia do grobu i zmartwychwstania Jezusa Chrystusa zawiera do dziś kaplicę Znalezienia Krzyża Świętego. Ona powstała w miejscu dawnej rzymskiej cysterny, gdzie według tradycji św. Helena odnalazła krzyż Jezusa. Relikwie krzyża i gwoździ krzyżowych rozsyłano potem z Jerozolimy po całym świecie. Dotarły i do nas, do ziem polskich nie tylko jako pamiątki wiary, lecz przede wszystkim jako wskazanie na każdy czas: jesteście ukochani przez Boga aż do końca.
W tym sanktuarium, na wskroś krakowskim, dokumentowana historia cudownego wizerunku krzyża zaczyna się w XIV wieku. Wtedy to zakończono prace budowlane cysterskiej świątyni i ustawiono w centralnym jej miejscu na przecięciu nawy głównej z transeptem czczony po dziś dzień Krzyż z przybitym do niego Jezusem. Pierwszymi pątnikami w tym miejscu byli fundatorzy klasztoru i królowie. Wazowie, w ślad za Piastami i Jagiellonami byli blisko związani z mogilskim opactwem i wizerunkiem Pana Jezusa. Wawrzyniec Goślicki, opat mogilski (komendatariusz) i biskup kamieniecki, w 1586 roku zmienił wystrój wnętrza kościoła i w 1588 roku z wielką czcią przeniósł wizerunek Ukrzyżowanego do kaplicy. Do szacownego grona pątników królów, książąt, rycerzy, plebejuszy, ludzi utrudzonych pracą, biedą i chorobami, ale też świętujących i dziękujących za życie i talenty, dołączyliśmy dzisiaj i my. Ulokowane blisko murów średniowiecznego Krakowa opactwo żyje i dla nas jako „locum sacrum” — miejsce święte, przestrzeń dla adoracji tajemnicy krzyża, nawrócenia i pociechy serc wielu (por. o. Iwo Kołodziejczyk OCist).
Słowo „krzyż” najczęściej przywodzi w świecie na myśl cierpienie i śmierć, czyli to, co budzi nasz lęk i wielką nawet niechęć. Buntuje się świat przed krzyżem. Pytają nas ludzie, czy naprawdę musimy ciągle zaakceptować bóle, choroby, trudności, kłopoty, straty? Nie. Nie chodzi o wywołanie jakiegoś cierpiętnictwa. To nie jest prawda o chrześcijaństwie. Jak więc traktować krzyż jako narzędzie uzdrowienia, odrodzenia, zbawienia, gdy to budzi u wielu naturalny opór? Potrzeba zmiany nastawienia i rozpoznawania miłującego Boga nie tylko wtedy, gdy nam się wszystko układa, ale również w trudzie, niedogodności, chorobie i nawet śmierci. Bóg nas miłuje również, a może przede wszystkim wtedy gdy nam gorzej. Jan Paweł II tulący krzyż podczas ostatniej swojej Drogi Krzyżowej przeżywanej w Wielki Piątek 2005 roku właśnie temu wówczas zaświadczył. Bo Krzyż Chrystusa jest kluczem do Raju. Każdy, kto w Niego wierzy, ma życie wieczne. Tak bowiem Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne (J 3). Krzyż staje się więc znakiem bezgranicznego zawierzenia Bogu, który swojego Syna nam dał do końca, aby nam przedstawić owoc Zmartwychwstania. O tym jest ta Eucharystia.
Ksiądz poeta — Jan Twardowski w wierszu pod tytułem Zdjęcie z krzyża (1957) tłumaczy nam, że w przeżywaniu znaku krzyża najważniejszy jest moment uwolnienia:
Rozmaite zdjęcia z krzyża bywają,
na przykład:
zdjęcie z krzyża samotności
Ktoś się nagle odnajdzie, ugości
mówi na ty, jak w Kanie zatańczy,
doda miodu, ujmie szarańczy
Albo:
zdjęcie z krzyża choroby
Wstajesz z łoża jak Dawid młody -
I już jesteś do pracy gotowy,
gotów guza nabić Goliatowi
Ale są takie krzyże ogromne,
gdy kochając — za innych się kona -
To z nich spada się, jak grona wyborne -
w Matki Bożej otwarte ramiona.
Jesteśmy wszyscy, każdy w swoim położeniu i kondycji oznaczeni krzyżem. Przyznajemy się do historii krzyża Jezusa w naszym życiu. Nie ma lepszego symbolu miłości Boga. A ramiona krzyża nas niejako obejmują podczas tej Mszy świętej. Najważniejsze będzie działo się w naszym sercu, kiedy to odkryjemy jakby namacalnie prawdę wyrażoną w pieśni:
Zbawienie przyszło przez krzyż,
Ogromna to tajemnica.
Każde cierpienie ma sens,
Prowadzi do pełni życia.
Jeżeli chcesz Mnie naśladować,
To weź swój krzyż na każdy dzień
I chodź ze Mną zbawiać świat.
Następny już wiek. Amen.
/ks. inf. Dariusz Raś/
Kazanie wygłoszone podczas diecezjalnej pielgrzymki chorych i niepełnosprawnych Caritas w sanktuarium Św. Krzyża w Krakowie — Mogile