Jestem patykiem. Wszyscy jesteśmy patykami. Patykami z wielkim potencjałem. Jako kawałki krzewu winnego, przytknięci do strumienia życia, do łaski z Góry, do tajemnicy stworzenia i zbawienia, jako patyki stajemy się gałązkami, owocującymi latoroślami. Jednak kiedy odłączymy się od prawdy, dobra i piękna Boga stajemy się opałem świata. Nie owocujemy, nic nie przynosimy. Nikt z nas nie może tej prawdy zmienić.
Powiedzmy sobie szczerze: Ilu ludzi próbuje w brawurze oddzielić się od Boga — a dzieje się to w różnych formach — tylu przegrywa swoje życie. Ilu ludzi wszczepia się mocno w ramiona Boga, wykazuje dobrą wolę wobec naturalnego stanu rzeczy, tylu zaczyna owocować. To niezwykła prawda przypowieści o winnym krzewie. Zbawiciel mówi tak jasno: krzew lub odpad na spalenie, tertium non datur, trzeciej możliwości nie ma.
Prawdy danej nam z Góry, tej o patykowatości istnienia nie przyjmuje jednak zbyt wielu. Człowiek to brzmi dumnie — mówią jedni. Boga nie ma — wtórują drudzy. Inni w pozycji kanapowej oczekują deus ex machina, boga ulepionego na własną rękę, który rozwiąże kiedyś wszystkie problemy, bo jakoś to będzie. Ci wszyscy nie mają według Ewangelii racji. Bo sama wiadomość o patykowatości istnienia ludzkiego jest bardzo dobra, niczego nam przecież nie odbiera z godności. Ale dodaje kilogramów pokory. Bo według Słowa na dziś: każdy człowiek może dać innym tylko to, co najpierw otrzymał. Wszystko co ma, zawdzięcza zwłaszcza Bogu, nawet swoich rodziców, edukację, możliwości komunikacji, nierzadko majątek. To dziedziczy się przecież z pokolenia na pokolenie, czyli dzięki Bogu. Mówienie, że „sobie zawdzięczam to czy tamto” jest błędne i szkodliwe. Po co tak nawet myśleć? Oczywiście człowiek może być wielki, jako owocujący konar. Ale ta wielkość jest mu dana i zadana. Świadomość tego, jak wiele otrzymałem dużo lepiej buduje poczucie własnej wartości. Skoro zwłaszcza Bóg, tak wiele mi dał, to znaczy, że muszę być cenny. Byle kogo nie obdarowuje się. Dar jest Bożym potwierdzeniem wartości obdarowywanego (Por. Mieczysław Łusiak SJ, deon.pl).
Św. Jan wskazuje nam jeden niepokój: „Nie miłujmy słowem i językiem, ale czynem i prawdą. Po tym poznamy, że jesteśmy z prawdy, i uspokoimy przed Nim nasze serca” (1 J 3,18). Słowo Boże jest dziś tak mocne, że można aż przysiąść z wrażenia. Ono nas buduje i potwierdza intuicje co do życia ludzkiego. Zadaje jak zawsze pytania. Dziś podstawowe dotyczy naszej świadomości bycia gałązką- patykiem, małą częścią wspaniałego organizmu, żyjącej na ziemi i w niebie wspólnoty Jezusa. Czy czuję się naprawdę cząstką Kościoła, czy raczej jestem outsiderem? Czy moje życie owocuje? Czy podprowadzam innych do głębokiej przyjaźni z Dawcą życia? Bo są osoby, dla których chrześcijaństwo sprowadza się do tradycji, rytów i obrzędów. Jest to forma wegetacji wiary. Brakuje natomiast żywej wiary i głębszego doświadczenia Boga. Jakże wielu naraża się na uschnięcie, odcięcie. Czy staram się takich doprowadzić do przyjaźni z Jezusem, a nie do życia bez owoców?
Eucharystia wszczepia nas w wielkie Boże drzewo życia. To jest ten czas, kiedy udrażniamy nasze kontakty z Bogiem, a przez to z innymi, nabywamy mądrości życiowych, stajemy się szczęśliwymi w życiodajnej strukturze zbawienia. Dlatego prośmy, aby Sakrament i Słowo zadziałały w nas mocno w tygodniu. Niech się stanie jak życzy nam Zbawiciel: stańmy się żywymi patykami, gałązkami kwitnącymi i owocującymi. „Jeżeli we Mnie trwać będziecie, a słowa moje w was, to proście, o cokolwiek chcecie, a to wam się spełni” (J 15, 7). Amen.
/ks. inf. Dariusz Raś/