Kiedy człowiek staje się syty? Gdy zadajemy to pytanie naprawdę nie chodzi nam chyba tylko o pokarm i napój dla ciała, o samo napełnienie brzuchów. Znamy moralne wykroczenie nazwane nieumiarkowaniem w jedzeniu i piciu, rozpoznajemy nałogi, które powstały z braku umiaru, obserwujemy uleganie nadmiernej konsumpcji, obżarstwo, opójstwo, życie w cieniu kultury użycia. Dlatego, kiedy zadajemy pytanie o sytość człowieka, najczęściej gubimy się w rozważaniu biednych, głodnych, żebrzących lub o nienasyceniu, o ciągle nowych pragnieniach, aby więcej mieć, zjeść, wypić, użyć. A Pismo Święte — ta Dobra Wiadomość — przekierowuje nas na zupełnie inny tok myślenia i rozwiązuje tajemnice osiągania sytości.
Prorok Izajasz pyta w tym kontekście: Czemu wydajecie pieniądze na to, co nie jest chlebem? I waszą pracę – na to, co nie nasyci? (Iz 55). O co chodzi prorokowi? Chodzi o to, że w swoim życiu doświadczamy różnego rodzaju głodu. I nie można problemu głodu odnosić tylko do ciała. A już zupełnie poważnym problemem jest zaspokojenie głodu duszy. Ktoś widział głodującą duszę? To pewnie trudne tak zobaczyć. Ale czy ktoś widział człowieka zupełnie nieszczęśliwego, samotnego, strapionego, załamanego? Jeśli tak, to zobaczył głodującą duszę.
Każdy z nas został stworzony z wewnętrznym nastawieniem na Boga. A tego pragnienia nie można zaspokoić żadnym innym dobrem świata. Nasze dusze nie mogą po prostu żyć bez Boga, bez Jego wsparcia słowem, Jego pociechy, ponieważ wysychają, cierpią. I jeśli ktoś się nie modli, to natychmiast zaczyna szwankować mu to i tamto. I w konsekwencji bez poszukiwania, napełnienia się Bogiem ludzie uciekają się do rozwiązań na skróty. Chcą nasyć swoją duszę czymkolwiek. A diabeł? Diabeł robi wszystko, żeby zagłuszyć w nas prawdziwy głód Boga. Będzie podsyłał „zapychacze”, „śmieci”, aby nas zająć, zagonić, abyśmy nie mieli czasu na dbanie o to czego prawdziwie potrzebuje nasza dusza. Stąd pytanie czy jakaś dusza wśród nas nie jest przypadkiem zagłodzona? Czy ktoś z nas nie włączył tej diety na zatracenie? Czy nie usycha z głodu za Bogiem dusza kogoś z naszych bliskich i znajomych?
Człowiek z zagłodzoną duszą nie panuje nad swoim ciałem. Łatwiej ulega pokusom, grzeszy. Co więcej, „zagłodzony” duchowo bywa smutnym przypadkiem rozgoryczenia, bezsilności, uprzedzeń, apatii, nieufności, pełni lęków. Dlatego przybywamy dziś na Mszę, nie po to, aby Pan Jezus był zadowolony z naszego przybycia, ale aby zaspokoić głód najważniejszy, głód duszy u Niego. Naśladujemy te tłumy, które zwiedziały się o Nim i z miast i wsi poszły za Nim. A on lituje się nad nami i uzdrawia naszych chorych i daje nam nakarmić ducha. On jest Dobrym Pasterzem i nas karmi, odżywia i daje plan na następny tydzień (por. Mt 14).
Bądźmy pewni, że nie będą nasyceni, czyli pozostaną nieszczęśliwi ci, którzy nie ruszą ze swojej kryjówki za Jezusem, czy ci którzy pragną się tylko bogacić, zdobywać władzę dla władzy. Zawsze pozostanie im uczucie niedosytu i niezrealizowania. Ta samotność i ta gonitwa nie dają szczęścia. Bądźmy raczej pewni tego, że ani śmierć, ani życie, ani aniołowie, ani Zwierzchności, ani rzeczy teraźniejsze, ani przyszłe, ani Moce, ani co jest wysoko, ani co głęboko, ani jakiekolwiek inne stworzenie nie zdoła nas odłączyć od miłości Boga, która jest w Chrystusie Jezusie, Panu naszym (Rz 8). Amen.
/ks. inf. Dariusz Raś/