W Polsce najmniej chyba pożądanym w ustach kaznodziei jest słowo polityka. Słychać jakże często w Ojczyźnie: „Nie uprawiajcie polityki na ambonie. Nie wskazujcie ludziom poparcia dla konkretnych partii politycznych. Przestańcie wspierać tych czy tamtych wójtów, starostów, prezydentów, premierów”. Dużo racji w tych radach. Jednakże, jeśli wspólnota wierzących posiada swoje przykazania, racje, priorytety życia — trudno ich nie głosić. Ale oczywiście tą jedyną polityką Kościoła, 1.3 miliarda ochrzczonych katolików rozsianych na całym świecie powinno być tylko jedno słowo: Jezus. Czy macie jakieś wątpliwości?
Na początku było Słowo, a Słowo było u Boga, i Bogiem było Słowo. Ono było na początku u Boga. Wszystko przez Nie się stało, a bez Niego nic się nie stało, co się stało. W Nim było życie, a życie było światłością ludzi, a światłość w ciemności świeci i ciemność jej nie ogarnęła. Pojawił się człowiek posłany przez Boga — Jan mu było na imię (J 1). Kiedy czytam te słowa, każdorazowo, kiedy modlę się tymi słowami, kiedy odżywiam swojego ducha tym świętym tekstem przychodzi mi zawsze na myśl wielu Świętych, których polityka świata zmiażdżyła: św. Jan Chrzciciel — oczywiste; św. Piotr, św. Paweł, św. Katarzyna Aleksandryjska, św. Wawrzyniec, Dziesięć Tysięcy Męczenników z Góry Arat czy odnosząc się do czasów bliższych św. Oskar Romero czy bł. Jerzy Popiełuszko. Wszyscy oni i wielu innych dlatego, że byli w głoszeniu i życiu naśladowcami wiernymi Jezusa, odeszli do wieczności jako męczennicy. Słowo Jezus jest więc dla chrześcijan śmiercionośne? Tak powiedzieliby obserwatorzy-poganie. My zaś mówimy, że głoszenie imienia Jezus i Jego Ewangelii jest życiodajne i szczęsne. Chodzi przecież ostatecznie o niebo. Takie jest nasze przeświadczenie i ufamy, przeznaczenie.
Oprócz wielu Świętych „Janów” głoszących Słowo-Jezusa trzeba zauważyć również ważne osoby publiczne, bez których działalności i słów trudno byłoby sobie wyobrazić np. Polskę w kształcie takim, jakim ją otrzymaliśmy w spuściźnie wieków. Za ich talenty i ofiarną aktywność dla dobra wspólnego dziękujmy również Bogu. Otóż np. wiemy, że 27 grudnia każdego roku obchodzić będziemy Narodowy Dzień Zwycięskiego Powstania Wielkopolskiego. Portal zakochaniwpowstaniu.pl (z niego cytaty poniżej) w tym kontekście przypomina znaczącą rolę Romana Dmowskiego (1864−1939), jednego z bohaterów niepodległości Rzeczpospolitej. Dzisiaj właśnie za niego celebrujemy Mszę Świętą w intencji o radość wieczną.
I tutaj trochę potrzeba nieco kontekstu historycznego. Narodowa Demokracja Dmowskiego cieszyła się wówczas wielkim poparciem. Szczególnie u Wielkopolan. Nie musimy podzielać poglądów tego ugrupowania: dla wielu np. postulat polonizacji mniejszości etnicznych wydaje się nie do przyjęcia. Jednakże „właściwie wszyscy poważni politycy działający wówczas w Poznaniu i regionie związani byli z endecją, a o skali zaufania do niej najlepiej świadczą wyniki wyborów do Sejmu Ustawodawczego, gdzie zgarnęła niemal wszystkie mandaty. Wielkopolanie popierali Dmowskiego, on zaś starał się bronić ich interesów na forum międzynarodowym”. Instrumentem do tego stał się utworzony przez Dmowskiego – 15 sierpnia 1917 roku – w szwajcarskiej Lozannie Komitet Narodowy Polski, którego prezesem został niezwykle aktywny Roman Dmowski: „dobrze zapisał się w pamięci wielu, pochodzących z poznańskiego, żołnierzy zmuszonych do walki w niemieckiej armii, a którzy trafili do francuskiej niewoli. Dmowski przekonał bowiem rząd francuski, by wielkopolscy jeńcy i dezerterzy stali się trzonem 100-tysięcznej Błękitnej Armii. Ten polski korpus, dowodzony przez gen. Józefa Hallera, przetransportowany został z pełnym wyposażeniem do Polski, wspierając walkę Wielkopolan z Niemcami. W trakcie gdy powstańcy walczyli na wielkopolskich frontach, Dmowski prowadził nie mniej zaciętą walkę na arenie politycznej. Na początku 1919 roku został delegatem pełnomocnym Polski na konferencję pokojową w Paryżu”. To również Roman Dmowski 29 stycznia 1919 roku wygłosił na posiedzeniu Rady Dziesięciu pięciogodzinne expose, dotyczące polskich postulatów. „Komentatorzy pisali, że zaimponował słuchaczom logiką wywodu, znajomością tematu, umiejętnością improwizacji i kompetencjami lingwistycznymi, bo sam przekładał swe wystąpienie na angielski i francuski, by nie doszło do przekłamań”. Roman Dmowski wraz z Ignacym Paderewskim, w dniu 28 czerwca 1919 roku, w sali zwierciadlanej Wersalu podpisali traktat wersalski, przywracający Polskę na mapę Europy. Czy byłoby to możliwe bez Dmowskiego? Wątpliwe. Jakim jednak wierzącym był? — zapyta ktoś. Mawiał, że naród musi nosić wysoko sztandar swej wiary. „Jednakże swoją praktyką wiary Dmowski nie bardzo się obnosił. Kontakt z Kościołem jako miejscem kultu, zerwany w młodości, ponownie nawiązał dopiero rok przed śmiercią. (…) Jego osobisty powrót do religii dokonywał się stopniowo i dopełnił poza światłem rampy, bez kalkulacji na polityczne zyski” (K. Kawalec, Roman Dmowski, Poznań 2016, s. 458.) Tym bardziej przywołujemy dziś w kościele Mariackim w Krakowie Bożego Miłosierdzia po to, aby zmarły polityk oczyszczony z wszelkiej winy został dopuszczony do społeczności Świętych przez samego Jezusa Chrystusa, który jako jedyny dysponuje Słowem Życia. Amen.
/ks. inf. Dariusz Raś/