Wydaje się, że nierzadko ludzie współcześni wybierają koncepcję życia myślanego jako przeżywanie rozrywki. Wielu nawet zdaje się pracować tylko dlatego, aby potem się rozerwać, bawić się, wydać zarobiony grosz, zażyć wielu przyjemności. Holenderski myśliciel Johan Huizing w swojej wydanej już w 1938 r. książce pt. „Homo ludens” (czyli człowiek bawiący się) zwrócił uwagę na to właśnie zjawisko. Czy jednak rzeczywiście człowiek żyje dla rozrywki? Czy też różne jej formy istnieją dla człowieka po to, aby odpoczął i nabrał sił?
Odpowiedź uzyskamy po przemyśleniu dzisiejszego fragmentu Ewangelii św. Łukasza. Józef i Maryja, Symeon i Anna nie żyją dla siebie. Ci pierwsi, radośnie przynieśli do świątyni i według zwyczaju Dziecię Jezus, aby je ofiarować Bogu. Ci drudzy, szczęśliwie oddają się od lat kontemplacji Boga. Doświadczają razem spotkania i wielkiego poczucia sensu życia. Takie wspaniałe jest bowiem doświadczenie przepływu łaski z góry, którego doświadczają ludzie, kiedy doświadczają spotkania u Boga. Jedna mama powiedziała mniej więcej tak: „doświadczam wielkiej radości życia, kiedy czytam mojej córce i kiedy ona próbuje czytać dla mnie. W takich chwilach tracę poczucie czasu, jestem całkiem pogrążona w tym co robię. Odczuwam wtedy wielkie dobro”. Miłośnik górskich wędrówek i grzybiarz zwierzył mi się kiedyś: „Moje wędrówki w góry to nie żadne lenistwo. Przecież od człowieka nie zawsze wymaga się pracy. Patrząc na piękno przyrody odkrywam Stwórcę i potwierdzam jak On jest wielki i dobry”.
Kluczową sprawą w życiu jest rozwój osoby, zbudowanie więzi rodzinnych, przyjacielskich, aktywne zaangażowanie dla innych, wykorzystywanie wysoko rozwiniętych umiejętności, poczucie spełniania misji, spotkanie Boga. Rozrywka sama w sobie nie może stanowić dla chrześcijanina osi życia i nie może stać się głównym motywem naszego sensu istnienia. Bo przecież w niej samej nie chodzi o coś najważniejszego tylko o przygotowanie się do większych rzeczy. Człowiekowi potrzeba jak tlenu wysiłku, samodyscypliny. Tak zostaliśmy stworzeni. Człowiek żyje bowiem sensem owocowania własnego życiorysu, ofiarowania siebie samego dla innych. Dopóki tego nie zrozumie jego życie będzie dla niego poszukiwaniem wrażeń, które tylko na chwilę pozwolą zapomnieć o jego talentach i o ich pochodzeniu od Stwórcy.
Jak żyć ową duchowością ofiarowania? Jak odnaleźć szlak wiary, sensu i życiowego owocowania? Podpowiada nam to ciągle dzisiejsze słowo. Przedstawienie Pana Jezusa w świątyni to nie tylko prosty zwyczaj. Ludzie w świątyniach całego świata przypominają sobie o sensie swojego przebywania na ziemi. Pan Jezus – On, wraz ze swoimi Najbliższymi publicznie ofiarowuje się na służbę i do dyspozycji planów Bożych. Sensem życia jest bowiem bycie do dyspozycji, to przynosi największą radość i spełnienie. Dlatego ta Eucharystia to znak takiego ofiarowania, bycia do dyspozycji Boga i bliźnich. Podczas tej godziny każdy z nas pragnie ofiarować się na służbę, nie na służbę w świątyni, lecz na służbę w codziennym życiu. Po prostu każdego 2 lutego obchodzimy święto naszego ofiarowania. Dzisiaj jest na to bardzo dobra okazja, aby siebie i swoje zdolności jeszcze raz ofiarować Bogu na służbę. Wówczas życie lepiej będzie smakować. Amen.
/ks. inf. Dariusz Raś/