0:00/ 0:00

Zeskanuj, aby wesprzeć Bazylikę

spark-qr mobile
POKAŻ MNIEJ

Przekaż ofiarę dla Bazyliki Mariackiej
w Krakowie z użyciem aplikacji Spark

Nie masz aplikacji? Wejdź na spark.pl
ZAMKNIJ

Przekaż ofiarę dla Bazyliki Mariackiej
w Krakowie z użyciem aplikacji Spark

Przejdź

lub na 70 1240 1431 1111 0000 1045 5360 (numer konta parafii)

Aplikacja dostępna dla platformy

Kazania

Sieroty

Sieroty

Kim byli sadu­ce­usze (hebr. צְדוּקִים sĕdûqîm), boha­te­rzy nar­ra­cji dzi­siej­szej Ewan­ge­lii? Wyja­śnia nam histo­ria: to stron­nic­two reli­gij­no-poli­tycz­ne, „par­tia” w Judei w Izra­elu, utwo­rzo­na oko­ło 200 lat przed naro­dze­niem Pana Jezu­sa. Ta wpły­wo­wa gru­pa przy­wód­ców ludu zawią­za­na wokół kapła­nów Świą­ty­ni Jero­zo­lim­skiej wywo­dzą­cych się m.in. z rodu Sado­ka, arcy­ka­pła­na Świą­ty­ni mia­no­wa­ne­go jesz­cze przez Salo­mo­na, oddzia­ły­wa­ła poważ­nie na cały naród izra­el­ski. Co cie­ka­we, owo stron­nic­two nie wie­rzy­ło zbyt­nio w przyj­ście Mesja­sza czy zmar­twych­wsta­nie ciał. Poglą­dy ich wyni­ka­ły z dosłow­ne­go czy­ta­nia Świę­tej Tory — Pię­ciok­się­gu. Bóg dla sadu­ce­usza był rze­czy­wi­ście obec­ny w świą­ty­ni, ale nie inte­re­so­wał się jed­nak czy­na­mi ludz­ki­mi. Czło­wiek posia­dał wg nich cał­ko­wi­tą wol­ność, w peł­ni odpo­wie­dzial­ny za swe czy­ny i to od nich zale­ża­ło jego szczę­ście na ziemi.

Sadu­ce­usze nego­wa­li kon­se­kwent­nie tak­że ist­nie­nie nagro­dy i kary po śmier­ci. Wg nich dusza zani­ka­ła wraz z roz­kła­dem cia­ła. Ten pogląd jak­by roz­po­zna­je­my u wie­lu współ­cze­snych przed­sta­wi­cie­li mate­ria­li­zmu. Sadu­ce­usze wyzna­wa­li tak­że cał­ko­wi­ty fata­lizm wszyst­kich zda­rzeń, ponie­waż nie zale­żą one od Boga-obser­wa­to­ra i to zosta­ło im gorz­ko wytknię­te przez Jezu­sa Pana. A prze­cież to nie tak: dobry Bóg w żad­nym momen­cie nasze­go życia nie mani­pu­lu­je nami, nie inge­ru­je w naszą wol­ność deter­mi­nu­jąc nasze wybo­ry, co nie ozna­cza, że nie poma­ga z tro­ską tym, któ­rzy Go wzy­wa­ją. Nie­wia­ra w Boże obiet­ni­ce jest błę­dem wie­lu. Z jed­nej stro­ny tych, któ­rzy myślą, że wszyst­ko zale­ży od czło­wie­ka a z dru­giej, tych, któ­rzy wie­rzą, że jeste­śmy sie­ro­ta­mi porzu­co­ny­mi w kosmo­sie przez Stworzyciela. 

My chrze­ści­ja­nie wie­rzy­my w zmar­twych­wsta­nie i nie czu­je­my się sie­ro­ta­mi. Prze­czu­wa­my w ser­cu życie w Nie­bie jako nowe życie. Ono nie jest zwy­kłym prze­dłu­że­niem życia na zie­mi. Dla­te­go musi być poprze­dzo­ne jak­by nowym naro­dze­niem — przej­ściem przez bra­mę śmier­ci. A skąd pły­nie ta pew­ność, że jeste­śmy wiecz­ni? Może­my przy­to­czyć wie­le argu­men­tów „za”. Sami je dys­ku­tu­je­my w cza­sie listo­pa­do­wych roz­my­ślań nad gro­ba­mi bli­skich czy też w cza­sie prze­ży­wa­nia świąt Zmar­twych­wsta­nia Pańskiego.

Naj­lep­szy argu­ment pada dziś z ust same­go Jezu­sa. „Bóg nie jest Bogiem umar­łych, lecz żywych; wszy­scy bowiem dla Nie­go żyją” (Łk 20, 38), inny­mi sło­wy: Bóg nie eks­pe­ry­men­tu­je ze swo­imi uko­cha­ny­mi dzieć­mi. Jezus infor­mu­je nas: „Jeste­ście wiecz­ni, bo Bóg jest waszym Bogiem, bo Bóg przy­zna­je się do was, bo Bóg was kocha” (Mie­czy­sław Łusiak SJ). Jeśli więc chce­my prze­ko­nać się, że jeste­śmy wiecz­ni, poznaj­my naj­pierw miłość Boga. Ta Eucha­ry­stia o tym opo­wia­da. Amen.

/​ks. inf. Dariusz Raś/