Kiedyś mądry Grek Sokrates — a działo się to w V wieku przed Chrystusem — spotkał pewnego zarozumiałego młodego bogacza, żyjącego zupełnie beztrosko. Mędrzec krzyknął wtedy: „Oto jeszcze jeden pozłacany niewolnik!”. Jak wielu współcześnie wśród ludzi jest takich pozłacanych niewolników? Może jest ich nawet nieco zbyt wielu? Największym ideałem dla nich jest napełnione konto bankowe oraz świadomość przyjemności tego świata. Tacy zapomnieli kompletnie o codziennym udzieleniu się innym. Jednak na dłuższą metę pozłacani niewolnicy nie są szczęśliwi. Brak im sensu życia „dla kogoś”, a to wyjaławia. To odkrył Sokrates. I dlatego odważnie zawołał: „Pozłacany niewolnik!”.
Stąd wobec takiego stanu rzeczy słyszymy dziś od naszego Mistrza i Nauczyciela adekwatne ostrzeżenia. Te uwagi otrzymały nawet specjalną formę: „Biada”. Odczuwamy głęboko to czterokrotne wołanie „Biada wam!”. „Biada wam bogaczom”, „Biada wam, którzy teraz jesteście syci”, „Biada wam, którzy się teraz śmiejecie”, „Biada wam, gdy wszyscy ludzie chwalić was będą”. O przekleństwie związanym z „Biada” nie decyduje oczywiście samo ubóstwo czy bogactwo, lecz serce i postawa życiowa człowieka (por. Ivo Bagaric OFM, 10 minut na ambonie, s. 102). Przecież to nie euro, dolar, złotówka są przeklinane, ale serce, które przykleiło się do pieniądza i sprzedaje Boga i ludzi za centy i grosze. Jezusowe „Biada” krytykuje takie zniewolone serca.
Chrystus Pan wyraźnie stoi po stronie tych, którzy posiadają szczere serca i otwarte umysły. Jego słowo wskazuje klarownie, że błogosławieni są ci, którzy dbają o wewnętrzne bogactwo. Owi są jak drzewo zasadzone nad płynącą wodą. Mają przyszłość i owoce ich nie będą kwaśne. Jeremiasz — „prorok płaczący” — działający w VII/VI wieku przed Chrystusem — napisał tak o niewolniku tego świata: „Przeklęty mąż, który pokłada nadzieję w człowieku i który w ciele upatruje swą siłę, a od Pana odwraca swe serce. Jest on podobny do dzikiego krzewu (jałowca) na stepie, nie dostrzega, gdy przychodzi szczęście; wybiera miejsca spalone na pustyni, ziemię słoną i bezludną” (Jr 17,5−6).
Co robić zatem, aby siebie posadzić raczej przy żywej wodzie, a nie na ziemi słonej i bezwodnej? Jak prowadzić swoje serce, aby nie zostać pozłacanym niewolnikiem? Jak zostać szczęśliwym, szczerym, ofiarnym tu, a w wieczności znaleźć łaskę u Boga? To dzisiejsze centralne pytania. A odpowiedź jest prosta: nie obejdzie się bez ćwiczenia, ascezy serca, bez minut modlitwy. Nie obejdzie się bez wymagań, dobrych planów, wierności powołaniu, posłuchu dla sumienia, mozolnej dbałości o szczegóły życia. Nie obędzie się bez systematycznej spowiedzi. Nie obejdzie się bez dzielenia się z innymi. To droga pracy nad sobą, której świat nie chce; to jednak droga pewnego wysiłku, ale i wielkiej satysfakcji. Psalm 1, właśnie ten psalm otwierający całą świętą księgę śpiewów dla Boga, traktuje poetycko o tym tak:
Szczęśliwy człowiek, który nie idzie za radą występnych,
nie wchodzi na drogę grzeszników
i nie zasiada w gronie szyderców (…).
On jest jak drzewo zasadzone nad płynącą wodą,
które wydaje owoc w swoim czasie.
Liście jego nie więdną,
a wszystko, co czyni, jest udane.
Dzisiejsza Eucharystia prowadzi nas nad wodę płynącą, nie wysychającą, nie sezonową. Udajemy się nad rzekę łaski, miłosierdzia i wielkiego pokoju, przysiadamy nad wodą życia dostępną dla wszystkich, aby swoje duchowe korzenie w niej zapuścić. Nie obawiamy się, gdy zimno, gdy nadejdzie upał, bez wielkiej różnicy na środowisko w którym żyjemy zachowamy dzięki Bogu zielone liście; także w latach posuchy nie doznamy niepokoju i nie przestaniemy wydawać owoców. Bo będziemy wolni wolnością Ewangelii i Jej przepisem na szczęście. Staniemy się owocującym, żywym drzewem, a nie zeschłym krzakiem liczącym tylko na swoje pozłacane zasoby. Amen.
/ks. inf. Dariusz Raś/