Bóg jest bardzo rozrzutny w swojej miłości. Sieje obficie. Słowo — Jego Słowo pada na nas jak deszcz. Często z zaskoczenia i różnorodnie. Dzisiejsza Ewangelia (Mk 4) — Słowo — właśnie o tym opowiada, o tym niespodzianie hojnym sposobie działania Boga w nas. Hojność Boga objawia się tym, że Jego Słowo jest tak zdolne, że jak gdyby samo działa swoją Siłą. Wystarczy uwierzyć i otworzyć się na akcję Boga, a Jego Słowo, nie wiadomo kiedy, czyni nas mądrzejszymi, lepszymi, szczerymi, dojrzalszymi, szlachetniejszymi. Po prostu wzrastamy ku Górze. Kiedy słyszymy Słowo Boże nie my je uprawiamy, lecz ono nas uprawia, wynosi i daje poczucie wielkiej godności. Czy mieliście już takie doświadczenie Boga? Na pewno.
Wielu ludzi tzw. „nowoczesnych”, kiedy usłyszy Słowo z Góry wyciąga natychmiast parasol. Nie pozwala się dotknąć nawet jednemu ziarnu Słowa. Bóg wówczas nie ma wielu szans zadziałania. Parasol złej woli chroni przed ziarnem — iskrą Bożą, światłem, deszczem, przed tym co duchowe i pochodzi z Góry. Ten fatalny odruch obronny człowieka światowego powstrzymuje wiele dobra na ziemi. Dzieje się to, co w pokrewnej do dzisiejszej Ewangelii (Mt 13) o Siewcy. Marnuje się Słowo Boże. Wpada na skałę serca, między ciernie grzechu i na drogę, gdzie nie może się ukorzenić i pada łupem licznych ludzkich zaniedbań. Lecz Bóg nie przestaje siać. Zdecydowana większość terenu jest niesprzyjająca. Ziarna Siewcy padają jednak obficie, aby choć ¼ zaczęła rosnąć.
Obie przypowieści mówią o dynamizmie ziarna — Słowa Boga, ale i o Jego niesamowitej hojności. Wręcz o Jego rozrzutności. On — Siewca daje wiele ziarna, nie ma oporu przed rzucaniem swojego Słowa ciągle i nawet tam, gdzie ono nie ma większych szans, i gdzie czeka bez sukcesu na akceptację.
Przychodzimy na Eucharystię, a Siewca podczas pierwszej jej części chodzi wśród nas i sieje. A my możemy przenosić to Jego Słowo, w sobie kumulować i nosić do świata. Jak pomóc jednak Jego ziarnu trafić do serc ludzi z parasolami? Przyniosłem ze sobą pomoc najlepszą. Popatrzcie. To Biblia. Ta Księga Święta gromadzi tyle Słowa Bożego, ciągle żyjącego, ożywiającego. Kwitnącego i owocującego. Czytamy Je. Karmimy się Nim. Przenosimy je poza mury kościołów. Ono w tym zbiorze kart jest uśpione. Jeśli nie będziemy Go czytać i Nim żyć, to inni nie zobaczą naszego duchowego wzrostu. Nie pozazdroszczą.
My chrześcijanie nie jesteśmy religią księgi, ale wspólnotą Słowa żyjącego. Wierzymy Mu i obserwujemy Jego wzrost. Kiedy Ono jest czytane otwiera nas. Przemienia. Daje odpocznienie. Zbliża do samego Boga. I wówczas zdarzają się cuda. To wielka tajemnica Słowa.
Zbliżają się wakacje. Poszerzmy w tym czasie posiew Słowa. Przeczytajmy podczas urlopu choćby najkrótszą z Ewangelii, Ewangelię św. Marka. Była pisana po grecku, języku uniwersalnym imperium rzymskiego. Przeznaczona jest jakby dla nas, dla ludzi, żyjących w pogańskim świecie, niby ciągle jakoś religijnym, zabobonnym, ale jakże nie pogłębianym. Niech to będzie zadanie domowe na wakacje. Nie tylko mecze MŚ w Rosji, które lubimy, ale i Słowo, które kochamy, które daje życie. Słowo Boga: sięgnijmy do Niego czy to w przekładzie Biblii Tysiąclecia, czy Biblii Ekumenicznej najnowszego tłumaczenia na polski, zatwierdzonego w 2018 roku. Poszerzmy obszar Bożej obecności.
I nigdy, przenigdy, pod żadnym pozorem nie używajmy w odniesieniu do Słowa Boga parasola. Eucharystia uczy nas innego zachowania, czyli otwarcia się na Słowo życia, któremu po prostu na imię Jezus. Amen.
/ks. inf. Dariusz Raś/