Ponad pięćset lat temu drukarz z Bawarii Florian Ungler założył w naszym mieście drukarnię. Trzy lata później, w 1513 r. wydrukował słynny modlitewnik pt. „Raj duszny” („Hortulus animae”), przerobiony z łaciny na polski przez poetę i tłumacza, Biernata z Lublina. Ów modlitewnik cieszył się w XV i XVI w. tak wielką popularnością, że osiągnął ponad sto wydań! Prócz umieszczonego na początku kalendarza zawierał psalmy, hymny, modlitwy do Boga, Jezusa, Maryi i świętych (m.in. Jana, Jakuba, Piotra, Pawła) (za: Paweł Stachnik). Czyż to nie znamienne, że ok. 160 kart, opatrzonych drzeworytami, drukowanych modlitw dotyczyło zbawienia duszy? „Raj duszny” jest również prostym świadectwem modlitw i wskazuje jak ówcześni Polacy pamiętali o zmarłych, zwłaszcza rodzicach, przyjaciołach oraz duszach w czyśćcu cierpiących — „duszach pustych”. Czyż to nie znamienne, że „Raj duszny” jest pierwszą książką wydrukowaną w całości po polsku?
Zgodnie z liturgią, warto przypomnieć choćby o dwóch zwyczajach praktycznych związanych z chrześcijańskim przeżywaniem śmierci. Otóż często słychać pytanie: Skąd się wziął zwyczaj tzw. gregorianki? Gregorianka to trzydzieści kolejnych mszy św. ofiarowanych dzień po dniu za jedną osobę zmarłą. Całą historię opisał papież św. Grzegorz Wielki, benedyktyn, w swych „Dialogach”. Po śmierci pewnego zakonnika, niejakiego Justusa, który mocno przekroczył reguły mniszego życia, Grzegorz zaczął się „w duchu litować nad zmarłym bratem i myśleć z głębokim smutkiem o jego czyśćcowych katuszach i szukać jakiegoś środka, aby mu pomóc”. Polecił przeorowi, aby odprawiono za Justusa trzydzieści mszy św., dzień po dniu, bez przerwy.
Po odprawieniu trzydziestej mszy ukazał się w widzeniu swemu rodzonemu bratu już nie Justus — lecz św. Justus i powiadomił go, że właśnie został zwolniony z czyśćca i dołączył do wspólnoty zbawionych w niebie. „Z tego wyraźnie się okazało, że zmarły brat przez zbawczą Hostię został uwolniony z katuszy” – tak w swoich „Dialogach” podsumował to papież Grzegorz I. Uważa się, że to właśnie pod wpływem jego autorytetu praktyka trzydziestu kolejnych mszy św. — gregorianki — odprawianych za konkretną osobę zmarłą upowszechniła się najpierw w Rzymie, a potem w Europie i całym świecie. Utrwaliły się nawet zasady odprawiania gregorianek sformułowane przez Stolicę Apostolską, lecz dopiero 24 lutego 1967 r. i zawarte w Deklaracji Kongregacji Soboru (to dawna nazwa Kongregacji ds. Duchowieństwa).
Wg zasad, po pierwsze, mszę św. gregoriańską można odprawiać tylko za jedną osobę (nie ma gregorianek zbiorowych). Po drugie, msze św. gregoriańskie odprawiane są tylko za zmarłych (nie ma gregorianek za żywych). Po trzecie, msze św. gregoriańskie za jedną osobę należy odprawiać dokładnie przez trzydzieści dni. Po czwarte, istotna jest „stała ciągłość w odprawianiu mszy św.”, a nie jest wymagane, aby gregoriankę w konkretnej intencji odprawiał zawsze ten sam ksiądz. Cały zwyczaj oparty jest na przekonaniu wiernych, że gregorianki są dobrą pomocą dla doznających w czyśćcu uwolnienia od następstw ich grzechów. Ostateczną wartość duchową mszy św. zna oczywiście tylko Bóg. Stąd nie można „filozofować” o jakimś automatyzmie działania takiej serii mszy. Zwyczaj trwa i jest często praktykowany również w naszej wspólnocie Mariackiej.
Prócz gregorianki istnieje tradycja mszy św. 30. dnia po śmierci. Jako źródło tejże tradycji wskazywany jest Stary Testament. W księdze Powtórzonego Prawa czytamy „Izraelici opłakiwali Mojżesza na stepach Moabu przez trzydzieści dni” (Pwt 34,8). Więc msza św. w trzydziestym dniu po śmierci jest traktowana jako zakończenie pierwszego, intensywnego okresu żałoby po bliskim zmarłym.
Pytanie drugie dotyczy mówienia o śmierci w ogólności, a szczególnie problemu jak mówić dzieciom o śmierci. Niegdyś śmierć była bowiem postrzegana bardzo zwyczajnie, naturalnie, jako przeżycie odchodzenia najbliższego w rodzinie do domu Ojca niebieskiego. Dziś zazwyczaj śmierć nie przychodzi szybko. Często staje się traumatyczna z powodu długiej szpitalnej terapii chorego. Walczymy bowiem o przedłużenie życia chorych. Jak zwraca uwagę angielskojęzyczny „The Economist”, w ciągu ostatnich 4 pokoleń średnia długość życia zwiększyła się bardziej niż przez ostatnie 8 tysięcy lat. W 1900 roku oczekiwana długość życia wynosiła zaledwie 32 lata. Dzisiaj to prawie 72 lata. Medycyna poczyniła olbrzymie postępy. Dlatego czasem może pojawić się pokusa, by jak najdłużej trzymać dzieci i dorosłych z dala od pojęcia śmierci. Zmierzenie się z tym tematem jest jednak lepsze od milczenia.
Każde dziecko bowiem bez wyjątku zastanawia się nad śmiercią, odwiedzając cmentarz, nawet jeżeli samo o tym nic nie mówi. Dlatego warto rozmawiać z dziećmi o śmierci. Jednak mówmy o śmierci po chrześcijańsku jako o kontynuacji życia, które zaczyna się tutaj na ziemi i znajduje przedłużenie w życiu wiecznym. Tak przecież wierzymy! Chodzi też o wprowadzanie dzieci w modlitwę za zmarłych i wejście z nimi w tajemnicę świętych obcowania. Co więcej, należy mówić dzieciom również, że raczej sami wiemy mało o tej tajemnicy życia po śmierci. Bóg, On sam przygotowuje nam mieszkanie! (por. Christine Ponsard, Wszystkich Świętych i rodzinne spotkania przy grobach: jak rozmawiać z dziećmi o śmierci?). Przychodzi nam tutaj na pomoc fragment Pisma Świętego z Pierwszego Listu do Koryntian, że ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało, ani serce człowieka nie zdołało pojąć, jak wielkie rzeczy Bóg przygotował tym, którzy Go miłują…
Na koniec naszego rozważania proponuję modlitwę o szczęśliwą śmierć autorstwa kard. Newmana. Niech ona nas samych wprowadza w tajemnicę przejścia przez naszą śmierć podczas tej Eucharystii. Oto ona: O Panie mój i Zbawco! W godzinie mej śmierci podtrzymuj mnie swoimi ramionami i łaską Twoich sakramentów. Niech zabrzmią nade mną słowa rozgrzeszenia, niech mnie namaści i naznaczy święty olej chorych, niech Ciało Twoje będzie moim pokarmem, a Krew Twoja moim orzeźwieniem. Niech życzliwie spojrzy na mnie Maryja, Twoja i moja Matka. Niech Anioł Stróż szepcze mi słowa pokoju, a pełni chwały święci Patronowie moi niech się wstawiają za mną, abym z Twojej dobroci i za ich wstawiennictwem otrzymał dar wytrwania i umarł tak, jak żyć pragnę: w Twojej wierze, w Twoim Kościele, w Twojej służbie i w Twojej miłości. Amen.
/ks. inf. Dariusz Raś/