Czy wiemy, że po Wielkanocy — Zmartwychwstaniu Pana ‑Zesłanie Ducha Świętego to drugie święto chrześcijaństwa? Zapewne tak. Po przeczytaniu czytań jeden z księży napisał tak: „Zesłanie Ducha Świętego nie jest cudownym biblijnym widowiskiem z gatunku „światło i dźwięk”. To nie huczny początek działalności „fanklubu” Jezusa z Nazaretu. Tu dzieją się rzeczy najważniejsze” (ks. Michał Lubowicki). Co więcej, wielu teologów ten moment w historii apostołów nazywa „narodzinami Kościoła misyjnego”. Duch Święty uzdalnia od tamtej pory ludzi do rzeczy wielkich: mądrości, rozumu, rady, męstwa, umiejętności, pobożności i bojaźni Bożej. Trzeba tylko dać się porwać Duchowi Jezusa, Duchowi Ojca, Duchowi Świętemu. Nam ochrzczonym nie wolno już szukać swojego ego, wywoływać czy przywoływać w życiu innych duchów i poszukiwać duchowości na manowcach. To byłby widomy znak, żeśmy spoganieli i zasmucili Ducha Świętego.
Na każdej mszy jest szczególny moment Ducha Świętego zwany „epiklezą”. Słowo pochodzi z greki i najlepiej przetłumaczyć je jako: „wołanie ze środka”, czy też „przywoływanie ze środka”. Ze środka Eucharystii. W czasie konsekracji przywołujemy zawsze tej mocy Ducha Świętego. Bez niej nie jesteśmy w stanie uczynić Mszy. Na epiklezę zwróćmy szczególnie baczną uwagę w czasie Mszy. To moment Ducha Świętego. Słowa te lub podobne w zależności od wybranego kanonu „Uświęć te dary mocą Twojego Ducha, aby stały się dla nas Ciałem i Krwią naszego Pana, Jezusa Chrystusa” (II ME) oraz gest wyciągniętych nad darami rąk to epikleza o Ducha Świętego.
W prywatnym życiu potrzebne nam tak często to „wołanie ze środka”, czyli ten poryw serca, który naprawia popsute, leczy rany, prostuje ścieżki. Znamy z przekazu biblijnego Dziejów Apostolskich, że Duch Święty czyni swoim działaniem mowę łatwiejszą: nie chodzi tylko o koine, „grekę wspólną” czy inne języki jak w przypadku pierwszych uczniów. Duch Święty sprawia, że nasza mowa staje się budująca. Św. Paweł dodaje jakby w tym kontekście w Liście do Kolosan (4,6): „Mowa wasza, zawsze miła, niech będzie zaprawiona solą tak byście wiedzieli, jak należy każdemu odpowiadać”. Umiejętnie używanie daru mowy i słowa jest nam dane i zadane przez Ducha.
Mowa zaprawiona solą? Sól to biblijny symbol oczyszczenia, siły i trwałości. Sól zatrzymuje rozkład, powstrzymuje zniszczenie i zachowuje to, co ma z nią kontakt. Taka winna być nasza mowa. Wolna od plotki, złych kontekstów, wulgaryzmów a radosna, zachowująca dobrą wolę, podpierająca. Mowa, powinna mieć ten wymiar „wołania od środka”, wymiar Ducha Świętego, który „przyprawia” relacje między ludźmi, „chroni” wspólnotę, rodzinę, człowieka przed zepsuciem, „zachowuje” więzi w dobrym stanie. Przyjrzyjmy się Eucharystii. Ona jest pełnią Ducha i dobrych słów. Nie ma w niej nic zbędnego, nic co odpycha, a jest to wszystko, co buduje i przyprawia nasze życie niebem. Troszczmy się więc o naszą codzienną mowę, o to, aby nią budować, naprawiać, prostować, leczyć „życie ze środka”. O tym jest Zesłanie Ducha Świętego. Amen.
/ks. inf. Dariusz Raś/