Jedna z szwedzkich partii politycznych w opozycji do tradycji, zaplanowała w latach siedemdziesiątych wielką reformę społeczną dokumentem: „Rodzina przyszłości” (Szwecja 1972 r.). Model rodziny z tego dokumentu przestawiał akcent tworzenia tej pierwszej komórki społecznej ze słowa miłość na… niezależność. Uff… Jak pomyśleli — tak zrobili. Miłość, do tej pory rozumianą jako oddanie drugiej osobie, jako bezinteresowny dar zdefiniowano jako autonomię od drugiej osoby, czyli małżonka czy tej trzeciej osoby, czyli dziecka. Błąd antropologiczny i partyjny eksperyment doprowadził w tym szwedzkim modelu „miłości” do wprowadzenia indywidualizmu jako zasady społecznej. Co się wydarzyło po paru dziesięcioleciach stosowania w praktyce założeń tego modelu? Zapanowała istna plaga samotności, co zaprezentował film dokumentalny pt. „Szwedzka teoria miłości” w reżyserii Erika Gandiniego.
Planeta singli? Taki system nie ma przyszłości, ponieważ nie rodzi, nie owocuje. Odejście od wzorców naturalnych wskazywanych również przez naszą Biblię jako źródło szczęścia doprowadza do zaistnienia rodziny istniejącej tylko teoretycznie. Nie można bowiem bezkarnie zamienić słowa rodzic na partner. Nie można! Bo niby w imię czego wybiórczo traktować fundamentalny i naturalny model rodziny. Uwalnianie obywateli od wzorca tradycyjnej rodziny przez promocje niegodnych zachowań i ośmieszanie wspólnot kościelnych doprowadziło już tu i ówdzie do stanu, w którym połowa mieszkań zamieszkana jest przez jednego obywatela. Tyle, że zupełnie niezależni czują się coraz bardziej samotni, zagubieni i depresyjni.
Zapomnienie, że człowiek jest istotą rodzinną nie wieszczy powodzenia żadnej instytucji, również tej bankowej. Ideał związków partnerskich, ludzi niezależnych, finansowo ustawionych, wspieranych przez państwo, których łączy tylko i wyłącznie krótkotrwała więź emocjonalna prowadzi do zaprzeczenia istocie życia na ziemi. Na samych emocjach nie zbuduje się rodziny i cywilizacji. Bo miłość to przede wszystkim długodystansowa więź. To przecież obserwujemy w Betlejem. Nie ma gospody, nie ma nawet skromnego mieszkanka, lecz jest miłość i ciepło rodziny. Jest błogosławieństwo z Góry. Przy nim się ogrzewamy jako chrześcijanie i tego ciepła starcza jeszcze dla cywilizacji europejskiej. Jak długo? Ufamy, że do końca świata.
Wspólnota ludzi wierzących, Kościół, w kalendarzu liturgii raz w roku przypomina nam tę wielką mądrość. Rodzina to znaczy więź. Rodzina to znaczy wspólnota. Rodzina to tam, gdzie się rodzi. Dzisiaj Święta Rodzina: Jezus, Maryja i Józef wskazują nam na istotę sprawy. W dobie powszechnego kryzysu życia rodzinnego, wielu grzechów przeciwnych rodzinie, potrzebujemy nie tylko pro memoria i wzorca, ale przede wszystkim wstawiennictwa i uzdrowienia.
Na tej Eucharystii modlimy się przez orędownictwo Świętego Józefa o mężczyzn, dobrych i odpowiedzialnych mężów i ojców, którzy potrafią powściągać własne ambicje i egoizm i służyć rodzinie. Prosimy Świętą Maryję o wstawiennictwo za kobietami, aby nie lękały się bycia wielkodusznymi żonami i mamami. A samego Jezusa prosimy, aby uzdrawiał relacje między żonami i mężami oraz rodzicami i dziećmi. Po to jest ta Eucharystia. Amen.
/ks. inf. Dariusz Raś/